Rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Lublinie potwierdził informacje przekazane przez mieszkańców osiedla Motorowa. Chodzi o pomyłkę jaką była interwencja 30 września (poniedziałek), która miała miejsce, ale pod innym adresem niż wskazany w zgłoszeniu.
– To było niedopatrzenie. Z dzielnicową odbyliśmy już rozmowę dyscyplinującą – zapewnia Kamil Gołębiowski z KMP w Lublinie.
To nie było jedyne zgłoszenie, jakie wpłynęło na VI Komisariat przy ulicy Gospodarczej. Poprzednie miało miejsce dzień wcześniej, w niedzielę. Zaniepokojeni ujadaniem psa sąsiedzi dzwonili na VI Komisariat, jednak ich zdaniem - bez efektu. Jak informuje rzecznik, policji taki telefon miał miejsce, a kobieta, która dzwoniła, oświadczyła, że zapuka do sąsiada i sprawdzi czy wszystko w porządku, a później oddzwoni. – Niestety, nie otrzymaliśmy kolejnego telefonu - tłumaczy Gołębiowski.
Zwłoki w mieszkaniu
Na początku października ubiegłego roku miastem wstrząsnęło odkrycie w bloku przy ul. Motorowej. Znaleziono tam ciało mężczyzny, którego głowa była oddzielona od ciała i obgryziona. W mieszkaniu zamknięty był pies rasy amstaff. Podejrzewano, że mógł zagryźć właściciela. Szybko okazało się, że to błędny trop. - Ciało zostało naruszone już po śmierci – uspokajał Paweł Majka, prokurator rejonowy. Dodał również, że nic nie wskazywało na udział osób trzecich - w mieszkaniu nie znaleziono żadnych śladów walki.
Również sąsiedzi nie mieli wątpliwości, że to nie pies, wabiący się Agatka, przyczynił się do śmierci mężczyzny. - Suka nie była agresywna - zapewniali. Ich zdaniem, zwierzę naruszyło zwłoki, ale nie miało wyboru. - Zadziałał instynkt, pies był głody - tłumaczyli.
Zdaniem mieszkańców, 42-letni mężczyzna kilka dni przed śmiercią wyglądał już na chorego. Gdy widziano go po raz ostatni prosił o pomoc przy zrobieniu zakupów i wyprowadzenie psa. Przez kilka kolejnych dni zaniepokojeni sąsiedzi próbowali się z nim skontaktować – bezskutecznie. Zaniepokojeni sąsiedzi dzwonili na policję. Ostatecznie jeden z nich udał się na posterunek. Dopiero wtedy, zostały podjęte działania, które zakończyły się makabrycznym odkryciem.
Co z Agatką?
Agatka aktualnie znajduje się w lubelskim schronisku przy ulicy Metalurgicznej. Zakończył się okres kwarantanny, jednak nadal brak decyzji prokuratury co do dalszych losów psa. Jak mówi Dorota Okrasa ze schroniska w Lublinie, zainteresowanie jeśli chodzi o adopcję zwierzęcia jest duże, już czeka na nią dom docelowy.
– W sprawę Agatki aktywnie włączyli się mieszkańcy ul. Motorowej – mówi Okrasa.
Dodaje również, że przyzwyczajony do przebywania w domu, z człowiekiem, pies źle znosi pobyt w schronisku:
- Troszkę schudła, nie chce przebywać w boksie, ciągle czeka na swojego właściciela - przyznaje Okrasa.
Zwierzę nie wykazuje żadnych problemów behawioralnych, brak u niej zachowań agresywnych. – Nie widać żeby mogła kogoś skrzywdzić - podkreśla Okrasa.
ZOBACZ TEŻ: Mieszkańcy ul. Motorowej o tragedii
