W sobotę na koczowisku Romów znajdującym się na skrzyżowaniu ulic Lechickiej i Umultowskiej interwencyjnie odebrano 20 psów. Doszło do tego dzięki fundacji Mondo Cane, która przysłała swojego inspektora ds. ochrony zwierząt. Na miejscu pojawili się także weterynarz, straż miejska, policja i pracownicy poznańskiego schroniska dla zwierząt.
Wśród czworonogów znajdujących się na terenie koczowiska znalazła się suka z ośmioma kilkudniowymi szczeniakami. - Leżała w na zewnątrz, w prowizorycznej budzie, która nie dawała żadnej ochrony przed zimnem. Zwierzęta absolutnie nie powinny przebywać w takich warunkach - ocenia Agnieszka Wolska, weterynarz.
Kolejne cztery szczeniaki były zamknięte w altance. W środku pomieszczenia nie było pokarmu ani wody, psy biegały po własnych odchodach. - Niedożywione, odwodnione, z anemią i lękiem separacyjnym. Ich stan wskazuje, że nigdy nie wychodziły na zewnątrz, można więc stwierdzić, że się nad nimi znęcano. Dodatkowo wszystkie odłowione zwierzęta były brudne, a część zakleszczona - tłumaczy weterynarz.
Do posiadania części czworonogów zabranych do schroniska przyznały się trzy osoby zamieszkujące altany, jednak tylko jedna z nich posiadała książeczkę zdrowia psa w języku rumuńskim.
Choć zwierzęta zostały zabrane do schroniska, nie jest mimo wszystko pewne, że nie wrócą na koczowisko. Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, decyzję o czasowym odebraniu czworonogów musi zatwierdzić prezydent Poznania. - Może on potwierdzić zasadność takiego działania, albo wskazać, że takie nie zaistniało. Mamy nadzieję, że prezydentowi zależy na dobrym traktowaniu zwierząt i podejmie właściwą decyzję - mówi Anna Cierniak, inspektor ds. ochrony zwierząt z Fundacji Mondo Cane.
Przypomnijmy, że o alarmujących doniesieniach dotyczących znęcania się nad psami na koczowisku pisaliśmy na początku tygodnia. Według relacji mieszkańców pobliskich bloków, jeden ze szczeniaków został podniesiony za łapę, a następnie ciśnięty na ziemię, kolejny twierdził, że psy były kopane. We wtorek i czwartek na koczowisku przeprowadzono dwie kontrole. W jednej brali udział policjanci, strażnicy miejscy oraz urzędnicy, w kolejnej, czwartkowej, przedstawiciele organizacji pozarządowych. Nie dopatrzono się wtedy nieprawidłowości.