Spis treści
To nie jest tylko egzamin ucznia. Nauczyciele czują się, jakby też mieli go zdać
Egzamin ósmoklasisty to nie tylko trzy dni stresu dla uczniów. Dla nauczycieli klas ósmych to miesiące intensywnej pracy, powtórek, analiz arkuszy, a także rozmów z uczniami, którzy coraz częściej mówią wprost: „Nie dam rady”.
– Czuję, że moi uczniowie patrzą na mnie, jakby to ode mnie zależało, czy dostaną się do liceum – mówi nauczycielka języka polskiego z warszawskiej podstawówki. – To ogromna presja. Oni się boją, a ja staram się nie dać po sobie poznać, że też mnie to wszystko kosztuje.
Nauczyciele nie tylko tłumaczą schematy, uczą pisania rozprawek czy rozwiązywania zadań z geometrii. Coraz częściej są też psychologicznym wsparciem, amortyzatorem napięcia w relacji szkoła–dom i organizatorami całego procesu.
– Mówi się dużo o stresie uczniów, ale zapomina się, że nauczyciele też go przeżywają – dodaje wychowawczyni ósmej klasy. – Dla nas to również sprawdzian.
Trudno się dziwić, że emocje sięgają zenitu – nie tylko u uczniów, ale też po drugiej stronie sali. Nauczyciele czują na sobie wzrok rodziców, dyrekcji i całego środowiska, które coraz częściej sprowadza sukces edukacyjny do jednego wyniku: egzaminu. Na ten problem zwraca również uwagę psycholog, dr Beata Rajba:
– Nauczyciele również stresują się egzaminami. Szczególnie w dobie wszechobecnych rankingów są z nich rozliczani, są pod presją, by nie zaniżać szkolnej średniej. Bez względu na to, jakich mają uczniów, z jakimi problemami utrudniającymi naukę, jak duży postęp ci uczniowie zrobili, w wielu szkołach liczą się wyłącznie wyniki w odniesieniu do średniej w województwie czy do innych szkół. Ocena ucznia to po części ocena kompetencji nauczyciela.
W efekcie nauczyciele często nie śpią po nocach, przygotowując kolejne zestawy zadań, analizując wyniki próbnych egzaminów, motywując uczniów i jednocześnie pilnując, by nie „przegiąć” – bo coraz częściej spotykają się z zarzutami przeciążania dzieci. To balansowanie na linie, które trwa wiele tygodni, a kończy się dopiero wraz z zakończeniem egzaminów i... publikacją wyników.
Przygotowanie techniczne? To często siedzenie po godzinach
Na kilka dni przed egzaminem w wielu szkołach trwa nerwowe sprawdzanie sprzętu: czy działa magnetofon, czy laptopy odtworzą nagrania, czy są wydrukowane listy obecności i dobrze przeliczona liczba miejsc w sali.
– Nauczyciele sprawdzają wszystko po kolei. Bo jeśli coś nie zadziała 13 maja o 9:00, nie będzie czasu na poprawki – mówi jedna z nauczycielek.
Organizacja sal, komisje egzaminacyjne, zaplanowanie obecności nauczycieli – to zadania, które nie kończą się na dzwonku. – W zeszłym tygodniu zostaliśmy dłużej w szkole trzy dni z rzędu. Trzeba było wszystko posprawdzać – opowiada nauczyciel matematyki. – To są rzeczy, których rodzice i uczniowie nie widzą. Ale my wiemy, że jeden błąd może zepsuć cały dzień.
W małych szkołach bywa jeszcze trudniej. Braki kadrowe sprawiają, że ci sami nauczyciele uczą, organizują i jeszcze wchodzą w skład komisji.
– Mamy poczucie, że musimy być niezawodni. I bardzo się staramy. Tylko czasem zwyczajnie brakuje sił – mówi dyrektorka jednej z podstawówek.
Do tego dochodzi stres członków komisji. Każdy nauczyciel, który kiedykolwiek zasiadał w sali egzaminacyjnej, zna to uczucie – niepokój, czy wszystko pójdzie zgodnie z procedurami.
Pamiętam, gdy sama, jeszcze za czasów gimnazjum, zasiadałam w komisji z języka angielskiego. Nie zadziałała płyta z nagraniem. Próbowałam zachować spokój, ale emocje były ogromne. Zresztą po wielu latach dokładnie pamiętam tamten moment, więc to zrobiło naprawdę duże wrażenie.
Nauczyciele przed egzaminem studiują wytyczne, dopytują, co im wolno, a czego nie, i bardzo pilnują formalności.
Wszyscy patrzą na wynik końcowy. Nikt nie widzi, od czego uczniowie zaczynali
Od wyników egzaminu ósmoklasisty zależy przyjęcie do wybranej szkoły średniej. I choć teoretycznie odpowiedzialność spoczywa na uczniu, to nauczyciele mówią wprost: w rzeczywistości to oni ponoszą konsekwencje.
– Mam w tym roku klasę, której naprawdę nie było łatwo – mówi nauczycielka języka polskiego. – Od września wkładaliśmy ogromny wysiłek, żeby nadgonić zaległości, pracowaliśmy dodatkowo, ale wyniki próbnych egzaminów były… słabe. I teraz zastanawiam się, czy wszystko pójdzie dobrze. Czy poradzą sobie. Czuję za nich ogromną odpowiedzialność.
Wielu nauczycieli przyznaje, że porównywanie wyników między szkołami – nieformalne, ale obecne – tylko pogłębia presję.
– Czasem myślę o tym, czy będę mogła być dumna z tych wyników, czy będę musiała się tłumaczyć – dodaje pani Joanna, polonistka.
Nie pomagają też narracje, w których egzaminowe wyniki są traktowane jako miernik jakości szkoły.
– To zniekształcony obraz. Bo nikt nie widzi, ile pracy zostało włożone w uczniów, którzy zaczynali z bardzo niskiego poziomu, a zrobili ogromny postęp. Nawet jeśli nie przełoży się to na liczbę punktów – podkreśla.
