
To wcale nie ryż, choć strukturą do niego jest podobny. Eskamoles to potrawa z Meksyku. Aby pozyskać półprodukty, trzeba być ostrożnym. Czerpie się je z kopców, które budują gigantyczne mrówki. Eskamoles to właśnie jaja przez nie składowane. Po przygotowaniu przypominają konsystencją twaróg, ale nie mają z nim nic więcej wspólnego.

A jak już wywołaliśmy do tablicy sery, to czas na Casu Marzu. To ser produkowany w Sardynii. Robi się go z owczego mleka. Niby nic nadzwyczajnego, przecież górale też mają do tego żyłkę. Tyle tylko, że jego wytwarzanie z tym w Polce nie ma nic wspólnego.
Otóż ser wystawia się na powietrze, siadają na nim muchy i składają jaja. Z nich wykluwają się larwy i... dopiero wtedy zaczyna się robienie właściwego Casu Marzu. Larwy drążą w serze otwory, wywołując fermentację, następnie postępuje proces gnilny.
Gdy ser śmierdzi gorzej niż brudna skarpeta, nadaje się do spożycia. Podaje się go razem z larwami. Z uwagi na względy sanitarne, zakazano sprzedaży tego "przysmaku". Na czarnym rynku jest on nadal dostępny.

Chrupią pod zębami niczym czipsy. I podobnie jak one są słone. Mowa o smażonych tarantulach. To przekąska popularna w Kambodży. Smażone pająki można dostać na straganie. Martwe są już niegroźne.

Z Kambodży w sumie niedaleko już do Japonii. A tu miejscowi pałaszują ryby i to w każdej postaci. Delektują się m.in. oczami tuńczyka, które dostępne są w marketach. Nie wiem jak wy, ale ja nie lubię, kiedy potrawa na mnie patrzy...