Po naszym artykule o tragedii przy ul. Motorowej zgłosili się do nas sąsiedzi zmarłego 42-latka.
Mężczyzna został znaleziony w swoim mieszkaniu z odgryzioną przez psa głową. Wygłodniały amstaff zaczął żywić się zwłokami swojego właściciela. Tragedia wyszła na jaw w środę, 2 października.
- Mamy pewność, że pies naruszył ciało już po śmierci mężczyzny - potwierdził w piątek prokurator Paweł Majka.
Mieszkańcy bloku przy ul. Motorowej na Tatarach zostali w internecie posądzeni o brak jakiekolwiek reakcji, na rozpaczliwe wycie psa dochodzące z mieszkania 42-latka. Lokatorzy bronią się przed takimi zarzutami.
- Zostaliśmy zlekceważeni przez funkcjonariuszy, do których dotarły zgłoszenia o ujadającym psie. Jesteśmy pełni żalu, że przez to zostaliśmy obwinieni za brak reakcji i bezduszność wobec sąsiada - tłumaczyła nam pani Agnieszka, mieszkanka bloku przy ul. Motorowej.
Jak udało nam się ustalić, pierwsza sąsiedzka interwencja zgłoszona na policję miała miejsce w niedzielę, 6 października, po godz. 23.00.
- Pies wył tak, że nie dało się wejść na klatkę schodową. Policjanci dopytywali tylko, czy sąsiad na przykład nie wyjechał. Tłumaczyliśmy, że był bardzo dobrym opiekunem i nie zostawiłby zwierzęcia samego w mieszkaniu na dłużej, ale nikt nie zareagował. My sami pukaliśmy do mieszkania, chcieliśmy ustalić, co się dzieje. Sąsiad miał nowoczesne drzwi, bez klamki. Nie byliśmy przez to w stanie dostać się do środka - relacjonowała pani Agnieszka.
W poniedziałkowy poranek najbliższy sąsiad zmarłego osobiście stawił się w Komisariacie VI Policji przy ul. Gospodarczej.
Przyjęto zgłoszenie i jak relacjonują mieszkańcy: - Chyba dla świętego spokoju wysłano do nas dzielnicową. Funkcjonariuszka pomyliła jednak bloki i poszła nie tam gdzie trzeba- dodają.
Błąd funkcjonariuszki potwierdził nam oficer prasowy, komisarz Kamil Gołębiowski z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.
- W poniedziałek ok. godziny 10 otrzymaliśmy zgłoszenie o szczekającym psie w jednym z mieszkań. Interwencja została zlecona dzielnicowej. Jak się okazało, w mieszkaniu, do którego udała się policjantka, faktycznie znajdował się pies, a właścicielka przebywała u lekarza. Rzeczywiście ta interwencja miała miejsce pod błędnym adresem. Będziemy wyjaśniać, skąd wynikła ta rozbieżność - skomentował komisarz Gołębiowski.
Zaniepokojeni brakiem kontaktu z właścicielem psa, który dalej ujadał, mieszkańcy z ul. Motorowej po raz kolejny zgłosili sprawę na komisariacie.
Mężczyzna, którego nie widziano od ubiegłego tygodnia, nie reagował na telefony.
Ostatecznie jeden z lokatorów udał się osobiście na posterunek. Dopiero wtedy, w środę przed południem, 2 października, zostały podjęte działania, które zakończyły się makabrycznym odkryciem.
Co z poprzednimi zgłoszeniami wysyłanymi przez mieszkańców Motorowej?
- W związku z sygnałami o innych zgłoszeniach, decyzją przełożonych, wszczęto czynności wyjaśniające, mające na celu zweryfikowanie działań podejmowanych przez policjantów. Na chwilę obecną jest zbyt wcześnie na stwierdzenie nieprawidłowości w działaniu funkcjonariuszy - przekonywał wczoraj kom. Kamil Gołębiowski.
- Tysiąc biegaczy na mecie Dychy do Maratonu. Mamy dużo zdjęć!
- Jesienny spacer po Ogrodzie Botanicznym UMCS (ZDJĘCIA)
- Wojownicy walczyli w Lublinie
- Kibice na meczu Motor - Wisła (ZDJĘCIA)
- Monika Palikot o domu w Lublinie, teatrze, podróżach i mężu
- Stawy Echo niemal bez wody. A tak wyglądały jeszcze niedawno
