- Pieniędzy potrzeba na ekshumację, godny pochówek i upamiętnienie Edmunda Sawczyna - mówią dzieci zabitego przez Urząd Bezpieczeństwa w 1946 r. w Targowiskach koło Krosna dowódcy oddziału Narodowych Sił Zbrojnych.
Tymczasem pełnomocnik Skarbu Państwa, który miałby wyłożyć 12 mln zł, tłumaczy, że okoliczności śmierci nie są wyjaśnione.
- Myślałam, że jak zgłoszę się do Instytutu Pamięci Narodowej, to IPN podejmie niejako tak „z marszu” działania wynikające z ich uprawnień, ale do tego nie doszło. Czas leci, ludzie umierają. Mogę nie doczekać nawet tych działań, które w tej chwili podejmują - zaznacza pani Danuta, córka Edmunda Sawczyna, która w chwili śmierci ojca miała 2 lata.
Edmund Sawczyn urodził się w Stryju (niedaleko Drohobycza, w byłym województwie lwowskim, obecnie na Ukrainie), ale jego rodzina wywodziła się z Trześniowa w pow. brzozowskim. Był partyzantem II kompani Samodzielnego Batalionu Operacyjnego Narodowych Sił Zbrojnych mjr Antoniego Żubryda. Jego ciało obok innego partyzanta pierwotnie trafiło najpewniej do bezimiennego dołu poza terenem cmentarza.
- Chcemy zwrócić uwagę na doniosłość historyczną tego postępowania. Na to, że cierpienia i śmierć, do której bezprawnie doprowadzono blisko 70 lat temu, do dnia dzisiejszego nie została naprawiona ani zrehabilitowana - tłumaczyła przed salą rozpraw gdańskiego sądu radca prawna Anna Bufnal, reprezentująca dzieci „Mundka”.
Przypominała, że dziś 75-letnia córka i 76-letni syn przez lata pozbawieni byli „ojca i naturalnej, zdrowej relacji rodzinnej”.
- Chcielibyśmy, żeby doczekał godnego pochówku - tłumaczyła z kolei powód, dla którego sprawa trafiła do sądu, córka Sawczyna - Danuta, która w chwili śmierci ojca miała 2 lata.
Jak wyjaśniła, wraz z bratem zgłosili się do rzeszowskiej delegatury Instytutu Pamięci Narodowej z prośbą o ekshumację i identyfikację zwłok ojca, pierwotnie złożonych wraz z ciałem innego partyzanta w dole poza obrębem cmentarza. IPN miał jednak nie przeprowadzić ekshumacji, tłumacząc to brakiem środków, a pieniądze potrzebne są także na badania genetyczne oraz organizację pogrzebu i miejsca pochówku.
W mowie końcowej radca prawna Katarzyna Szybowska, wskazując, że „Mundek” był poszukiwany przez UB i stał się ofiarą obławy. Zginął w pożarze, spowodowanym przez pociski zapalające, ale nawet jeśli nie zginąłby na miejscu, zostałby zapewne skazany na karę śmierci.
- Obecnie jego działania są postrzegane jako bohaterskie. W 1946 roku, gdy został zabity, był traktowany jak bandyta - dodała.
Zupełnie inny punkt widzenia w mowie końcowej przedstawił prokurator Sławomir Gebel z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, która reprezentowała Skarb Państwa.
- Pojawiają się znaki zapytania. W jednym z dowodów jest wskazane, że pan Sawczyn zginął w pożarze, poparzony, z drugiej strony w dokumentacji UB znajduje się określenie, iż „został zastrzelony w trakcie akcji w Targowiskach” - mówił, wskazując na niejasności dotyczące tragedii oraz fakt, że materiały państwowych służb na jej temat pochodzą dopiero z 1976 r., a w dodatku nie wiadomo, w jakim celu zostały sporządzone.
Rzeszowski oddział IPN pytany o sprawę odpowiada, że prowadził sprawę poszukiwawczą dotyczącą miejsca pochówku żołnierzy podziemia niepodległościowego, w tym Mundka. Ale dopiero w latach 2017-2019.
- W ramach sprawy przeprowadzono kwerendę archiwalną, zebrano relacje świadków, pozyskano kopie zapisów ewidencji parafii rzymskokatolickiej w Targowiskach dotyczące pochówku - mówi Katarzyna Gajda-Bator z IPN w Rzeszowie.
Ustalono m.in., że „Mundek”, wraz ze swym zastępcą Edwardem Czekańskim „Pumą” polegli w czasie obławy UB w Targowiskach 20 września 1946 r. i zostali pochowani z udziałem księdza w obrębie cmentarza parafialnego. Opiekę nad grobem sprawowała rodzina Edwarda Czekańskiego. Od lat 90. XX w. pochówek ten posiada status grobu wojennego i wpisany jest do rejestru prowadzonego przez Wojewodę Podkarpackiego. Sprawa poszukiwawcza została zamknięta z uwagi na to, że oficjalnie miejsce spoczynku „żołnierzy wyklętych” nie jest nieznane. Rodzinę poinformowano o prawie do przeniesienia szczątków krewnych w wybrane przez siebie miejsce.
Sąd w Gdańsku, przed którym toczy się ta sprawa, swój wyrok ogłosi 2 grudnia.
