Przez lata uchodził w Krakowie za najbardziej znanego muzealnika. I nic dziwnego – potrafił o historii sztuki opowiadać ze swadą, nie stroniąc od anegdot, a przy tym trzymając się merytorycznej strony tematu. Każdy, kto choć trochę interesował się zbiorami Muzeum Czartoryskich, musiał się zetknąć z jego postacią.
Głównie dzięki jego związkom z „Damą z gronostajem” Leonarda da Vinci. Przez lata opiekował się tym obrazem jako kustosz Działu Malarstwa Europejskiego Muzeum Czartoryskich.
Jak piszą o nim koledzy z Muzeum Narodowego w Krakowie, żegnają „autora licznych wystaw, znawcę malarstwa, poetę wrażliwego na piękno sztuki i świata”. Był w grupie kustoszy pracujących z Markiem Rostworowskim przy słynnej wystawie „Polaków Portret Własny”, bodaj najsłynniejszej polskiej ekspozycji po II wojnie światowej, przygotowanej przez Muzeum Narodowe w Krakowie.
Lubił swoją pracą się dzielić i o niej opowiadać – nie tylko zawodowo. Spotkania z nim przy kawie zawsze pełne były rozmaitych anegdot. Jak ta, gdy leciał pierwszą klasą wraz ze schowanym w specjalnej kasecie arcydziełem. Zaczepiła go wówczas miła stewardesa, która opowiadała mu o trudach swojej pracy, oraz że w domu czeka na nią ukochane stworzono – czyli gronostaj.
– Choć to było niebezpieczne i był zakaz mówienia o tym, co przewoziłem, musiałem jej się przyznać. Od tej pory obserwowała, czy ja i „Dama” jesteśmy bezpieczni – mówił.
Kończy się pewna epoka. Odszedł muzealnik starej daty, erudyta, inteligent, który historię sztuki łączył ze sztuką życia. Miał na nie apetyt, potrafił cenić i z niego czerpać.
Miał 77 lat.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Poważny program
Źródło: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto