A potem na boisko wbiegły one (i jeden on). Pussy Riot. Ten kilkudziesięciometrowy sprint uśmiechniętych dziewczyn (i męża jednej z nich) między gwiazdami Francji i Chorwacji przekłuł na moment tę bańkę, którą stworzyły wspaniałe piłkarskie widowiska. Bańkę dobrego samopoczucia i komfortu, że losy świata od futbolu nie zależą i że można na chwilę zapomnieć o doli Olega Seńcowa i wojnie na Ukrainie, skoro Kylian Mbappe tak cudownie drybluje.
Trzy kobiety i jeden mężczyzna przypomnieli wszystkim, że jednak nie można. Po prostu nie wypada. To była najważniejsza akcja tego mundialu. Zapłacą za nią 15-dniowym aresztem, maksymalną karą za „administracyjne wykroczenie”. A może to łagodny wyrok? Ich koleżanki przesiedziały w łagrze półtora roku. Rosja. Ludzie serdeczni, kraj cywilizowany.
To oczywiście prawda, że losy świata od futbolu nie zależą - wszak po tysiąckroć ważniejszy jest pomundialowy mecz Władimira Putina z Donaldem Trumpem w Helsinkach - ale odwracanie wzroku i żyrowanie pozytywnego wizerunku satrapom powinno zostać wykreślone z kodeksu dobrych praktyk FIFA. Federacja tłumaczy się oczywiście swoją apolitycznością, a koronnym dowodem na nią jest bezkompromisowa walka z nawet najdrobniejszymi gestami politycznymi na piłkarskich stadionach. Twarde stanowisko FIFA w tej sprawie można nawet zrozumieć, bo stworzenie uniwersalnego podziału owych gestów na słuszne i dozwolone oraz niesłuszne i niedozwolone jest niewykonalne. Cnotę FIFA traci jednak sama i na własne życzenie, bo mundial w Rosji to był jeden wielki gest polityczny. O czym zdążyliśmy w zachwycie nad piłkarskimi fajerwerkami zapomnieć, a na co zwróciły światu z powrotem uwagę trzy dzielne dziewczyny i jeden odważny chłopak.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska