
W meczu kończącym 28. kolejkę PKO BP Ekstraklasy Wisła Kraków przegrała z Legią Warszawa 1:3. Oto kilka najważniejszych wniosków po niedzielnym spotkaniu.

Nie taka Legia straszna...
Przed powrotem na boiska wielu twierdziło, że wobec ośmiu punktów przewagi Legii nad wiceliderem kwestia mistrzostwa Polski będzie formalnością. Po wyrównanym meczu w Poznaniu (wygranym dzięki błędowi bramkarza) i 45. minutach występu w Krakowie trudno było jednak zachwycać się formą Wojskowych. Po przerwie wrócili wyższy bieg, ale dopóki Piast będzie wygrywał, nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte.

... a Wisła marna
Świetną serię ośmiu meczów Wisły bez porażki zakończył tydzień temu Piast. Gliwiczanie rozjechali 4:0 rywali, którzy sprawiali wrażenie bezbronnych. Piłkarze Białej Gwiazdy w niedzielę pokazali, że był to wypadek przy pracy. W kilka minut pokazali więcej składnych akcji niż w Gliwicach. Ostatecznie opadli z sił i przegrali, ale - parafrazując Marka Twaina - pogłoska o ich piłkarskiej śmierci była mocno przesadzona.

Dwie różne połowy
Krótko mówiąc - Legia nie dojechała na pierwszą połowę, a Wisła nie wyszła z szatni na drugą. Lepiej wyszli na tym goście. Wiślacy, mimo przebłysków, wyglądali na drużynę gorzej przygotowaną fizycznie. Jeśli potwierdzi się to w kolejnych spotkaniach, walka o utrzymanie może być bardzo ciężka i bolesna.