Mossad po akcji w Dubaju znów sieje postrach

asa
Akcja zlikwidowania jednego z dowódców Hamasu to dowód, że Mossad wraca do czasów porwań i skrytobójczych operacji poza Izraelem. Ta strategia to dzieło "ulicznego wojownika", jak w Izraelu nazywa się szefa Mossadu Meira Dagana - pisze Sheera Frenkel.

Zamordowanie w luksusowym hotelu w Dubaju wysokiego rangą przedstawiciela zbrojnego skrzydła Hamasu Mahmuda al-Mabhuha natychmiast zrodziło spekulacje na temat ewentualnych wykonawców wyroku. Podejrzanych jest wielu. Jak w wielowątkowej, trzymającej w napięciu powieści kryminalnej. To prawdopodobnie właśnie al-Mabhuh szmuglował irańską broń do objętej blokadą Strefy Gazy.

Kto chciał jego śmierci? Łatwiejsze byłoby chyba pytanie inne: kto jej nie chciał? Wpływu Iranu obawia się nie tylko Zachód, ale i sunnickie kraje arabskie. Dla nich ten pierwszy to zagrożenie dla ich pozycji w samym regionie. Ale nie tylko - obawy dotyczą także ewentualnych niepokojów w obrębie zamieszkujących je mniejszości szyickich. Zachód uznaje Hamas za organizację terrorystyczną i wszędzie, gdzie tylko może, stara się podciąć Iranowi skrzydła.

Jednak najbardziej oczywistym podejrzanym w tego typu sprawie jest Izrael. Nie tylko dlatego, że ugrzązł w walce o zniszczenie Hamasu, a Iran postrzega jako zagrożenie dla swojego bytu państwowego. Istnieje też wiele innych poszlak związanych z samym sposobem przeprowadzenia operacji. Po pierwsze w oczy się rzuca wysoki profesjonalizm działania 11-osobowej ekipy, która dokonała zamachu. Poszczególne posunięcia jej członków, niemal krok po kroku, prześledziła dubajska policja.

Przylecieli do emiratu z Monachium i Kataru. Używali paszportów brytyjskich, niemieckich, francuskich i irlandzkich. Zameldowali się w różnych hotelach. Telefonowali za pomocą międzynarodowych urządzeń trasujących - routerów - i znakomicie potrafi się maskować. Pozostawali niemal anonimowi w tłumie turystów. Doskonale zdawali sobie sprawę, iż wszelkie podejrzane działania natychmiast wyśledzą kamery przemysłowe.

Jedna część grupy dokonywała czynności obserwacyjnych. Śledzili wszelkie ruchy podejrzanego. Druga - dokonała zabójstwa. Udało się jej prawdopodobnie uzyskać karty magnetyczne do otwierania drzwi. Dzięki temu uniknięto zwykle wzbudzającego hałas i podejrzenia włamania. Po wejściu do środka ofiarę ogłuszono elektrycznym paralizatorem. Następnie albo ją uduszono, albo wstrzyknięto truciznę powodującą zawał serca.

Mossad i inne izraelskie agencje wywiadowcze mają za sobą długą historię równie śmiałych i udanych akcji. Przeprowadzano je na całym świecie. Nie chodzi tylko o zabójstwa - jak choćby zlikwidowanie przywódców palestyńskich bojówkarzy, którzy zorganizowali rzeź izraelskich sportowców podczas letnich igrzysk olimpijskich w Monachium w 1972 r. 10 lat wcześniej Mossad pojmał i uprowadził w Argentynie niemieckiego zbrodniarza wojennego Adolfa Eichmanna. Przywieziono go do Izraela, postawiono przed sądem i skazano na karę śmierci. W nieco bliższej historii, w 2007 r., ta sama agencja wywiadu zebrała i przekazała izraelskim siłom powietrznym informacje na temat syryjskich instalacji nuklearnych. Po cichu dokonano bombardowania. Całkiem niedawno izraelskie siły powietrzne, dzięki danym wywiadowczym, dokonały w Sudanie ataku na konwój szmuglujący - prawdopodobnie z Iranu - broń dla Hamasu do Strefy Gazy. Zorganizowanie tego przemytu przypisuje się właśnie Mahmudowi al-Mabhuhowi.
Niegdyś władze Izraela głośno chwaliły się swoimi sukcesami w tego typu operacjach - głównie przeciw odpowiedzialnym za ataki terrorystyczne grupom palestyńskim. Dziś są bardziej wstrzemięźliwe. Po części dlatego, że zmienia się natura i zasady samej gry. Nie chodzi już o to, by poprzez uderzenie w najważniejsze, pieczołowicie wybrane cele przesłać ostrzeżenie grupom Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP) czy podnieść morale samych obywateli Izraela. Obecnie Mossad skupia się przede wszystkim na przeciwniku znacznie groźniejszym - Iranie.

