Przepraszam, ale Patryk Vega sam sobie na to zasłużył. Jego kolejne filmy postrzegane bywają niczym uczestnicy jakiegoś wyścigu: „król box office’u”, „wielkie otwarcie”, „nowy rekord”, „już milion widzów”, „już dwa miliony”… I jeszcze ten nawał premier: dwa tytuły rocznie.
I co? I chyba coś się zacięło. Najnowsze dziecko tego w końcu niezależnego reżysera i scenarzysty – „Bad Boy” – zanotowało na starcie około 160 tysięcy widzów. Słabo, biorąc pod uwagę, że „polski erotyk” – „365 dni” – miał w pierwszy weekend 450 tys. widzów, „Psy 3” - blisko 390 tys., a „Jak zostałem gangsterem” - blisko 260 tys.
Co się stało? Czyżby formuła „kręcę na każdy temat” się przejadła? Wczoraj produkcje o gliniarzach i służbach specjalnych, dziś o mafii i aborcji, jutro o polityce i kibicach… Niestety, Vega stał się zbyt czytelny. Galeria tak krwistych, że aż przekrwionych postaci, emocje „na żyle”, latająca kamera, basowe beaty zza kadru… I ta otoczka: to ja zaglądam za kulisy, przełamuję tabu, pokazuję wam prawdę. To u mnie minister obrony narodowej łasi się do łydki swojego asystenta, kobieta łapie za karabin maszynowy, a kark brodzi w fontannie w poszukiwaniu wody… Soczysty dialog goni anegdotę. Scenariusz w strzępach, ale widz się w sumie cieszy.
W „Bad Boy” Patryk Vega nie tyle wkroczył do piłkarskiej szatni, co zajął się środowiskową otoczką: szefami klubu i kibolską bracią. No temat jak marzenie! Ustawki, narkotyki, maczety… A na pierwszym planie dwóch braci i totalnie łopatologicznie wmontowany motyw Kaina i Abla. „Książę” Machiavellego jako więzienna lektura to już szczyt nafaszerowania wątłego ciasta fabuły rodzynkami atrakcji i nieprawdopodobieństwa. Stąd wypiek się nie udał…
Choć Antoni Królikowski może „Bad Boya” wpisać z dumą w filmografię: jako herszt kibolskiej braci wykorzystał szansę – stworzył wyrazistą postać mocnego-złego (tak jak brat – po „wszystko tłumaczącej” traumie z dzieciństwa). Grający jego filmowego brata Maciej Stuhr… Cóż, już zawsze złośliwcy wytykać mu będą scenę masturbacji.
Owszem, dostajemy Vegowe spécialité de la maison: nogę łamaną w kolanie czy ucinaną piłą mechaniczną. No i Małgorzata Kożuchowska jako pani prokurator ładnie artykułuje słowo na k…. Ale w sumie w atrakcje, z których słynie reżyser, opakowana jest nuda. Aż dziwne, że w kibolskiej historii zabrakło miejsca dla Tomasza Oświecińskiego. Scenę z młotkowania mu głowy w „Kobietach mafii” przynajmniej się pamięta.
Na szczęście jest Piotr Stramowski jako przekonujący Twardy.
Andrzej Grabowski? Już zawsze będzie Gebelsem z obiecującego debiutu Patryka Vegi – „Pitbull”.
Gala 29. FilmFestival Cottbus 2019 w Chociebużu:
