Temat opuszczenia przez Polskie Stronnictwo Ludowe sojuszu opozycji pojawił się już w poniedziałek, tuż po ogłoszeniu wyników wyborów do PE. PSL wyśle do Brukseli trzech swoich przedstawicieli, na czym partii bardzo zależało. Ale jednocześnie, jak pokazują statystyki, w porównianiu z wyborami z 2014 roku ludowcy stracili sporo głosów na wsi, które przejęło Prawo i Sprawiedliwość. Skręt Koalicji Europejskiej w lewo ma być głównym powodem rzekomego samodzielnego startu. "Podobno PSL wczoraj wieczorem podjęło decyzję o wyjściu z koalicji" - napisała na Twitterze Joanna Miziołek, dziennikarka "Wprost".
Z naszych informacji wynika, że żadne decyzje w sprawie startu w wyborach do Sejmu jeszcze nie zapadły. W środę prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz pojechał do Białej Podlaskiej, by wziąć udział w pogrzebie Jana Guza, szefa OPZZ. Natomiast kwestia wyborów będzie najprawdopodobniej omawiana dopiero podczas sobotniej Rady Naczelnej PSL.
Faktem jest jednak, że w samej partii pojawiają się głosy, sugerujące, że samodzielny start byłby lepszym rozwiązaniem, niż dalsze uczestniczenie w opozycyjnej koalicji. Nie ma jednak w tej sprawie jedności, co wyklucza podjęcie decyzji przed Radą Naczelną. Politycy PSL z prezesem Kosiniakiem-Kamyszem na czele przyznali co prawda, że Koalicja Europejska zakończyła swoją misję w momencie zakończenia wyborów do Parlamentu Europejskiego, ale nie oznacza to, że dalszej współpracy nie będzie.
Co PSL może zyskać na samodzielnym starcie? Na pewno odłączenie się od Koalicji Europejskiej byłoby sygnałem dla polskiej wsi, że ludowcy nie zgadzają się z dryfującymi coraz bardziej na lewo politykami KE. Mogłoby to pomóc w odbudowie zaufania i odzyskaniu części elektoratu wiejskiego. Z drugiej strony pozostanie w koalicji to gwarancja wprowadzenia do Sejmu wcale niemałej liczby posłów PSL. Do tego dochodzi pozycja Władysława Kosiniaka-Kamysza, który dla części młodych polityków Platformy Obywatelskiej jest dobrym kandydatem na lidera opozycji.