Zbrodnia na Jasnej Górze. Jak zakonnik zabił kuzyna z miłości

Sławomir Koper
Klasztor na Jasnej Górze
Klasztor na Jasnej Górze czestochowa.fotopolska.eu/Bonczak
Kalibabka, Szpicbródka, ojciec Damazy. Sławomir Koper, autor bestsellerowych książek historycznych, opisuje sylwetki najsłynniejszych polskich przestępców. OTO FRAGMENT KSIĄŻKI.

W chwili aresztowania ojciec Damazy miał niespełna 40 lat. Pochodził z chłopskiej rodziny osiadłej we wsi Lipie, leżącej niedaleko Częstochowy. Choć jego rodzice nie uchodzili za specjalnie zamożnych, otrzymał on względnie przyzwoite wykształcenie domowe. Dzięki temu jako nastolatek został pomocnikiem pisarza gminnego, a po kilku latach zajął nawet jego stanowisko. W awansie zapewne pomogło mu to, że jego wuj był wójtem gminy i popierał młodszego kuzyna.

Macoch nie wytrzymał jednak długo na etacie pisarza, bo już rok później porzucił tę pracę i wstąpił do zakonu paulinów.

„Przyjęcie kandydata do zakonu uwarunkowano koniecznością spełnienia szeregu warunków - tłumaczył historyk Jan Pietrzykowski. - Wymienić trzeba przede wszystkim te, które stawiano celowo, by osłabić wewnętrzną spoistość, poziom umysłowy i morale zakonników. Kandydat musiał uzyskać aprobatę gubernatora i zezwolenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych po policyjnym sprawdzeniu jego lojalności. Musiał uprzednio odbyć służbę wojskową i ukończyć dwadzieścia cztery lata. Śluby uroczyste mógł złożyć dopiero po ukończeniu trzydziestego roku życia. Nie wymagano natomiast od kandydatów właściwego cenzusu naukowego. Klasztorom zaś zabroniono organizowania studiów, prowadzenia seminariów, a nawet szkół początkowych. Otworzono szeroko furty klasztorne dla ludzi niegodnych noszenia habitu”.

Polskie zakony znajdowały się wówczas w ciężkiej sytuacji, bo w ramach represji po stłumieniu powstania styczniowego skasowano wiele z nich, a pozostałym bardzo utrudniano egzystencję. Dziwnym trafem Macoch nie miał jednak problemów z rekomendacją władz…

„Po dwóch latach - informował anonimowy autor relacji z tragicznych wydarzeń - przeor klasztoru ksiądz Euzebiusz Rejman posłał go do seminarium we Włocławku, ale Macoch po przybyciu do seminarium zachorował na tyfus i powrócił do klasztoru, gdzie […] przygotowywał się do stanu duchownego”.

Zachowały się jednak informacje, że to nie tyfus przeszkodził Macochowi w studiach we Włocławku, tylko całkowity brak zdolności, za sprawą którego nie dawał sobie rady z nauką. Na Jasnej Górze wymagania były mniejsze, tam też został wyświęcony na księdza.

„W klasztorze Damazy odznaczał się początkowo cichym i spokojnym charakterem, lubili go wszyscy, a ksiądz Rejman, który był do niego jak najlepiej usposobiony, zrobił go swoim sekretarzem. Ale stan ten nie trwał jednak długo. Po roku lub najwyżej dwóch Macoch zaczął wyjeżdżać ciągle z klasztoru, tłumacząc się, że musi odwiedzać krewnych i porządkować interesy. W tym czasie zmienił się radykalnie charakter Macocha. Zaczął zaniedbywać obowiązki księdza-zakonnika, stał się kłamcą, skrytym i rozpustnym”.

Zmiany w zachowaniu Macocha łączono z tym, że związał się on z dwoma zakonnikami mającymi w klasztorze bardzo złą opinię: z Izydorem Starczewskim i Bazylim Olesińskim. Na postępowanie całej trójki wpłynęła nawet skarga do konsystorza we Włocławku, przy czym Macoch i Starczewski zostali uniewinnieni i tylko Olesiński dostał „surowe napomnienie”.

„Przeor Rejman próbował wpłynąć na Macocha, ale Macoch odparł, aby przeor do spraw jego się nie mieszał, bo urządzi tak, że klasztor zamkną. Pozostawiono więc Macocha w spokoju”.
Trzech mnichów gustowało w wesołym trybie życia, a najbardziej zbliżyły ich do siebie przestępstwa, jakich dopuszczali się na terenie klasztoru. Zaczęło się od szantażu, gdy okazało się, że brat Bazyli kradnie pieniądze za msze święte odprawiane w intencji darczyńców. (...)

KOCHANKA ZAKONNIKA
Macoch potrzebował coraz więcej pieniędzy, gdyż w tamtym czasie związał się z telefonistką Heleną Krzyżanowską. Przyjechała ona na Jasną Górę po przeżyciu zawodu miłosnego i wyspowiadała się właśnie u ojca Damazego. Miała 23 lata, była inteligentna i urodziwa, toteż zakonnik zupełnie stracił dla niej głowę.

„Uwiódł mnie mężczyzna - zeznawała Helena podczas procesu. - Nie chciałam żyć. Odwiódł mnie od śmierci spowiednik. Był nim ojciec Damazy”.

