- Stwierdziliśmy, że stosowany jest specyficzny sposób promocji. Do zamawianych posiłków alkohol podawany jest w formie gratisu - opowiada Sławomir Chełchowski, rzecznik prasowy wrocławskiej Straży Miejskiej. - To łamanie ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi - dodaje rzecznik.
Wygląda to tak. W menu alkoholi nie ma. Za to, gdy kupimy np. korek śledziowy (10 g), to dostajemy kieliszek wódki gratis. Sam korek kosztuje 3,50 zł. Inny zestaw: 20 g tiramisu i do tego drink za 12 zł. Alkohol oczywiście gratis. - Nie łamię żadnego prawa - ripostuje Bogusław Michalik. - Alkohol nie jest przecież sprzedawany. To forma poczęstunku. Mam do tego prawo i z niego korzystam. Nie mam zamiaru z tego rezygnować - podkreśla.
Michalik mówi, że ma też inną promocję. - To Krwawa Mańka. Czyli drink na bazie soku pomidorowego. Gość dostaje go na powitanie w hotelu - opowiada. I dodaje, że nie jest też tak, że nie płaci podatków.
- Z państwem jestem rozliczony - mówi. I tłumaczy, że płaci podatki w momencie, gdy kupuje alkohol.
Szef sieci hoteli ma już przygotowany baner reklamowy. - Napisaliśmy na nim: "Tatar 3,5 zł, piwo gratis". Niebawem zawiśnie przy jednym z moich hoteli - zapowiada.
Straż nie chce komentować wypowiedzi hotelarza. Dalej stoi na stanowisku, że złamał prawo. A co na to sami prawnicy?
- Sytuacja nie jest jednoznaczna - przyznaje prawnik Marcin Zatorski. - Na pewno jest to próba obejścia prawa, ale to na organach administracji publicznej ciąży obowiązek dowiedzenia tego. Sądzę, że nie byłoby to trudne, patrząc na stan faktyczny. Trudno uwierzyć, że przedsiębiorca prowadzący działalność gospodarczą ciągle dokonuje darowizn. Pojawia się też pytanie, jak ewidencjonuje on te darowizny.
Przypomnijmy, że Bogusław Michalik miał już problemy z dystrybucją alkoholu, gdy prowadził Yamę Micha (lokal zamknięto, gdy rozpoczął się remont dworca). Gdy weszło w życie zarządzenie, że na terenie dworca nie można sprzedawać alkoholu, w Yamie Micha można było kupić "piwo łamane z sokiem".