Sąsiedzi od miesięcy zgłaszali, że nie pali się u niej światło, nie leci z komina dym. Rozkładające się zwłoki były w kuchni przy stole

Eliza Gniewek-Juszczak
Zwłoki kobiety znaleziono w jej mieszkaniu po kilku miesiącach
Zwłoki kobiety znaleziono w jej mieszkaniu po kilku miesiącach Mariusz Kapała
– Zgłaszaliśmy, gdzie mogliśmy, że coś się musiało stać, bo nikt jej nie widział od października – mówi Czytelniczka, która zawiadomiła GL o sprawie. Inni sąsiedzi przyznają, że na miejsce przyjeżdżali pracownicy opieki i policjanci. Ale do poniedziałkowego południa nikt nie wszedł do środka.

Spis treści

Młoda kobieta zmarła w domu

Mieszkańcy Bogaczowa pod Nowogrodem Bobrzańskim zobaczyli w poniedziałek, 17 marca pod domem swojej młodej sąsiadki policję i straż pożarną. Domyślili się, co się stało. A potem dowiedzieli się, że siedziała w kuchni przy stole. – Wydarzyło się to, co przewidywaliśmy. Spełnił się najgorszy scenariusz – mówi jedna z młodych mieszkanek wsi.

– Mogę potwierdzić, że ujawnione zostały zwłoki w stanie znaczącego rozkładu. Na miejscu pracowali policjanci pod nadzorem prokuratora – powiedziała po południu podinsp. Małgorzata Stanisławska, rzeczniczka Komendanta Miejskiej Policji w Zielonej Górze. I dodała, że nie wiadomo, czy to zwłoki kobiety czy mężczyzny, ale będą zabezpieczone do sekcji.

Sąsiedzi wiedzą, że to ok. 30-letnia Natalia. Niektórzy widzieli ją ostatnio w październiku. Jeszcze ok. 10 października otworzyła pracownikowi operatora prądu. Na 1 listopada nie pojawiła się na cmentarzu, gdzie pochowani są jej dziadkowie, którzy się nią opiekowali. Najpierw zmarł dziadek, potem babcia. Zimą tego roku zmarł jej ojciec, który mieszkał w Zielonej Górze. Z relacji jednej z mieszkanek wynika, że jeszcze wcześniej kobiecie odebrano psa, bo był głodny.

Mieszkańcy wstrząśnięci sprawą

Bogaczów to wieś trochę na uboczu. Przepływa tędy wartki strumyk. Jest odnowiony pałac. Ale wiele domów stoi pustych. – Do wsi rzadko dojeżdża autobus, a szynobusy jeżdżą, jak chcą. Bez samochodu, trudno dojechać do miasta. Mało młodych ludzi zostało we wsi. Wyjechali – opowiada o miejscowości nasza Czytelniczka, która powiadomiła GL o sprawie: – Zgłaszaliśmy, gdzie mogliśmy, że coś się musiało stać, bo nikt jej nie widział od października.

– Wszyscy są wstrząśnięci. Zawsze mamy nadzieję na życie, inaczej życie nie miałoby sensu – mówi kobieta, która zbiera wysuszone na powietrzu pranie. Nie dodaje nic więcej.

– To mi się w głowie nie mieści. Podobno rodzina powinna zgłosić, że kobiety nikt nie widział, a jaka rodzina? Przecież ona sama mieszkała. Tutaj to chyba połowa jest samotnych. To, co mają wszyscy w domu konać? Dla mnie to jest szok – mówi starsza kobieta, którą spotykamy koło świetlicy wiejskiej.

Podobnego zdania jest jedna z sąsiadek zmarłej Natalii.

– Dzisiaj jest ten przypadek, za chwilę będzie następny. Mam łzy w oczach, bo szkoda mi tej dziewczyny. Ona w życiu naprawdę miała ciężko. Cały czas miała pod górę – mówi kobieta.

Niesie drewno do domu. Z podwórka widziała, czy świeci się światło u sąsiadki.

– Życia jej nie wróci nikt. Odeszła w kwiecie wieku, kiedy mogła naprawdę żyć. To jest strasznie przykre – przyznaje.

Kolejny taki przypadek pod Zieloną Górą

Jedna z młodszych mieszkanek podkreśla, że każdy, kto martwił się losem młodej sąsiadki, domyślał się, że coś jej się stało, bo nie widzieli dymu z komina, rolety były cały czas tak samo zasłonięte. Od mieszkańców można usłyszeć, że młoda kobieta nie prowadziła nocnego trybu, nie wyjeżdżała. Ale też, że była wycofana. Nie miała koleżanek. Nie pracowała. Podobno skończyła studia i mieszkała jakiś czas w Hiszpanii. I nagle przestała się pojawiać.