Z pewnością owe przesłania zazwyczaj docierają tam, gdzie mają dotrzeć. Gdy w 2008 r. w Damaszku w ataku bombowym zginął Imad Fayez Mughniyeh, szef zbrojnego ramienia Hezbollahu i jeden z najbardziej poszukiwanych ludzi na świecie, nikt nie przyznał się do zamachu. Mugnijah odgrywał także kluczową rolę w siatce przemycającej broń. Tym razem z Iranu do Libanu poprzez Syrię - bliskiego sojusznika tego pierwszego. Jednak niemal wszyscy obserwatorzy autorstwo zamachu przypisywali Izraelowi.
Nikt też nie chwalił się dokonaniem ataku na rzekome syryjskie instalacje nuklearne. Zamiast tego z kręgów administracji USA wyciekła jedynie informacja, że zakłady miały powiązania z Iranem. W ostatnich latach w tajemniczych okolicznościach po cichu ginął też słuch o niektórych wyższych rangą przedstawicielach irańskiego wywiadu czy pracownikach związanych z programem nuklearnym tego kraju. Ostatni taki przypadek miał miejsce podczas pielgrzymki do Mekki.

Niegdyś władze Izraela głośno chwaliły się sukcesami swojej bezpieki w operacjach likwidowania terrorystów. Teraz są wstrzemięźliwe, bo nowy przeciwnik - Iran - jest znacznie groźniejszy

Jedna z przyczyn takiej wstrzemięźliwości leży w tym, że dyskretne milczenie pozwala grupom czy krajom będącym celem operacji zachować twarz. Po cichu mogą one przysięgać zemstę, ale z owym przyrzeczeniem niekoniecznie idą działania. A gdy za kulisami czekają tak potężne militarnie kraje jak Iran, niebezpieczeństwo eskalacji może mieć ogromny wpływ na sytuację całego regionu. Publiczne przechwałki nie stanowią też rozsądnego wyjścia z taktycznego punktu widzenia. Szczególnie wtedy, gdy chodzi o nieprzewidywalne reżimy, które już u siebie są przedmiotem nieustannej wewnętrznej gry o wła_dzę. Pozostaje jednak kwestia czystej hucpy, jaką jest wykorzystanie w akcji zamachu na Mahmuda al-Mabhuha paszportów brytyjskich i irlandzkich. Taki krok wskazuje, iż mamy do czynienia z całkowicie pewną siebie agencją wywiadowczą uznającą, iż ma na tyle silną pozycję i możność wywierania nacisku - a być może także ciche poparcie - aby móc bez przeszkód prowadzić tego typu operacje na terytorium przyciągającym ludzi zamożnych.

