Polska, Słowenia i być może jeszcze trzeci kraj, będą organizatorami MŚ w siatkówkę w tym roku. Polska kandydatura była mocno promowana od początku wybuchu wojny na Ukrainie. Pierwotnie miały się one odbyć w Rosji.
- W stałym kontakcie z FIVB jesteśmy niemalże od pierwszego dnia konfliktu na Ukrainie. To wtedy wyraziłem gotowość do tego, by Polska przejęła organizację imprezy od Rosjan – właśnie po to, by kibice, siatkarze i światowy sport nie był ofiarą tego, czego dopuszcza się Putin na Ukrainie, ale żeby tylko Rosjanie poczuli tę odpowiedzialność. Nawoływanie do sankcji to jednak nie wszystko, ale trzeba też pokazać alternatywy – i my je pokazaliśmy. Pokazaliśmy, że w tak strażackich terminach jesteśmy w stanie przejąć tę imprezę i dobrze ją zorganizować. Na etapie negocjacji przekonaliśmy do tego FIVB i ostatecznie kilka godzin temu podpisaliśmy wiążące dokumenty – powiedział minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk w rozmowie z TVP Sport.
Bortniczuk zaproponował wspólną organizację Słoweńcom. Swoja decyzje tłumaczył miłością tego kraju do siatkówki i dostępnością obiektów. Kandydatur było jednak więcej i były one atrakcyjniejsze od polskiej w kontekście finansowym. Bortniczuk wyjawił, że o organizację ubiegały się kraje azjatyckie i arabskie, ale oprócz pieniędzy FIVB musiało też zastanowić się nad perspektywą kibicowską i rozwojem sportu.
Nad Wisłą odbędą się dwa mecze 1/8 finału, dwa ćwierćfinały, oba spotkania półfinałowe oraz te medalowe. Nie zabraknie również fazy grupowej - w Polsce swoje spotkanie rozegrają dwie z nich.
FIVB podjęła też decyzję, że Ukraina bezpośrednio zastąpi Rosję w turnieju głównym mistrzostw świata. Federacja stwierdziła, że nie będą potrzebne żadne dodatkowe metody. W piątek informacja ta została oficjalnie potwierdzona przez ministra Bortniczuka.