– Drążyliśmy temat. Dzwoniliśmy na policję. Co z następną taką osobą? Zgłaszać, nie zgłaszać? – pyta młoda kobieta, która zawiadamiała policję już w grudniu. – Dzwoniłam na 112. Przyjechali i powiedzieli, że nie mogą wejść do środka.

– Jeszcze ostatnio mówiliśmy, żeby nie było tak jak w Przytoku, że ona tam leży w swoim domu, jak ten mężczyzna – wspomina jedna z kobiet. W styczniu okazało się, że zwłoki najemcy mieszkania socjalnego w gminie Zabór mogły leżeć w środku ok. 1,5 roku.

– Policja była już dawno powiadomiona. Poszukiwali jej. Mieszkańcy zawiadamiali też mnie. Powiadomiłam MOPS. MOPS powiadomił policję. Przyjeżdżały panie z opieki z policją, pukały, stukały, ale nikt nie miał prawa wyważać drzwi. Wszystko, co robimy w życiu musimy robić zgodnie z prawem – mówi sołtys Barbara Gurgacz, do której kierujemy się z pytaniami o to, co się stało we wsi.

Nie chciała niczyjej pomocy

– Robiłyśmy razem prawo jazdy. Nawet kilka razy proponowałam, że jeżeli będzie potrzebowała jechać do Zielonej Góry czy Nowogrodu na zakupy czy do lekarza, to ja ją podwiozę, żeby dała znać. Nie skorzystała – przypomina nasza Czytelniczka.

– Miała numer telefonu do mnie i do MOPS-u. Mówiliśmy, że jeśli będzie czegoś potrzebowała, to, żeby zawsze dzwoniła. Ale ona definitywnie odcięła się od wszystkich i nie życzyła sobie przestępowania jej progu, bo nie – wyjaśnia sołtyska.

Przyznaje, że też sama pukała i stukała do sąsiadki. W końcu uznała, że „tak młoda kobieta, ogarnięta i inteligentna, zabezpieczyła okna roletą, wstawiła nowe drzwi i wyjechała”.

– Było małżeństwo, które po śmierci tej babci przyjeżdżało do niej, pomagali jej. Naprawdę ludzie bardzo otwarci. Też zablokowała ich telefon, nie chciała otworzyć im drzwi. Na siłę nie da rady pomóc – mówi. I zaznacza, że to nie jest tak, że ludzie na wsi są sami i czeka ich to samo.

– Starsi ludzie mają albo sąsiada, albo kogoś, kto do nich dzwoni. A tutaj nie było żadnej możliwości, bo nie chciała. To był ten problem. Panie z MOPS-u przyjeżdżały, żeby porozmawiać. To nie jest tak, że była zostawiona sama sobie. Odtrącała tę pomoc – mówi sołtyska.

Kiedy jest moment, kiedy służby mogą wejść do czyjegoś domu?

– Poszukamy odpowiedzi na pytanie, kiedy jest ten moment, że służby wchodzą, ile razy trzeba zgłaszać, jak zgłaszać, kogo zawiadamiać, żeby służby mogły wejść i pochować godnie człowieka, który umarł? – mówimy.

– Najlepiej, żeby ten człowiek zawsze miał kontakt z kimś. To jest podstawa, żeby nie dochodziło do spychologii, bo to nie będzie dobre. Gdyby dzisiaj nie znaleziono zwłok, to ktoś by powiedział, dlaczego tam weszłaś, pozwolił ci ktoś? Tak byłaby odbita piłka. Dzisiaj znaleźliśmy zwłoki, to ktoś powie, że nikt się nie interesował, ale policja ma swoje procedury. Docierali do ojca, kuzynostwa. Gdyby miała stały kontakt z nami... Mówiliśmy jej, żeby chociaż rolety odsłaniała, żeby było wiadomo, że jest w domu – mówi sołtyska.

To już nie te czasy na wsi, że wchodziło się, aż do sieni, latem wszystkie drzwi były pootwierane, wystarczyło zawołać.

– Jako sąsiedzi nie możemy wchodzić do kogoś od tak – wyjaśnia. I dodaje, że każdy ma prawo do swojego życia i żyć tak jak chce.

Czytaj też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Uroczystości w Gnieźnie. Hołd dla pierwszych królów Polski

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl