Zachorowały na raka piersi, straciły atrybut kobiecości jakim są piersi, przeszły wyniszczające terapie. Amazonki będące pod opieką łódzkich onkologów nie zastanawiały się długo gdy zaproponowano im udział w niezwykłej sesji fotograficznejw Teatrze Powszechnym. Umalowane, uczesane i ubrane w piękną bieliznę portretowała Monika Szałek, fotograf specjalizująca się w portretowaniu gwiazd i osób publicznych. Zdjęcia dzielnych pacjentek zostaną zaprezentowane 19 października podczas obchodów Bra Day (Dnia Rekonstrukcji Piersi) w auli Centrum Promocji Mody Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego. Następnie będą ozdobą poradni onkologicznej w „Koperniku”.
- Ta sesja zdjęciowa była najpiękniejszym, co świat mógł dla mnie zrobić - mówi 38-letnia Urszula, która jest na finiszu leczenia. O chorobie dowiedziała się rok temu. - Po chemioterapii straciłam włosy, przytyłam 16 kg, po kolejnej chemii zeszły mi paznokcie. Sesja była dla mnie oczyszczeniem, pokazaniem, że jestem jeszcze piękna. I nie ważne, że po chemii moje włosy odrastają każdy w inną stronę.
51-letnia Ela, która zachorowała 13 lat temu, dopiero trzy lata temu zdecydowała się na rekonstrukcję piersi. Żałuje, że nie miała takiej szansy wcześniej.
- Dowartościowałam się - mówi o swoich występach w roli fotomodelki. - W życiu jakie wiodłam nim dopadł mnie rak nigdy nie zdecydowałabym się pozować w bieliźnie. Choroba nauczyła mnie jednak jak kruche jest życie, jak wiele rzeczy, które uważamy za niezniszczalne może się rozpaść w mgnieniu oka. Ale nauczyła też cieszyć się tym, co przynosi życie, dała świadomość, że wiele sytuacji może się nie powtórzyć. Tak jak ta sesja. Nie miałam więc wątpliwości, że chcę w niej wziąć udział - w pięknej, seksownej bieliźnie, wspaniale umalowana i uczesana miałam ogromną frajdę, że mnie do tej akcji zaproszono.
32-letnia Agnieszka, która zachorowała w ubiegłym roku, niedawno wróciła do pracy.
- Decyzja o udziale w sesji do której zachęcał mnie mój lekarz prowadzący była trochę walką z samą sobą - chciałam pokazać, może udowodnić, że nadal jestem stuprocentową kobietą - zwierza się Agnieszka.
Dla 50-letniej Izy, która diagnozę „rak” usłyszała tuż przed ślubem córki, i która - jak sama mówi - w trakcie leczenia przeżyła koszmar - sesja była rodzajem psychoterapii.
- Pokazała, że nie jestem ułomna. Że ze stanu, w którym człowiek może tracić ostatnią nadzieję, można wyjść i wyglądać fajnie - ocenia Iza, która aktywnie działa wśród pań chorujących na raka piersi. - Nasze zdjęcia to też sygnał dla tych dziewczyn, które dziś walczą z chorobą: przyjdzie taki dzień gdy spojrzą na siebie z radością i będą się cieszyć. Mam nadzieję, że sesja da im siłę do pokonywani kolejnych trudności, tak jak ja dała nam.
Zobacz też: