Krystyna Romanowska, 38-letnia dziennikarka i mama dwuletnich bliźniaczek, z zadowoleniem przywitała modę na ekożycie: półki z produktami bio w supermarketach, kawiarnie, w których serwuje się kawę i herbatę z upraw Fair Trade - "Sprawiedliwego Handlu", bez wyzysku i z poszanowaniem praw człowieka.
Krowi poemat
Krystyna Romanowska to jedna z niewielu polskich dziennikarzy zaangażowanych w uświadamianie ludziom kwestii globalnego ocieplenia i związanych z nim zagrożeń. Od kiedy przeszła specjalne szkolenie, regularnie publikuje artykuły na ten temat w prasie. O ekologicznym życiu rodziny można przeczytać też w internecie, na jej blogu: www.krystynaromanowska.info.
Dziennikarkę dziwi niefrasobliwa postawa ludzi wyrzucających do lasu śmieci, pralki, lodówki. - Najwyraźniej nie zadają sobie pytania: Co pozostawią swoim dzieciom w spadku? Jest coś takiego, co nazywa się ślad ekologiczny. To miara obrazująca, ile powierzchni ziemi potrzeba do tego, by wytworzyć niezbędne nam dobra i wchłonąć odpadki. Przeciętny mieszkaniec Europy Zachodniej potrzebuje 5-6 ha, mieszkaniec USA aż 10 ha. Na naszej planecie jest ok. 12 mld ha ziemi biologicznie czynnej. Gdybyśmy wszyscy żyli tak jak Amerykanie potrzebowalibyśmy pięciu takich planet jak Ziemia! - opowiada Krystyna Romanowska.
Przeciętni ludzie nie zdają sobie z tego sprawy. - Myślę, że o ekologii wciąż mówi się tak mało, bo każdy z nas ma na sumieniu mniejsze lub większe grzeszki. A że lubimy myśleć o sobie dobrze, nie kwapimy się do zauważenia tego, że moglibyśmy zrobić coś więcej, niż tylko zużywać i zużywać - uważa pani Krystyna.
W jej domu oszczędzanie energii to podstawa. Jej i partnerowi, Leo, weszło ono już w nawyk. Nie zostawiają żadnych urządzeń na tzw. stand by. Wszystkie ładowarki do telefonów, pralka i komputery są wyłączane. Dzięki temu nie tylko oszczędzają na rachunkach za prąd, ale od dziecka wpajają swoim bliźniaczkom, że odpowiedzialność za planetę przejawia się w drobnych, często niewygodnych czynnościach domowych.
Coraz rzadziej też musi się tłumaczyć ze swojego wegetarianizmu, który 21 lat temu, kiedy zrezygnowała z jedzenia mięsa, był absolutnie egzotyczny.
- Nikt wtedy w Polsce nie słyszał nazw "soja", "tofu" czy "kiełki". Ekologia kojarzyła się z młodzieżowym ruchem "Wolę być" skupionym wokół tygodnika "Na przełaj", w którym w latach 80. ukazał się historyczny tekst "Krowa to poemat". To pod jego wpływem ja, wychowana na kurzych skrzydełkach i udkach, zostałam wegetarianką - wspomina Krystyna Romanowska.
I chociaż w czasach, kiedy półki świeciły pustkami, zbilansowane wegetariańskie menu stanowiło nie lada wyzwanie, wytrwała w swojej decyzji. Nie zniechęciły jej zdziwione oczy i nie zawsze pochlebne komentarze, nie zraziła konieczność prowadzenia osobnej kuchni. Wegetarianizm był początkiem jej ekologicznego życia, na które składa się nie tylko segregowanie odpadów, oszczędzanie energii i powrót do natury, ale również dbanie o to, co trafia do żołądka.
Dzisiaj komentarze na temat jej wegetarianizmu zdarzają się rzadko. Jest za to pytana o to, czy swoje dzieci też wychowuje bez mięsa. Odpowiada wtedy, że Maia i Lena jadają drób, ale tylko taki, który swobodnie chodził po podwórku i jadł coś więcej niż tylko mączkę kostną.
Fakt, że ludzie nie ingerują już w jej dietę, a ograniczają się do specyficznie pojętej troski o cudze dzieci, to znak czasu. Świadectwo, że Polacy zaakceptowali to, że dorosła osoba może zrezygnować z jedzenia białka zwierzęcego i nie paść trupem.
