Do zdarzenia doszło w środę w nocy. Jak przekazała Straż Graniczna, kobieta przyleciała do Moskwy, a następnie przewieziono ją samochodem do Mińska. - Syryjka razem z grupą osób przekroczyła nielegalnie granicę. Byli prowadzeni przez dwóch przewodników. Przeszli na stronę polską. Ci przemytnicy powiedzieli, że mają numery do aktywistów i zadzwonili po nich - powiedziała PAP rzeczniczka SG por. Anna Michalska.
Dodała, że wtedy grupa imigrantów rozdzieliła się na dwie części. - Część poszła z przemytnikami, a aktywiści zostali z drugą grupą, która również niebawem odeszła. Niestety kobieta ta miała problem ze spuchniętymi nogami i nie była w stanie iść dalej. Została więc zostawiona sama - poinformowała Michalska.
Jak podała Syryjka, skontaktowała się wówczas z mężem, podając mu swoją lokalizację. Wtedy mężczyzna legalnie mieszkający w Niemczech poprosił funkcjonariuszy o pomoc. Kobietę odnaleziono i zabrano do szpitala. Została zbadana i opuściła już szpital. Jest bezpieczna i spotkała się z mężem. - Złożyła wniosek o ochronę międzynarodową. Procedury w tej sprawie zostały rozpoczęte - podała Michalska.
Jak przekazała SG, po raz kolejny potwierdziło się, że aktywiści są w kontakcie nie tylko z cudzoziemcami po stronie białoruskiej, ale również z organizatorami nielegalnego przekraczania granicy. - Nie poinformowali służb i pozostawili cudzoziemców w lesie narażając ich życie i zdrowie - napisała w komunikacie SG.
- To jest wręcz zachęcające, żeby te osoby nielegalnie przekraczały granice, bo skoro oni im oferują pomoc, to te wszystkie osoby idą potem przez bagna, rzeki, narażając swoje życie i zdrowie. Jeżeli to są aktywiści, którzy mają siłę i chcą, to niech im zorganizują legalne drogi do Europy - zaznaczyła por. Michalska.

wu
Źródło: