Niemal na całym świecie kobiety czują presję społeczną, by być pięknymi i zadbanymi. Ale to, co piękne w Europie, nie będzie zachwycać w Afryce i odwrotnie...
Agata Blachowska: Ile krajów, ile kultur - tyle kanonów kobiecego piękna. Na całym świecie kobiety dostosowują się do oczekiwań innych, próbują się zmieniać, ulepszać, by wpasować się w jakieś wyimaginowane, czasem trudne do osiągnięcia wyobrażenie piękna. Czy ten niedościgniony wzór to wymysł mężczyzn, którzy nie mają oporów, by stawiać partnerkom wysokie wymagania co do wyglądu, czy samych kobiet, które tak bardzo chcą być atrakcyjne dla innych, że same się w tych dążeniach zapętlają?
Nie rozstrzygnę tego pytania jednoznacznie. Niech każdy zinterpretuje to zgodnie z tym, jakie ma doświadczenia. Pewne jest, że na świecie ciągle kobiety poświęcają swoje zdrowie, by się podobać i wpisać w aktualne wzorce. Niektóre rytuały są naprawdę drastyczne, bolesne i okrutne, np. gdy wyznacznikiem piękna są tatuaże czy blizny. Takich zwyczajów panuje jeszcze w różnych częściach świata bardzo wiele, choć powoli odchodzi się od tak drastycznych sposobów na „uatrakcyjnienie” kobiet. Niekiedy zwyczaje są kultywowane tylko po to, by zaspokoić ciekawość turystów.
Chyba mamy szczęście, że nasza kultura nie wymusza na kobietach tak okrutnych działań...
Aleksandra Gawinecka: Na pewno nie wymusza? A operacje plastyczne? A restrykcyjne diety? To też ból, stres, dyskomfort. Próba bycia idealną za wszelką cenę. Oczywiście nie chodzi o to, byśmy przestały o siebie dbać, nie były aktywne fizycznie, nie dbały o swoje ciała. Chodzi o to, byśmy uświadomiły sobie po co i dla kogo to robimy. Byśmy złapały dystans do swojego ciała i z rezerwą patrzyły na ten kulturowo ustanowiony ideał.
A.B.: To niełatwe zwłaszcza w Polsce. Nasze społeczeństwo jest bardzo krytyczne, a kobiety ciągle żyją pod wielką presja opinii publicznej. Stawia się nam wiele wymogów w kwestii wyglądu, a dodatkowo jesteśmy słabo odporne na krytykę. Surowej ocenie podlega nie tylko rozmiar czy sylwetka, ale wszystko, co niestandardowe: od figury, przez krzywy nos, po fryzurę. Zwłaszcza w sieci takie osoby na co dzień są narażone na hejt. Sama tego doświadczyłam. Noszę rozmiar plus size i kiedy publikuję w sieci swoje zdjęcia z basenu czy przejażdżki rowerowej, szybko pojawiają się oceniające komentarze: „Gdybyś naprawdę tyle pływała, nie byłabyś taka gruba”.
Nieraz czułam, że ktoś przykleja mi łatkę: gruba, więc leniwa, nieruchawa. Nie przywiązuję wagi do takich opinii, dla mnie najważniejsze jest, by dobrze się czuć z samą sobą. Kobiety muszą zrozumieć, że rozmiar 36 czy 38 jest tak samo dobry, jak 46 czy 52. Ale to nie jest łatwe, zwłaszcza że kobiety w rozmiarze plus size są dla mężczyzn w Polsce niewidzialne, zupełnie jakby nie istniały. Nawet jeśli ten mężczyzna ma wydatny brzuszek, a jego wygląd odbiega od ideału, kobiecie stawia wysokie wymagania. Odczuwam to na własnej skórze. Ale kiedy wyjeżdżam do Wielkiej Brytanii, Niemiec, Holandii, dostrzegam różnice w postrzeganiu mojej kobiecości: na Zachodzie kobieta w rozmiarze 48 jest tak samo atrakcyjna jak ta w rozmiarze 36.
A co z kobietami dojrzałymi, dalej są niewidzialne w przestrzeni publicznej?
A.G.: To się na szczęście zmienia, coraz więcej ich w mediach, w reklamach. Mamy dojrzałe modelki, polityczki, ekspertki. W końcu zaczęliśmy utożsamiać kobiety po 50. jako skarbnice wiedzy i życiowych doświadczeń, dostrzegać ich wartość. Trudno ocenić, na ile to zmiana w postrzeganiu tych kobiet przez społeczeństwo, a na ile wynik marketingowej kalkulacji. Kobiety po 50. to zwykle panie o ugruntowanej pozycji zawodowej, które mogą pozwolić sobie na drogie perfumy i markową bieliznę. Nie przemówi do nich reklamująca te produkty 20-latka.
A.B.: Wyjechałam do Anglii, kiedy miałam 38 lat. Od koleżanek w Polsce usłyszałam: a po co, w tym wieku się tam pchasz? W ich opinii powinnam siedzieć w domu i czekać na wnuki, a na mój rozwój jest już zdecydowanie za późno. Tymczasem w Wielkiej Brytanii zmiana zawodu, rozpoczęcie nauki, przeprowadzka za pracą do innego miasta to po 40. czy nawet po 50. coś zupełnie normalnego. Polki potrzebują motywacji, by rozwijać się tak długo, jak chcą i jak długo mogą. Wczesna emerytura w tym nie pomaga. Kończy się w wielu przypadkach tak, że kobieta jest siedzi w domu, ma niewiele pieniędzy i zastanawia się, jak sprawić, by na wszystko starczyło. Jest znów wtłaczana w rolę babci, opiekunki. Nie ma motywacji, by zadbać o siebie i realizować swoje plany.
Jak więc zmienić to, co dzieje się u nas?
A.G.: Każda zmiana musi wyjść od nas samych, bez względu na to co pomyślą i co powiedzą wszyscy inni. Tylko jeśli my same siebie zaakceptujemy, świat nas zaakceptuje. Ale potrzebna jest też edukacja. Musi wzrosnąć świadomość, m.in. w kwestii praw kobiet.
A. B.: To smutne, że w XXI wieku, kiedy już jesteśmy tacy mądrzy w dziedzinie medycyny, psychologii, socjologii, kiedy tyle wiemy o człowieku, o historii, o ciele, kobiety dalej traktowane są przedmiotowo, nie podmiotowo. Ciągle nie wszyscy rozumieją, że o wartości człowieka nie świadczy jego ciało, a to, kto w tym ciele mieszka i co ma w głowie.
Teczka osobowa Agata Blachowska
- Feministka, umiarkowana aktywistka, ateistka.
- Absolwentka UKW Bydgoszcz na Wydziale Edukacji Muzycznej, Studium Pomocy Rodzinie IPZ, Szkoły Hipnoterapii i Counsellingu, członkini National Counselling Society i National Hypnotherapy Society w Wielkiej Brytanii.
- Pływa 1.5 km dziennie, medytuje i jeździ na rowerze, kocha koty.
Aleksandra Gawinecka
- Psycholog, pedagog.
- Interesuje się psychologią rozwojową, terapią systemową.
Obie panie poprowadziły warsztaty „Kochaj siebie, jaką jesteś” na temat akceptacji swojego ciała podczas zakończonego właśnie festiwalu Ciałokształt Fest w Toruniu.