Katarzyna Wesołowska z Lublina uczy swoich trzech synów (trzecia, piąta i szósta klasa) w domu.
- Najmłodszy nigdy nie chodził do szkoły, ale starsi - tak. Mieli wówczas pewne trudności i pomyślałam, że problem mogę rozwiązać, ucząc ich w domu - tłumaczy.
Takich rodzin jest w regionie coraz więcej. - W roku szkolnym 2014/15 dyrektorzy w województwie wydali 215 decyzji w sprawie nauczania domowego. W roku 2015/16 takich dzieci w regionie było 299, a w tym roku szkolnym już 428 - wylicza Jolanta Misiak, rzeczniczka Kuratorium Oświaty w Lublinie.
Mariusz Dzieciątko, prezes Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie, uważa, że przyczyna takiego skoku to wzrost świadomości rodziców.
- Ale też kwestia rozwoju technologii. Dzięki internetowi łatwiejszy jest dostęp do ciekawych materiałów edukacyjnych, opracowań, pomocy dydaktycznych - ocenia.
W województwie lubelskim w tym roku szkolnym w swoich domach uczy się 428 dzieci. Najwięcej takich uczniów mają na swoich listach szkoły w Lublinie - w sumie 358
Rodzice, którzy decydują się na naukę w domu, wśród zalet wskazują przede wszystkim na zindywidualizowane podejście do dziecka.
- Na to, co dla synów trudne, poświęcam więcej czasu. Inaczej niż z materiałem, który przychodzi im z łatwością. Trudno o taki komfort w wieloosobowej klasie. Szkoła wszystkich uśrednia - podkreśla Katarzyna Wesołowska.
- Poza tym mam nieograniczone możliwości dotarcia do dzieci. Nasza edukacja trwa cały czas, również w piaskownicy, na spacerze, na rodzinnej wycieczce. Jednocześnie na „lekcje” poświęcamy mniej czasu niż w szkole, bo nie tracimy go np. na sprawdzanie obecności, klasówki czy późniejszą ich korektę. Znam swoich synów i wiem, kiedy coś umieją, a kiedy nie. Nie ma stopni, więc też nie uczą się dla ocen - dodaje.
Nauczyciele mają jednak wątpliwości. - Pytanie, gdzie dzieci z nauczania domowego rozwijają się społecznie, gdzie zdobywają umiejętności pracy w grupie czy rozwiązywania konfliktów - mówi Marianna Olszańska, dyr. SP 51.
Katarzyna Wesołowska przyznaje, że też miała podobne obawy.
- Dlatego zapisałam synów do szkoły muzycznej oraz na lekcje angielskiego, gdzie mogą się zetknąć z „zewnętrznym światem” .
Uczyć dziecko w domu może właściwie każdy - nie jest wymagane np. wykształcenie pedagogiczne. Zgodę, na wniosek rodzica, wydaje dyrektor szkoły - tej samej, w której cyklicznie dziecko zdaje egzamin sprawdzający jego wiedzę i umiejętności.
Rodzice nie mogą liczyć na żadne finansowe wsparcie ze strony szkoły czy samorządu.
- Szkoły często wypożyczają jednak pomoce dydaktyczne, dzieci mogą też uczestniczyć np. w zajęciach dodatkowych - tłumaczy Mariusz Dzieciątko.
Zamiast w ławce - w domu i na podwórku. Coraz więcej rodziców rezygnuje ze szkoły
Jak wygląda dzień w domowej szkole? - Nie mamy żadnego ścisłego planu lekcji. Jeśli np. wiem, że po południu synowie mają zajęcia w szkole muzycznej, to rano mniej pracujemy, żeby poszli tam wypoczęci. Z drugiej strony, czasami pracujemy też w sobotę - tłumaczy Katarzyna Wesołowska z Lublina, która od czterech lat uczy swoich trzech synów w domu.
Chłopcy są w trzeciej, piątej i szóstej klasie podstawówki. - Czasami w lekcjach uczestniczą wszyscy razem, np. jeśli chodzi o historię czy język polski. Ale jeśli pracujemy nad matematyką, to dzielę ich wiekowo - opowiada pani Katarzyna.
W nauczaniu rodzice z jednej strony mają sporo dowolności. - Np. z historii, którą się interesują, opowiadam im więcej niż mają w książkach - mówi pani Katarzyna.
Z drugiej strony, obowiązuje ich podstawa programowa, bo na koniec roku (niekiedy częściej) dzieci zdają egzamin (lub kilka) sprawdzający poziom ich wiedzy.
Odbywa się w szkole, na liście której dziecko figuruje jako uczeń i z którą rodzic współpracuje. Po zdaniu egzaminów dzieci otrzymują normalne świadectwo ukończenia danej klasy.
Katarzyna Wesołowska przyznaje, że nauczanie dzieci w domu ma wiele plusów, ale wiąże się również z wyrzeczeniami.
- Jedno z rodziców musi raczej pozostać w domu, bo trudno jest łączyć pracę z uczeniem dzieci w domu. Trzeba też poświęcić sporo czasu na przygotowanie do „lekcji”, zwłaszcza w starszych klasach - dodaje pani Katarzyna.
Nauczanie domowe zgodnie z przepisami można prowadzić aż do matury.
- Ja jednak zdecydowałam, że granicą będzie szósta klasa, bo potem zaczynają się fizyka i chemia, w których nie czuję się kompetentna - tłumaczy Wesołowska.
Są jednak rodzice, którzy sami uczą także starsze dzieci, a do przedmiotów, w których nie czują się mocni, zatrudniają korepetytorów.
- Rodzic nie musi być superbelfrem od wszystkich przedmiotów. Poza tym, jednym z głównych celów edukacji domowej jest bowiem wykształcenie w dziecku samodzielności w zdobywaniu wiedzy - tłumaczy Mariusz Dzieciątko, prezes Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie.
Jak to się robi?
Wniosek o nauczanie dziecka w domu rodzic składa do dyrektora szkoły. Dołącza do niego opinię poradni psychologiczno-pedagogicznej oraz oświadczenie, że zapewni dziecku warunki umożliwiające realizację podstawy programowej.
- Rodzice mają prawo do udziału w konsultacjach z nauczycielami, a dzieci mogą uczestniczyć w dodatkowych zajęciach organizowanych przez szkołę czy w wycieczkach - wyjaśnia Marianna Olszańska, dyr. SP nr 51 w Lublinie.