Jak zbrodnia w każdej dobrej powieści kryminalnej morderstwo w Dubaju rodzi też mnóstwo odnóg i własnych tematów zastępczych. Zdaniem izraelskich mediów policja dubajska aresztowała dwu Palestyńczyków mających rzekomo dostarczyć wsparcia logistycznego oddziałowi zabójców. Obaj mogli nie zdawać sobie sprawy, dla kogo i w jakim celu pracują. Ale nawet gdyby wiedzieli, z pewnością nie byłby to pierwszy przypadek wykorzystania przez Izrael Palestyńczyków w celu dokonania konkretnego zamachu. Często słyszymy przecież o egzekucjach kolaborantów w Strefie Gazy czy na Zachodnim Brzegu.
Zamach na Mahmuda al-Mabhuha skierował też uwagę na jedną z najbardziej wpływowych, a jednocześnie ukrytych w cieniu postaci w Izraelu - obecnego szefa Mossadu Meira Dagana. Opowiada się o nim następującą anegdotę: W 2002 r., kiedy został mianowany, ówczesny premier Ariel Szaron polecił mu kierować izraelską agencją szpiegowską "z nożem w zębach". Po ośmiu latach można odnieść wrażenie, że Dagan potraktował ten rozkaz prawie dosłownie. Zabicie w Dubaju członka władz Hamasu to tylko kolejny z serii zamachów, w których za sznurki najprawdopodobniej pociągał Dagan.
Obecny szef Mossadu jeszcze nigdy nie cieszył się tak wysokim poparciem w swoim kraju. Na zarzuty, że za zabójstwem w Dubaju stoi Mossad, większość Izraelczyków reaguje uśmiechem i mrugnięciem oka. Wysocy urzędnicy ministerstwa spraw zagranicznych wściekają się z powodu dyplomatycznej awantury, jaką wywołał zamach, ale ci, którzy znają Dagana, mówią, że spływa to po nim jak po kaczce. - To zdeterminowany bojownik uliczny - powiedział Amir Oren, korespondent wojskowy izraelskiego dziennika "Haaretz". Krępy Dagan, którego łagodny głos kłóci się z wizerunkiem demonicznego szefa tajnych agentów, był dwa razy ranny podczas ponadtrzydziestoletniej służby w Izraelskich Siłach Obronnych (ISO), ale unika chodzenia o lasce. Przez jakiś czas kierował agencją antyterrorystyczną. W okresie wspólnej służby w ISO zaprzyjaźnił się z Szaronem. Poprzednik Dagana, urodzony w Wielkiej Brytanii Ephraim Halevy, bardziej zachowawczo kierował Mossadem, skupiając się na wzmacnianiu współpracy z wywiadami innych krajów, mówi Oren. - Kiedy Dagan przejął Mossad, powiedział, że agencja stała się zbyt ostrożna i za długo przygotowywała się do różnych operacji - relacjonuje Oren. - Dagan nie stara się przestrzegać zasad dyplomatycznej elegancji.

Utrzymywanie dobrych stosunków z innymi krajami spadło na sam dół listy celów, mówi "B", były agent Mossadu z czasów Dagana. - Wszyscy wściekają się na Mossad z powodu użycia brytyjskich paszportów. Nie wiem, czy Mossad rzeczywiście maczał w tym palce, a jeśli tak, to skąd wzięli te paszporty, ale wiem, że Dagan nie jest człowiekiem, który przejmowałby się tym, że zdenerwuje paru ludzi przy jakiejś robocie. Według "B" Dagan jest konkretnym człowiekiem, który nie lubi kwestionowania jego decyzji. - Można powiedzieć, że Mossad to jest jego autorski show - powiedział były agent. Informacje o despotycznym stylu zarządzania agencją pojawiły się już na początku szefowania Mossadem przez Dagana. Dziennik "Jerusalem Post" donosił, że ponad 200 funkcjonariuszy odeszło ze służby, ponieważ nie akceptowali tych metod. W czerwcu 2009 r., kiedy premier Beniamin Netanjahu przedłużył o rok urzędowanie Dagana, jeden z jego zastępców podał się do dymisji. Niektórzy Izraelczycy, między innymi Oren, przekonują, że Dagan powinien odejść w związku z aferą wokół zamachu w Dubaju - Izrael oficjalnie nie przyznaje się ani do tej, ani do żadnej innej tego rodzaju operacji - większość obywateli jest z niego zadowolona.

Notowania Dagana w Izraelu po raz pierwszy mocno wzrosły w lutym 2008 r., dzięki udziałowi - oczywiście oficjalnie niepotwierdzonemu - Mossadu w zamachu na wiceszefa Hezbollahu Imada Mughniyeha. Zaczęły krążyć informacje o zabójstwach innych przywódców Hezbollahu i Hamasu. Daganowi przypisano również rzekomo dokonany przez Izrael atak lotniczy na syryjskie cele we wrześniu 2007 r., w ramach walki Mossadu z bliskowschodnimi programami nuklearnymi. Decyzja Netanjahu o pozostawieniu Dagana na urzędzie miała podobno wynikać z faktu, że obecny szef Mossadu doskonale zna irańskie obiekty nuklearne. Zgodnie z niepisaną tradycją funkcję tę sprawuje się przez cztery lata z możliwością rocznego przedłużenia, ale dla Dagana zrobiono wyjątek. "Uliczny bojownik" może też liczyć na hojne środki budżetowe, czego skutkiem jest między innymi to, że zajmowana przez Mossad przestrzeń biurowa w Tel Awiwie od 2002 r. prawie się podwoiła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl