
Dziennik Łódzki o Igorze Sypniewskim pisał trzy lata temu:
Jego pierwsza przygoda z łódzkim klubem miała miejsce, gdy piłkarz był nastolatkiem i ograniczyła się do epizodu, po drugie w końcu – o zawodniku, który w barwach Panathinaikosu Anety „kręcił” w Lidze Mistrzów obrońcami Arsenalu Londyn, a na słynnym Highbury pokonał samego Davida Seamana, nie wspomnieć po prostu nie wypada.

Sypniewski wrócił na al. Unii 2 po wielu latach wiosną 2005 roku i chociaż, jak sam potem przyzna, nie zdołał okiełznać swoich „demonów”, a te prześladowały tego niezwykle utalentowanego zawodnika od zawsze, szybko stał się czołową postacią łódzkiego klubu.

Popularny „Sypek” spędził w ŁKS półtora roku, wystąpił w 46 spotkaniach i zdobył 16 goli, co najważniejsze, bardzo pomógł klubowi awansować do ekstraklasy w 2006 roku. A potem? Potem Sypniewski przegrał walkę, którą toczył od lat.

Igor Sypniewski nie żyje.