- Nigdy nie czułam, że mój wegetarianizm czy ekologiczny styl życia jest walczący. Nigdy nikogo nie nakłoniłam do zostania wegetarianinem. Uważam, że są to prywatna decyzja, do której trzeba dojrzeć. Kiedy ludzie pytali, dlaczego żyję tak jak żyję, najpierw mówiłam: "Zwierzęta to moi przyjaciele, a ja nie zjadam moich przyjaciół". A teraz odpowiadam, że nie lubię mięsa. Bo nie lubię - tłumaczy Krystyna Romanowska.
Ekobliźniaczki
Jej zielona dusza przez lata bywała niezrozumiana. Trudno było spotkać równie ekologiczną "drugą połówkę" i przez kilka lat gotowała po dwa obiady - dla siebie i partnera. Dopiero kiedy spotkała Leo - pół Polaka, pół Niemca z duszą jeszcze zieleńszą niż jej własna, mogła poprzestać na jednym posiłku.
- Leo nie był wegetarianinem, ale żyjąc ze mną, stał się nim i mam wrażenie, że mu z tym dobrze. Śmieje się, że w czasie świąt u moich rodziców zjada tyle mięsa, ile u mnie przez dwa lata. Dlatego nie musiałam specjalnie namawiać go do wegetarianizmu. Czasami tylko Leo kupuje sobie salami do pizzy - opowiada dziennikarka.
Bliźniaczki Maię i Lenę Krystyna i Leo wychowują ekologicznie. Dziewczynki od dziecka noszone były w ekochustach niemieckiej firmy Didymos tkanych bez użycia sztucznych barwników i wyłącznie przez dorosłych, legalnie zatrudnionych pracowników. Dzieci jedzą ekologicznie - jeśli suszone owoce, to nigdy ze zwykłego sklepu, tylko suszone na słońcu. I to te naturalne słodycze muszą im wystarczyć. Tradycyjnych nie jedzą prawie w ogóle. Niedawno Krystynę Romanowską zelektryzował widok pewnej młodej mamy, która w ciągu dwóch minut wepchnęła swojemu dwuletniemu synkowi do buzi pół czekolady. A przy okazji nakarmiła też jej córki.
Z Maią i Leną Krystyna stara się spędzać jak najwięcej czasu na świeżym powietrzu. Całą rodziną biegają, pływają i rzucają bumerangami. - To pasja mojego partnera, której ja się od niego nauczyłam. Nie ma lepszego ruchu na świeżym powietrzu niż ten aborygeński sport- mówi z przekonaniem Krystyna Romanowska.
W jej domu nie ogląda się w ogóle telewizji - ona i Leo chronią w ten sposób swoje szare komórki, a ich dzieciom najwyraźniej nie brakuje kreskówek z migającego ekranu. Też zdążyły się do tego przyzwyczaić i wolą książki.
Gaszenie po rodzinie
Światła w całym domu w Habdzinie pod Konstancinem gasi też Marcin Myszkowski, który od ośmiu lat organizuje w Warszawie Masę Krytyczną, comiesięczny przejazd rowerzystów ulicami miasta, i walczy o godne warunki do transportu rowerowego. - Nie mógłbym spokojnie przejść przez oświetlone puste pomieszczenie. Tego samego domagam się od rodziców - chodzę i upominam, a potem jeszcze raz sprawdzam, czy gdzieś niepotrzebnie się nie świeci - opowiada 27-letni ekolog.
Kiedy Polska po raz pierwszy usłyszała o energooszczędnych żarówkach, u Myszkowskich były one już standardem. Teraz powoli przechodzą oni na jeszcze bardziej energooszczędne oświetlenie diodowe, mało jeszcze w Polsce popularne.- Takie jak w lampce od roweru - uściśla z uśmiechem Marcin Myszkowski, który wszystkim warszawiakom nieodmiennie kojarzy się z kilkuset cyklistami w każdy ostatni piątek miesiąca korkującymi główne arterie.
Sam nie raz przekonał się, ile prawdy jest w powiedzeniu, że trudno być prorokiem we własnym kraju. Organizator ruchu, który wywalczył kolejne ścieżki rowerowe i przekonał tysiące mieszkańców do przesiadki z samochodu na rower, przez cztery lata klarował rodzicom, dlaczego w dalsze podróże lepiej jechać pociągiem. - Przekonałem głównie mamę argumentem wygody. Teraz do innych miast Polski jeździ pociągami i bardzo sobie to chwali - mówi Marcin.
