Europosłowie doją pracodawcę bez litości

The Sunday Times
Wyłudzanie pieniędzy na nadgodzinach czy oszukiwanie na pensjach asystentów to nie wszystkie skandale w PE. Posłowie z Austrii, Słowenii i Rumunii nie mieli oporów, by za łapówki podjąć się zmiany prawa. Wpadli na prowokacji "The Sunday Times"

Brytyjska prasa, i nie tylko, nie zostawia suchej nitki na europosłach i przedstawicielach unijnej dyplomacji, którzy - jak tylko mogą - wyłudzają środki mimo wysokich wynagrodzeń.
Jak wynika z informacji niemieckiej europarlamentarzystki Ingeborg Grassle, praktyką jest pobieranie dodatków za nadgodziny.

Podatnicy są zdziwieni tymi praktykami, ci ludzie przecież dostają wynagrodzenie za swoją pracę, jak mogą domagać się ekstrapieniędzy - dziwi się Mats Persson, dyrektor Open Europe, grupy monitorującej prace unijnych agend z siedzibą w Londynie.

Głośny był też raport odkrywający praktyki wyłudzania przez europosłów pieniędzy, jakie otrzymują na utrzymanie asystentów. Każdy poseł może wydać miesięcznie 15,5 tys. euro na asystentów, ale zasady regulujące zatrudnianie takich osób są mało przejrzyste, co sprzyja nadużyciom.
I wreszcie kolejny skandal, ujawniony przez dziennikarzy "The Sunday Times".

Tym razem sprawa dotyczyła lobbingu, na którym mieli zarobić europosłowie. Nie wiedzieli jednak, że przedkładane im propozycje to dziennikarska prowokacja.

Sobowtór Jeffreya Archera był w szampańskim nastroju, gdy podczas lunchu wprowadzał swych towarzyszy w tajemnice swego fachu. Ostrzegł, że jeśli mieliby zatrudnić go do zmieniania prawa w Parlamencie Europejskim, będzie musiał zachowywać ostrożność, by nie wzbudzać podejrzeń.
Miał swoje powody. Ernst Strasser, członek Parlamentu Europejskiego, dorabiał na boku jako lobbysta. Były szef austriackiego resortu spraw wewnętrznych wyjawił, że oprócz pensji przysługującej eurodeputowanym na współpracy z prywatnymi klientami zarabiał pół miliona euro rocznie.

Podczas lunchu w Brukseli towarzyszyli mu dwaj lobbyści brytyjskiej firmy, którzy zaproponowali, by w PE reprezentował ich interesy. W rzeczywistości byli to reporterzy "Sunday Times". Strasser wyjaśnił im, że przez kilka następnych miesięcy będzie udawał zatroskanego polityka, podczas gdy tak naprawdę będzie potajemnie lobbował na rzecz klientów.
Na początku marca zastosował tę taktykę, gdy pozujący na lobbystów dziennikarze zlecili mu zadanie wprowadzenia poprawki w prawie bankowym. Zasugerowana przez nich zmiana weszła w życie, Strasser wykonał robotę. - Bardzo dobrze wyszło - skomentował.

W toku trwającej osiem miesięcy prowokacji dziennikarskiej "Sunday Times" ustalił, że Strasser jest jednym z trzech europosłów gotowych za pieniądze zmieniać europejskie prawo. Dwie inne poprawki wprowadzone przez skorumpowanych deputowanych zapisano w oficjalnych dokumentach w takiej formie, w jakiej życzyli sobie tego reporterzy.

Skandal z ustawami za gotówkę może doprowadzić do największego kryzysu w pięćdziesięciotrzyletniej historii parlamentu. W najbliższy weekend wiceprzewodnicząca europarlamentu Diana Wallis rozpocznie w tej sprawie oficjalne śledztwo.

Choć przepisy regulujące te kwestie są dość luźne, istnieje zapis o tym, że "członkowie parlamentu powinni powstrzymywać się od przyjmowania prezentów i czerpania zysków z wykonywania swoich obowiązków".

Parlament Europejski z niewielkiego forum dyskusyjnego zmienił się jeden z najbardziej wpływowych organów ustawodawczych na świecie. W jego dwóch siedzibach - w Brukseli i Strasburgu - pracuje się nad około 100 ustawami rocznie. Odkąd zainteresował się nim wielki biznes, parlament stał się magnesem przyciągającym lobbystów. W ciągu ostatnich pięciu lat liczba akredytowanych lobbystów wzrosła z 3,5 tys. do 5 tys.

W poniedziałek SpinWatch, organizacja badająca, ujawniająca i zwalczająca praktyki korupcyjne, opublikowała raport o tym, jak brukselscy lobbyści pracujący dla przemysłu bankowego blokują reformy mające zwiększyć bezpieczeństwo klientów.

Zadaniem deputowanych jest wprowadzanie poprawek do ustaw zainicjowanych przez komisje europejskie. Średnio każda ustawa wymaga od 50 do 100 poprawek, ale do ubiegłorocznej dyrektywy dotyczącej funduszy hedgingowych zaproponowano aż 1600 poprawek.

Nasze badanie wykazało, że dwie trzecie z nich pochodziło wprost od przedstawicieli przemysłu inwestycyjnego lub lobbystów działających w ich imieniu - twierdzi Olivier Hoedeman z grupy Corporate Europe Observatory.

