Nie do śmiechu było jedynie pracownikom Biedronki, którzy chyba trochę spanikowali.
Mimo że kasy normalnie działały to zdecydowana większość klientów została wyproszona z dyskontu. Kazano im zostawić wózki pełne zakupów i jak najszybciej opuścić obiekt. Wszyscy wychodzili więc zniesmaczeni, komentowali, że dyskont potraktował ich jak potencjalnych złodziei. Oburzenie potęgował fakt, że na słupie przed Biedronką wisiało ogłoszenie od dostawcy elektryczności, w którym było jasno i wyraźnie napisane, że właśnie w tym dniu mogą wystąpić problemy z dostawą prądu. Jak to się stało, że tak wielka firma była zupełnie bezradna przy takiej awarii? Okazuje się, że inne sklepy jakoś potrafiły przygotować się na zapowiadane problemy. W oddalonych o kilkaset metrów Delikatesach Centrum (porównywalna powierzchnia sklepu) również nie było prądu, ale agregaty były tak mocne, że klienci bez problemu mogli kontynuować swoje zakupy.
Co na to Biedronka?
Biuro Prasowe Jeronimo Martins Polska Spółka Akcyjna w taki sposób skomentowało sprawę: - W związku z planowaną przerwą w dostawie energii elektrycznej 3 grudnia bieżącego roku, dla zapewnienia ciągłości funkcjonowania sklepu, został zamówiony agregat prądotwórczy. Jednak sprzęt nie został dostarczony na miejsce przez zewnętrznego dostawcę. Pomimo tego, sklep dołożył wszelkich starań, aby obsłużyć klientów na miarę posiadanych możliwości - czytamy w piśmie z Biedronki. Poinformowano nas również, że zakaz fotografowania i filmowania na terenie sklepu wynika z troski o komfort klientów robiących zakupy oraz pracowników, którzy mogą nie wyrażać chęci utrwalania ich wizerunku.
MĘŻCZYŹNI NOSZĄCY TO IMIĘ SĄ NAJWIERNIEJSI [zobacz listę]

