- W takich punktach bardzo często znajdujemy dopalacze - mówi rzecznik dolnośląskiej policji Paweł Petrykowski. Dodaje dyplomatycznie, że nie zna odpowiedzi na pytanie, czym zajmują się wspomniane w pytaniu Pana Jacka punkty.
My nie mamy wątpliwości, że "ksero" to tylko "przykrywka", szyld. Trudno nam sobie wyobrazić biznesowe uzasadnienie prowadzenia przez całą dobę punktu ksero. Kiedyś dopalaczowa mafia używała przykrywki lombardu. Później we Wrocławiu zarosiło się od trzech siódemek i całodobowego ksero.
Rzecznik policji nie zgadza się z tezą pana Jacka, że tego typu działalność jest "tolerowana". Bo regularnie organizowane są naloty na takie punkty. Czasem robią to sami policjanci, czasem z inspektorami sanepidu. W tym, co mówi Paweł Petrykowski, jest trochę racji. Zgadzamy się jednak z Czytelnikiem, że ten brak tolerancji mógłby być większy. A działania bardziej zdecydowane. Fakt faktem, że dopalaczowa mafia bardzo szybko zmienia swój sposób działania.
Kiedyś w lombardach czy punktach "ksero" dopalaczy było sporo. Teraz jest ich niewiele. Czasem są dwa punkty. W jednym się zamawia i płaci a z innego przynoszą towar. Bywa, że punkty są zamykane na klucz, a towar wydawany przez małe okienko w drzwiach. A na widok policji sprzedawca wszystko co ma wyrzuca do łazienki czy toalety. Szansą dla policji byłoby nękanie dilerów dopalaczy częstymi wizytami funkcjonariuszy. Im więcej "towaru" trafi do muszli klozetowej tym większe straty poniosą dilerzy.
Zobacz: Nalot policji na punkt z dopalaczami. Sprzedawca próbował spuścić je w toalecie