Latem ubiegłego roku dwa niezależne źródła poinformowały dziennikarzy "Sunday Times" o tym, że pojawiły się obawy, iż lobbyści poszli już krok dalej i zaczęli płacić deputowanym za pomoc przy wprowadzaniu poprawek do niewygodnych ustaw.
Podając się za firmę lobbingową, a później za rosyjską firmę inwestycyjną, dziennikarze nawiązali kontakt z ponad 60 deputowanymi, pytając, czy byliby zainteresowani podjęciem płatnej funkcji "doradcy". Wstępne zainteresowanie wyraziło 14 deputowanych, którzy nawet spotkali się z fałszywymi lobbystami.

Wśród zainteresowanych znalazło się dwóch Brytyjczyków. Początkowo wydawali się otwarci na współpracę, jednak szybko nabrali podejrzeń i wycofali się z rozmów. Trzech parlamentarzystów zapewniło jednak, że są gotowi pomóc fikcyjnej firmie przy wprowadzaniu zmian w europejskim prawie. Ci trzej z czasem przeszli od słów do czynów.

Były rumuński wicepremier Adrian Severin uczestniczył w debacie parlamentarnej w sprawie stanowiska wobec korupcji i łamania praw człowieka w Rosji. - Powinniśmy kontynuować dialog z Rosją, zamiast słuchać podszeptów i plotek rozsiewanych przez lobbystów - grzmiał deputowany. A jednak jeszcze tego samego dnia w połowie lutego Severin zabrał się do przepychania poprawki do ustawy o bankowości, o co poprosił go jeden z tych niegodnych zaufania lobbystów. Brał za to 4 tys. euro dziennie.

Podszywający się pod lobbystów reporterzy po raz pierwszy spotkali się z Severinem w Strasburgu. Wyjaśnili, że chcą zatrudnić posła PE na stanowisku doradcy - miał pomagać klientom niezadowolonym z nowych ustaw. Dziennikarze zapowiedzieli też, że jeśli Severin podejmie się tego zadania, możliwe, że będzie proszony o pomoc w zmianie ustaw. - Wiem, czego panowie oczekują, i sądzę, że mogę to zapewnić - odparł.

Ustalono, że za 100 tys. euro sześć razy w roku będzie uczestniczył w posiedzeniach komisji doradczej, będzie mu też przysługiwać 4 tys. euro dziennie za ewentualną pomoc.
Na początku lutego reporterzy zwrócili się do niego z prośbą o pomoc we wprowadzeniu drobnych zmian w dyrektywie dotyczącej systemów gwarantowania depozytów. Podczas spotkania w jego biurze w Strasburgu powiedział, że poprawka będzie miała większe szanse, jeśli znajdzie odpowiedniego deputowanego. Niestety, czasu było mało, ostatecznie musiał osobiście podjąć się zadania.
Okazało się, że nie tak łatwo znaleźć socjalistę, który zechciałby zaproponować poprawkę stojącą w sprzeczności z polityką jego grupy. - [Grupa] skłania się raczej ku chronieniu klientów niż bankowców - przyznał.

Na początku marca Severin wystawił fałszywym lobbystom fakturę na 12 tys. euro za usługi doradcze dotyczące kodyfikacji pewnej dyrektywy.

Kolejna ofiara tej prowokacji to Zoran Thaler, były słoweński minister spraw zagranicznych. Zjawił się w hotelu Conrad w Brukseli, by zjeść kolację z dziennikarzami i ich nieistniejącym rosyjskim klientem.

Podczas rozmowy, jaka odbyła się na tydzień przed spotkaniem, Thaler potwierdził, że jest zainteresowany pracą w rzekomym komitecie doradczym z pensją 100 tys. euro rocznie. Zastrzegł , że nie chce robić tego oficjalnie i poprosił, by honorarium przelewać na konto pewnej londyńskiej firmy. - Nie ma takiej możliwości, żebym to ujawnił - zapowiedział.

I tak podczas kolacji w hotelu zawarł "ustne porozumienie" z rzekomymi lobbystami. Zgodził się pełnić płatną funkcję doradcy w parlamencie dbającego o interesy klientów. Jeszcze tego wieczoru podjął się pierwszego zadania: wniesienia poprawek do dyrektywy w sprawie rekompensat dla inwestorów (ICS). Thaler został poinformowany, że rosyjski klient chciałby zredukować kwotę, jaką firmy musiałyby wypłacać, jeśli dyrektywa wejdzie w życie.

Nazajutrz dziennikarze przesłali Thalerowi mejlem treść poprawki. 7 lutego otrzymali odpowiedź: "Poprawka została dziś przesłana [sic!] pod obrady; w tej chwili pracuje nad nią JURI [Komisja Prawna]. Pozdrowienia, Zoran". Poprawkę zapisano w dokumentach dokładnie w formie, w jakiej przygotowali ją fałszywi lobbyści. Tego samego dnia dziennikarze spotkali się z Thalerem w restauracji.

Reporter: Dziękujemy za wykonanie dla nas tego zadania. To dla nas naprawdę ważne, nasz klient jest bardzo zadowolony.
Thaler: OK. To dobry początek.

Pytany później przez "Sunday Times" Thaler oświadczył, że wiedział, iż tajna operacja dziennikarska to żart, w którym uczestniczył, bo wydawało mu się, że to może być prowokacja ze strony CIA albo MI6. Zapewnił, że przedstawił poprawkę pod obrady, by nie zepsuć gry, ale nigdy nie zamierzał przyjmować za to pieniędzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl