Bo Żydom zamieszkującym sfilmowaną przez Sebastiana Lelio przestrzeń w jednej z największych metropolii świata brakuje tylko pejsów. Ci gorliwie studiujący Stary Testament, chodzą w chałatach i kapeluszach z szerokimi rondami, nie rozmawiają o interesach podczas szabatu, a seks uprawiają tylko w piątkowe wieczory. Zamężne Żydówki obowiązkowo zaś noszą peruki. To wszystko można podejrzeć w „Nieposłusznych”. Tymczasem zanim widz przekona się, kim są owe nieposłuszne, bo zakładam że idąc do kina studyjnego, widz raczej wie, że obraz dotyczy miłości lesbijskiej, Lelio wciąga go w psychologiczną rozgrywkę.
Z jednej strony stosuje dość oczywiste zabiegi filmowe, pozwalając widzowi jakby wyprzedzać rozpoznanie sytuacji o kilka chwil wcześniej niż grane j przez Rachel Weisz Ronit Kruszce, córce rabina, która w ostatniej chwili zdąża na uroczystości żałobne po cenionym wśród wspólnoty londyńskiej żydowskim mędrcu. Jest rozedrgana, zdziwiona zmową milczenia, która odseparowała ją od informacji o życiu codziennym jej londyńskich przyjaciół, także Żydów. Bo wyjechała do Nowego Jorku, bo prawdopodobnie robi karierę artystyczną, bo nie używa nazwiska Krushka, tylko amerykańskiego pseudonimu? Nie tylko.
Z czasem Sebastian Lelio odsłania kolejne tajemnice, widz w końcu przekona się, jak silna i namiętna może być miłość pomiędzy kobietami, jak słabym mężczyzną jest najlepszy uczeń zmarłego rabina. Sprzeniewierzył się obyczajom nie informując córki o śmierci ojca, nie umie poradzić sobie we własnym domu z żoną. Bo za bardzo ją kocha? „Nieposłuszne” urzekają klimatem tajemnicy, podskórnej namiętności, niezaspokojonych potrzeb, zaburzonej komunikacji między ludźmi, nie tylko między kochankami. Bo ta filmowa pieśń nad pieśniami, nie jest jedynie opowieścią o trójkącie, raczej o walce z uprzedzeniami i tradycją. Czy owe „nieposłuszne” pokonają siłę tradycji, czy porzucą konwenanse – do ostatniej chwili sytuacja jest otwarta, a łza zakręci się w oku nie tylko Rachel McAdams grającej lesbijkę Esti Kuperman – ciężarną żonę owego wybitnego ucznia zmarłego rabina.
„Nieposłuszne” są pięknie sfilmowane przez Danny’ego Cohena, a nad udaną muzykę Matthew Herberta i tak przebija się „Love Song” The Cure. Bo te lesbijki, choć Żydówki, są też obywatelkami normalnego świata, gdzie pop kultura uwodzi nie mniej silnie niż przepiękne pieśni, jakie słyszymy w finale filmu w scenach w synagodze. Gdzie mimo wszystko i dla nich, kochających na swój sposób, znalazło się miejsce.