Zaraz po spowiedzi spotkali się na wałach klasztornych, niebawem też zaczął się ich romans. Macoch nie przejmował się faktem, że złożył śluby czystości, jego partnerka również nie zwracała na to uwagi. Liczyło się tylko to, że mnich miał ze swojego złodziejskiego procederu duże dochody i mógł jej zapewnić dostatnie życie. Helena porzuciła nieźle płatną pracę w Łodzi i przeniosła się do Warszawy. Tam ojciec Damazy wynajął dla niej eleganckie lokum oraz zadbał, aby nie miała problemów finansowych. Funkcjonariusze policji, którzy kilka lat później oglądali to mieszkanie, uznali, że było ładnie umeblowane, znaleziono w nim również „piękne stroje, wytworną bieliznę i kilka par eleganckich bucików".

Krzyżanowska oficjalnie przedstawiała się jako nauczycielka muzyki, jednak żadnych lekcji oczywiście nie udzielała. Niebawem na dwóch kontach założonych na jej nazwisko znalazło się 12 tysięcy rubli, dysponowała również niezwykle kosztowną biżuterią osobistą. Tymczasem jako telefonistka w Łodzi zarabiała 50 rubli miesięcznie… Macoch rzeczywiście nie żałował pieniędzy i na umeblowanie mieszkania Heleny wydał podobno aż 3 tysiące rubli, spłacił też poważny dług jej ojca. Często podróżował z kochanką po Europie, nie oszczędzając na wydatkach. Bywali także w Krakowie i Zakopanem, a Helena odwiedzała zakonnika w Częstochowie. Początkowo wynajmował dla niej dyskretny pokój na mieście, jednak pokazywali się razem na ulicach, a Damazy przedstawiał ją jako swoją kuzynkę. Z czasem doszło nawet do tego, że przeor zgadzał się na wizyty Heleny w klasztorze, a nawet by nocowała w obrębie jego murów. W tamtych czasach kobieta mieszkająca samotnie mogła zostać uznana za przedstawicielkę najstarszego zawodu świata, więc Macoch postanowił zadbać o reputację swojej kochanki. Nie zamierzał jednak tracić prawa wyłączności do partnerki, toteż postanowił wydać ją za swojego rodzonego brata.

„W styczniu 1909 roku Damazy Macoch namówił 19-letniego brata swego Franciszka, aby ożenił się z Heleną Krzyżanowską, obiecując dać jej 10 tysięcy rubli posagu. Franciszek Macoch był wtedy pomocnikiem pisarza w Lipiach. Gdy ten zgodził się, Macoch wezwał go do Częstochowy, […] gdzie Franciszek poznał się z Krzyżanowską i oświadczył się jej. Oświadczyny zostały przyjęte. Ustalono datę ślubu”.

Z planów Macocha nic jednak nie wyszło, gdyż Helena dała do zrozumienia narzeczonemu, że oczekuje od niego wolnego związku, na co on nie wyraził zgody. Zrozumiał, że miał występować wyłącznie w roli parawanu dla romansu brata, i zerwał zaręczyny. W tej sytuacji ojciec Damazy zaczął przedstawiać Krzyżanowską jako wdowę po bracie, który umarł zaraz po ślubie i rzekomo zostawił jej znaczny majątek, co miało tłumaczyć wydatki kochanki.
Z czasem zakonnik doszedł do wniosku, że potrzebne jest im urzędowe potwierdzenie wdowieństwa Heleny. Nie odważył się jednak uśmiercić na papierze swojego brata i uznał, że bezpieczniejszym rozwiązaniem będzie, jeśli fikcyjnie sam poślubi partnerkę, po czym równie fikcyjnie opuści ten świat. Wykorzystał do tego fakt, że wstępując do zakonu, zmienił imię (naprawdę nazywał się Kacper Macoch), a wszyscy kojarzyli go jako Damazego. (...)

ZBRODNIA
Nie ulega wątpliwości, że ojciec Damazy miał tak dużo grzechów na sumieniu, że sam aż się prosił, by go szantażowano. Nie grzeszył jednak nadmierną cierpliwością, więc szybko ją stracił do swojego kuzyna. Postanowił rozwiązać sprawę raz na zawsze. Wysłał do Wacława list, w którym zaprosił go na Jasną Górę i obiecał tysiąc rubli pożyczki. Kuzyn mu uwierzył, przyjechał do Częstochowy, a tuż przed wizytą w klasztorze powiedział jednemu ze swoich przyjaciół, że „idzie na rozmowę z ojcem Damazym”, a jak „nie dojdzie z nim do porozumienia, to powie mu ważną rzecz”.

Mnich był dobrze przygotowany do tego spotkania - kilka tygodni wcześniej pożyczył od klasztornego stolarza niewielką siekierę. Ukrył narzędzie w swojej celi, zamierzając go użyć, gdy nadejdzie odpowiednia chwila. (...)

Świętokradztwo i zabójstwo w najważniejszym polskim sanktuarium maryjnym, osoba złodzieja i mordercy, a do tego makabryczne okoliczności zbrodni wywarły na opinii publicznej nieprawdopodobne wrażenie. Gdy podczas procesu wszystkie potworne szczegóły ujrzały światło dzienne, wielu ludzi nie chciało uwierzyć w rewelacje dochodzące z sali sądowej.

„Czego tu nie ma? - rozpaczał reporter warszawskiego tygodnika »Świat«. - Kradzież, fałszerstwo, zabójstwo, świętokradztwo. I ta kradzież jest zabieraniem ofiar ludu od ust nieraz sobie odejmującego... I to zabójstwo - jest bratobójstwem. I to świętokradztwo jest ogołoceniem z wotów i klejnotów cudownego obrazu Najświętszej Panny Częstochowskiej... Dokonał tego strażnik najdroższej pamiątki narodowej i katolickiej”.

Sławomir Koper, „Oszuści, zabójcy, kasiarze”, wyd. Czerwone i Czarne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl