
Śmiertelna dawka insuliny
Do dramatycznych wydarzeń doszło w dniach 6-8 marca 2020 roku. Oskarżeni w piątek 6 marca odebrali Gadomskiego ze szpitala i zawieźli go do swojego mieszkania. Tam z początku Halina K. podawała mu insulinę, jednak w sobotę po południu pojechała do córki. Na miejscu został Borys Ł., który późnym wieczorem podał dziennikarzowi insulinę. Wprawdzie swego czasu został przeszkolony jako sanitariusz i potrafił robić zastrzyki, jednak w tym przypadku pojawiły się problemy.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>

A to dlatego, że w domu nie było dozownika do podawania insuliny. Dlatego – aby wstrzyknąć jej dawkę – Borys Ł. użył… długopisu, zaś takie rozwiązanie miał mu zaproponować dziennikarz. Efekt był taki, że w niedzielę Gadomski był nieprzytomny. Oskarżony nie mogąc go dobudzić wezwał karetkę pogotowia, która zawiozła Gadomskiego do szpitala Jonschera.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>

Szok lekarzy na wieść o długopisie
Lekarze doznali wstrząsu, gdy dowiedzieli się, że insulinę podano nie dozownikiem, lecz za pomocą długopisu. Dla nich była to – jak podkreśla prokuratura - sytuacja nadzwyczajna i niespotykana. Niestety, nie udało im się uratować Gadomskiego, który zmarł 24 marca 2020 roku.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNYM SLAJDZIE>>>

Borysowi Ł. śledczy zarzucają, że spowodował tak ciężki uszczerbek na zdrowiu, że jego skutkiem była śmierć dziennikarza, który tuż przed śmiercią zapisał oskarżonemu w testamencie swój majątek. Śpiewakowi grozi dożywocie. Jego żona, która też nie przyznaje się do winy, odpowiada za narażenie żurnalisty na utratę życia lub na ciężki uszczerbek na zdrowiu, za co grozi jej do pięciu lat pozbawienia wolności.