Z zeszłorocznych badań CBOS-u wynika, że 51 proc. Polaków pała do sąsiadów z południa szczególnym uczuciem. Żadnej innej nacji nie lubimy bardziej. Nawet braci Amerykanów (43 proc.). Vavrouska powtarza, że Czesi dawno zaakceptowali, że mają tak mały kraj, że nie ma w nim miejsca na zadęcie i napięcie, które z kolei wpisane są w polski genotyp. Mariusz Szczygieł, zdeklarowany czechofil potwierdza, że mamy do Czechów słabość, bo są tym, kim my nie możemy być. Tylko tyle? Wszyscy dobrze wiemy, że nie.
Wiadomo, są oczywistości: czeskie piwo jest świetne, Praga wspaniała, małe miasteczka - jak z pocztówki (Czeski Krumlow), no i ten język: jakby ktoś permanentnie robił sobie jaja. Film z czeskim dubbingiem to już w ogóle komiczny rozbój w biały dzień. "Gwiezdne wojny", mówi Darth Vader: "Luk, jo sem twój tatinek". Albo słynny tercet czeskich napastników w hokeja: "Popil, Poruhal a Smutny". "Być albo nie być - oto jest pytanie"? Po czesku: "Bytka abo ne bytka - to je zapytka". List do Koryntian: "Miłość się nie obraża i gniewem nie unosi". Po czesku: "laska se ne wypina i ne wydyma sa". Gwiazdozbiór - hvezdokupa. Zaczarowany flet - zahlastana fifulka. Stonka ziemniaczana - mandolinka bramborova. Każda litera to kolejny powód, by umrzeć ze śmiechu.
Czechów kochamy za ich bajki. Wiadomo, "Reksio" ma swój urok. Ale "Krecik" ze swoim "Ahoj!", "Rumcajs" czy "Żwirek i Muchomorek" to po prostu osobny rozdział w historii animacji dla dzieci. A już "Sąsiedzi" są poza wszelką konkurencją i klasyfikacją. Kto nigdy nie oglądał i nie zastanawiał się, co tym razem pójdzie nie tak, ręka w górę. A kino? Czeski film, znaczy się, dosłownie i w przenośni. Najczęściej występują aktorzy o wdzięcznie brzmiących imionach Zdenek, Honza lub Svatopluk. Akcja bywa kapryśna, dialogi - abstrakcyjne. A na poważnie: "Straszne skutki awarii telewizora", "Butelki zwrotne", "Palacz zwłok" czy "Obsługiwałem angielskiego króla" to klasyka, jakiej często brakuje w martyrologicznym kanonie polskiej kinematografii. Dołóżmy jeszcze seriale: "Arabela", "Szpital na peryferiach", "Żena za pultem" (czyli "Kobieta za ladą") To je vyborne.
A czeski paradoks? W kraju knedliczków i bramborków mieszkają najpiękniejsze modelki świata i najgorzej ufryzowani mężczyźni. Z tym ostatnim nawet nie ma co dyskutować, Czechy są ostatnim miejscem na ziemi, w którym w środowisku naturalnym spotkamy takie okazy owłosienia głowowego, jak plereza, płetwa czy dywan. Nie bez powodu uczesanie to nazywane jest też fryzurą na "czeskiego hokeistę". Cały świat się przez to z Czechów śmieje, a Czesi mają to w nosie. Swoje włosy mają w nosie.
Czeskie niezwykłości można by wymieniać jeszcze dłużej i czasu przed dzisiejszym meczem z Portugalią by nie starczyło. Naród 4-krotnie mniej liczny od Polski ma wybitnych hokeistów, całą gromadę światowej klasy pisarzy, praktycznie żadnej "misji pokojowej", Szwejka, Jożina z Bażin, Karela Gotta i chmury absurdalnego humoru. Czechosłowacja, lata 60. Rozmawiają dwaj koledzy: "Wiesz, gdzie jest teraz kapitalizm?". "No jasne, na skraju przepaści". "A socjalizm?". "Jak to gdzie? Zawsze o krok przed kapitalizmem!".
Jest taka polska mądrość: "Jeśli nie wiesz, co zrobić, popatrz, co robią Czesi". Dziś przed telewizorami nie zabraknie też naszych piłkarzy. Niech im się chociaż przyśni Jiracek, Plasil albo Limbersky.
*Euro 2012 w DZ: eksperci typują wyniki meczów, wywiady z gwiazdami, strefa kibica
*Nowy podział Śląska: koniec woj. opolskiego i śląskiego, wspólne górnośląskie