Sam przez kilka lat jeździł wyłącznie rowerem. Bez względu na pogodę przemierzał dziennie kilkadziesiąt kilometrów, sprawdzając przy okazji stan dróg i o każdej dziurze informując stosowne władze. Potem, jako członek patrolu rowerowego, sprawdzał, czy miasto dba o stan niewielu wówczas istniejących ścieżek.
Kilka lat walki o prawa rowerzystów, a także pieszych, przyniosło rezultaty. Każdej wiosny w stolicy widać coraz więcej osób na rowerach. A Marcin Myszkowski widzi swoją rolę również w namawianiu kierowców, by zaczęli jeździć autobusami i tramwajami. Zresztą, sam się do nich coraz bardziej przekonuje. Do przystanku dojeżdża rowerem albo na rolkach i dalszą część trasy pokonuje już autobusem.
Ekołąka w ogrodzie
U nastoletniego Marcina od ekologii ważniejsza była pasja rowerowa. To ona przyciągnęła go w 2001 r. na spotkanie stowarzyszenia Zielone Mazowsze, w którym rok później zaczął zajmować się Masą Krytyczną. - Przez pierwszych kilka lat pochłaniała mnie wyłącznie walką o prawa rowerzystów, ale inne idee, o które walczy stowarzyszenie, powoli stawały się także moimi. Zacząłem myśleć o segregacji odpadów, oszczędzaniu energii, zanieczyszczeniu środowiska. I tak przejąłem ekologiczny tryb życia - mówi Marcin Myszkowski.
Dziś proekologiczne zachowania ma we krwi. Nawet jego ogród w Habdzinie to w większości dzika łąka. - Pozwalam swobodnie rosnąć trawie, tylko od czasu do czasu ją kosząc, by działka kompletnie nie zarosła. Kiedy natura sama działa, mam za oknem prawdziwy przyrodniczy spektakl - tłumaczy Marcin Myszkowski i opisuje owady, ptaki i gryzonie buszujące na jego prywatnej łące. I piękne polne kwiaty, samosiejki, które wyrosły mu pod oknami.
Nie do pomyślenia jest dla niego zostawianie odkręconych kranów, choćby na czas szczotkowania zębów, czy zmywanie pod bieżącą wodą. Ogródek też stara się podlewać deszczówką.
Ekologiczny styl życia, kiedyś wyróżnik osób "pozytywnie zakręconych", ekscentrycznych i lepiej sytuowanych, dzisiaj staje się normalnością. Wiele zrobiły kontenery na odpady. Okazało się, że wystarczy postawić je przy śmietniku, a nawet zaganiani i nie zawsze ekologicznie uświadomieni mieszkańcy blokowisk zaczną dzielić śmiecie na plastik, szkło i papier, a zgniatanie puszek stanie się ich rytuałem.
Nawet mniej zamożni wiedzą, że najtańsze jajka są nie tylko mniej smaczne, ale też pozbawione wartości odżywczych tych z numerem zero, a najtańsza szynka wygląda tak pięknie dzięki konserwantom. A rozsyłane przez dostarczycieli energii zawieszki i ulotki radzące, jak obniżyć rachunek za prąd, nauczyły wiele osób świadomego korzystania z urządzeń elektrycznych.
Nagle czerwona diodka telewizora w stanie czuwania, w początkach lat 90. swego rodzaju symbol statusu wskazujący, że właściciel sprzętu jest człowiekiem zamożnym i nowoczesnym, dziś symbolizuje głupotę i marnotrawstwo. A wycofanie darmowych torebek plastikowych mieszkańcy stolicy przyjęli nad podziw spokojnie, szybko przyjmując modę na płócienne torby wielokrotnego użytku.
Marcin Myszkowski i Krystyna Romanowska zachowania ekologiczne obserwują u coraz większej liczby znajomych. I choć nigdy nie agitowali - a już na pewno nie agresywnie - do wyłączania światła czy stosowania żarówek energooszczędnych, wiele osób inspirują samym przykładem. Pytani, czy powrót do wygodnego niefrasobliwego, czyli nieekologicznego trybu życia, czasem ich nie kusi, odpowiadają zgodnie: W żadnym wypadku!
10 przykazań Eko-logicznej Polski
1. Oddaj naturze w makulaturze
2.Nie spalaj się w korkach
3.Nie brudź, jak leci - segreguj śmieci
4.Nie lej wody
5.Świeć przykładem, gaś światło
6.Grzej inaczej - szukaj wiatru w polu
7.Z plastiku tylko pieniądze
8.Posadź drzewo
9.Stare rzeczy przekaż innym
10.Ekologii ucz się od małego