Od roku dwie grupy akcjonariuszy ZM Invest i Zakładów Magnezytowych w Ropczycach oskarżały się wzajemnie o próby wrogiego przecięcia. Sprzyja temu bardzo skomplikowana struktura właścicielska. Akcjonariusze pierwszej firmy są zarazem współwłaścicielami drugiej, i na odwrót.
Konflikt osiągnął apogeum w lipcu br., kiedy Leon Marciniec, kierujący „grupą Investu” rozpoczął z dwójką współpracowników okupację siedziby firmy w obawie, że przez “tych drugich” nie zostaną wpuszczeni do siedziby firmy. Na pomoc wezwał agencję Rutkowskiego. Od tego momentu siedziba Investu przy ul. Przemysłowej w Ropczycach wyglądała jak zbrojnie chroniona twierdza.
WIĘCEJ: Stan wojenny w Magnezytach. Wkracza Rutkowski
Druga strona wzmocniła ochronę bramy głównej i otoczenia Zakładów Magnezytowych. Z końcem lipca walne zgromadzenie akcjonariuszy Invest wybrało Marcińca na prezesa firmy, choć Józef Siwiec, prezes Magnezytów, udziałowiec Investu, a przede wszystkim człowiek uznawany za przywódcę „grupy ropczyckiej” relacjonował, że on tak, ale inni akcjonariusze z jego stronnictwa już nie zostali wpuszczeni na zgromadzenie, na jego żądanie nie okazano też księgi akcjonariuszy Investu. Wpis Marcińca do Krajowego Rejestru Sądowego, jako prezesa Investu, przynajmniej na razie zamroził spór.
Wczorajsza konferencja prasowa w Rzeszowie była dla Rutkowskiego okazją do podkreślenia swojej roli. Stwierdził wręcz, że zapobiegł rozlewowi krwi podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy Investu. Jak?
- Jeżeli podjeżdża kilka samochodów osobowych, wypełnionych ludźmi przygotowanymi do walki, w kominiarkach, nie ubranych w umundurowanie firmowe, tylko sportowe, bez jakichkolwiek oznakowań przynależności, my liczyliśmy się z tym, że może dojść do starcia tej bojówki z naszymi agentami - tłumaczył. - Jednemu z naszych agentów została wybita szybka w samochodzie.
ZOBACZ TEŻ: Krzysztof Rutkowski zeznawał w sądzie w sprawie śmierci Ewy Tylman
gloswielkopolski.pl/x-news
