To, co postanowi metropolita krakowski, zwykle słuchane jest z uwagą w całym kraju. Tak było z decyzjami kardynałów Sapiehy, Wojtyły czy Macharskiego. Wielokrotnie obserwowaliśmy to zjawisko w ciągu mijającego właśnie pięciolecia rządów w archidiecezji kard. Stanisława Dziwisza. W ostatnich miesiącach jednak niektóre jego decyzje uruchomiły dociekania co do mechanizmów ich powstawania. Tak było ze zgodą na pochowanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Wawelu czy miejscem ostatniego spoczynku prezesa IPN Janusza Kurtyki, a w poprzednich latach choćby z kardynalskimi decyzjami dotyczącymi lustracji w krakowskim Kościele i ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Każdy biskup w swych decyzjach jest suwerenny, ale to nie znaczy, że podejmuje je w próżni duchowej, intelektualnej, a zwłaszcza personalnej. Kim więc są wszyscy ludzie krakowskiego metropolity?
Krąg pierwszy: ludzie z "kurii"
Pierwszy krąg to "kuria" na piętrze - mówi ksiądz doskonale zorientowany w tym, co się dzieje w Pałacu Arcybiskupim przy ul. Franciszkańskiej w Krakowie. Ta "kuria", w odróżnieniu od tej formalnej, której poszczególne komórki organizacyjne znajdują się na parterze i drugim piętrze gmachu, to najbliżsi współpracownicy metropolity, których miejsca pracy skoncentrowane są wokół sali, gdzie kardynał przyjmuje gości (tej z papieskim oknem), i jego prywatnego apartamentu.
Tworzą oni sekretariat metropolity. Zwani są "kurią", bo mają najbliższy dostęp do kard. Dziwisza. Najbardziej znani z nich są dwaj księża. Jeszcze młodzi, jak na standardy Kościoła, bo tak naprawdę już po czterdziestce. Pierwszy z nich to Dariusz Raś, osobisty sekretarz kardynała.
Jego wpływ na kardynała stanowi przedmiot wielu plotek. Przybierają one na sile wraz z rosnącą pozycją polityczną jego młodszego o trzy lata brata Ireneusza, posła PO, a dzisiaj już szefa małopolskich struktur tej partii. Poseł od dzieciństwa jest mocno związany z Kościołem, wychowany był w ruchu oazowym, niewiele dzieliło go od wstąpienia do seminarium, ostatecznie skończył studia na Papieskiej Akademii Teologicznej. Teraz angażuje się m.in. w działalność Zakonu Rycerzy Kolumba, wpływowej katolickiej organizacji bardzo silnej w USA, a ostatnio rozwijającej się również w Polsce i czasem nazywanej masonerią w Kościele. Ksiądz Dariusz Raś to człowiek wykształcony w Rzymie, przystojny, w eleganckiej sutannie, pewny siebie, łatwo nawiązujący kontakty, ale niezwykle wobec "szefa" lojalny.
Dyskretny wpływ
W 1995 r. pojechał razem z kolegami z tego samego rocznika w krakowskim seminarium duchownym na zwyczajową pielgrzymkę do Watykanu. Wtedy po raz pierwszy osobiście zetknął się z ks. Stanisławem Dziwiszem. A dopiero rok wcześniej został wyświęcony. Potem przez kilka lat był wikarym w Libiążu. Biskup Kazimierz Nycz, ówczesny biskup pomocniczy w Krakowie, a dzisiaj metropolita warszawski, wysłał go na studia do Rzymu, a dokładniej: na prowadzony przez Opus Dei uniwersytet Santa Croce. Tam studiował komunikację społeczną, perfekcyjnie nauczył się włoskiego, nawiązał mnóstwo kontaktów. Nie tylko w swoim pokoleniu duchownych z całego świata studiujących w Rzymie. Kiedy po śmierci Jana Pawła II spełniły się powszechne oczekiwania, że następcą odchodzącego na emeryturę kard. Macharskiego w Krakowie będzie Stanisław Dziwisz, spodziewano się, że kierujący już wtedy po powrocie z Włoch diecezjalnym Radiem Plus w Krakowie ks. Raś zostanie jego rzecznikiem prasowym. Sam zainteresowany przytakiwał dopytującym o to kolegom. Ale pięć lat temu doszło do decydującej rozmowy z kardynałem. Niektórzy twierdzą, że nowy metropolita dał ks. Rasiowi wybór: albo rzecznikowanie, albo funkcja osobistego sekretarza. Pochodzący z Nowej Huty ksiądz miał postawić na obowiązki wymagające pełnej dyspozycyjności przez całą dobę, jednak dające mu realny wpływ na to, co się w kurii dzieje. - Funkcja sekretarza bardziej odpowiada ambicjom Darka. On lubi mieć dyskretny wpływ na sprawy - uważa jeden z jego znajomych.
Koledzy z seminarium
Niedługo po tej rozmowie ks. Raś wystukał SMS do ks. Roberta Nęcka z informacją, że to on zostanie rzecznikiem prasowym kurii. I tak od pięciu lat ks. Robert Nęcek jest twarzą diecezji. Są kolegami z roku w seminarium. Wśród nauczycieli mieli takich księży jak Józef Tischner, Józef Życiński, Tadeusz Pieronek, Kazimierz Nycz czy historyk Kościoła Jan Kracik.
Ksiądz Nęcek pochodzi z Krakowa. Razem z rodziną mieszkał najpierw przy ul. Szlak, a potem w Nowym Prokocimiu. Jego siostra pracuje na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II. Do pierwszej pracy został skierowany do Wadowic. Potem spędził rok na stypendium w Rzymie. W Watykanie poznał ks. Dziwisza, który także jemu - podobnie jak innym młodym i uczącym się tam księżom - od czasu do czasu wsuwał do kieszeni swoje prywatne "stypendium". Po powrocie do Polski studiował jeszcze na KUL socjologię i naukę społeczną Kościoła. Jak każdy rzecznik, bywa stawiany przez ludzi i okoliczności w trudnych sytuacjach. - Jako graniczną zasadę przyjąłem, że nie wolno mi skłamać. I tego się trzymam - mówi ks. Nęcek. O własnym wpływie na decyzje kardynała woli jednak milczeć.
Księża Raś i Nęcek, choćby z racji wspólnoty pokoleniowej, tworzą tandem. To im przypisuje się na przykład istotny udział w powstaniu głośnego, bo mocnego, wystąpienia kard. Dziwisza w sprawie Radia Maryja sprzed trzech lat. Metropolita mówił wtedy, że ta rozgłośnia nie buduje jedności Kościoła, ale jest elementem politycznych rozgrywek.
Krąg drugi: frontmani
Po wyborach prezydenckich ks. Nęcek w wypowiedzi dla jednej z gazet życzliwie mówił o wyborze Bronisława Komorowskiego. Wcześniej, na trzy dni przed pierwszą turą wyborów, tego kandydata jako jedynego przyjął kard. Dziwisz.
To nie podoba się np. ks. Isakowiczowi-Zaleskiemu. Uważa on nawet, że przystąpienie piątki księży z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II do komitetu poparcia dla Jarosława Kaczyńskiego było swoistą reakcją na zaangażowanie kurii po stronie PO.
Więcej w weekendowym wydaniu dziennika "Polska" lub na prasa24.pl