Głód, bieda i epidemie. Polska w pierwszym roku niepodległości

Pawel Stachnik
Pawel Stachnik
Józef Pilsudski udaje się na otwarcie pierwszego posiedzenia Sejmu Ustawodawczego
Józef Pilsudski udaje się na otwarcie pierwszego posiedzenia Sejmu Ustawodawczego archiwum
1919. Odrodzona Polska zmaga się z wieloma trudnościami. Jest zniszczona, brakuje jej pieniędzy, żywności, węgla. Praktycznie wszystkiego. Mieszkańców dotykają głód i choroby

W rok 1919, pierwszy rok niepodległości, odrodzona Rzeczpospolita weszła niewielka terytorialnie. Władza rządu w Warszawie obejmowała Królestwo Polskie, Galicję Zachodnią, część Galicji Wschodniej ze Lwowem i część Śląska Cieszyńskiego. W Wielkopolsce trwało powstanie przeciw Niemcom, w Galicji Wschodniej toczyła się wojna z Ukraińcami, na wschód od Bugu i Niemna stacjonowały wojska niemieckiego Ober-Ostu. Pod koniec stycznia wojska czechosłowackie weszły na polską część Śląska Cieszyńskiego i zajęły ją. Z kolei na miejsce wracających do domu oddziałów niemieckich z Litwy i Białorusi wchodziły jednostki bolszewickie. W bojowy kontakt wschodziło z nimi Wojsko Polskie. Ogień wojny rozpalił się na kolejnej granicy.

Polska podzielona

Od listopada 1918 r. premierem rządu w Warszawie był wyznaczony przez Piłsudskiego działacz socjalistyczny Jędrzej Moraczewski. Jego gabinet tworzyły stronnictwa lewicowe (PPS i PSL-Wyzwolenie) i takie też było oblicze tego rządu.

Biorąc pod uwagę silnie rewolucyjne nastroje panujące na ziemiach polskich (był to wpływ rewolucji w Rosji i Niemczech) Moraczewski wprowadzał demokratyczne reformy, m.in. powszechne prawo wyborcze (także dla kobiet), ośmiogodzinny dzień pracy, ubezpieczenia chorobowe, legalność związków zawodowych i prawo do strajku. Zapowiadał też wywłaszczenie wielkiej własności ziemskiej i upaństwowienie fabryk.

Wychodził w ten sposób naprzeciw oczekiwaniom sporej części społeczeństwa - zwłaszcza tej biedniejszej - która nową Polskę widziała jako kraj sprawiedliwości społecznej, równych praw dla wszystkich i równiejszego niż dotychczas podziału własności i dochodów. Jak pisze w swojej najnowszej książce „1919. Pierwszy rok wolności” historyk z UJ prof. Andrzej Chwalba, te nastroje przybierały często gwałtowną formę. Robotnicy i biedota miejska wychodzili na ulicę, by domagać się poprawy swego położenia, a wystąpienia te przeradzały się w rozbijanie sklepów i magazynów i wynoszenie z nich towarów. Często napadano też na składy wojskowe i pociągi towarowe, by skraść z nich cenne rzeczy: żywność, ubrania, buty, sól, naftę.

Na wsiach chłopi ośmieleni wojennym i powojennym chaosem, w dodatku podburzani przez komunistów, napadali na dwory, okradali je i puszczali z dymem. Rąbali prywatne lasy, a zachęcani przez radykalnych agitatorów, orali pańskie grunty. Wracający z Rosji uciekinierzy i jeńcy przynosili wieści o tamtejszych rewolucyjnych porządkach, co zachęcało chłopów do przejmowania majątków i przeganiania lub nawet zabijania właścicieli.

Te rewolucyjne nastroje wywoływały ogromne zaniepokojenie drugiej części społeczeństwa, tej o bardziej konserwatywnych poglądach, skupionej wokół partii prawicowych i centroprawicowych. Dla nich ludowe wystąpienia i działania rządu Moraczewskiego były prostą drogą do rewolucji i bolszewizacji Polski. Ziemianie obawiali się utraty majątków, arystokraci utraty przywilejów, a przedsiębiorcy i kupcy utraty swoich firm. Domagano się usunięcia lewicowego rządu i stworzenia na jego miejsce gabinetu prawicowego. Próbą takiej zmiany sytuacji był nieudany przewrót zorganizowany przez płk. Mariana Żegotę-Januszaitisa i ks. Eustachego Sapiehę w nocy z 4 na 5 stycznia 1919 r.

Inna sprawa, że nowa polska władza była słaba. Brakowało jej sprawnej administracji, policji, żandarmerii, wojska. Ściągalność podatków była niewielka, bo wielu odmawiało ich płacenia, czy to w geście sprzeciwu wobec lewicowego rządu, czy po prostu korzystając ze stanu chaosu i niewydolności administracji skarbowej. Do pewnego stopnia sytuację uspokoiło utworzenie 16 stycznia 1919 r. nowego gabinetu z Ignacym Paderewskim na czele. Miał on charakter koalicyjny, bo tworzyły go partie od prawa do lewa (endecja, PPS, PSL Lewica, PSL Piast), a jego decyzje nie były już tak rewolucyjne.

Z murowanej w drewnianą

Ziemie polskie, jakimi przyszło zarządzać obu tym gabinetom, były w opłakanym stanie. Działania wojenne trwały na nich od lata 1914 r., a przez niektóre obszary front przetaczał się kilka razy. Ewakuujące się w 1915 r. władze rosyjskie nakazały wywieźć wiele fabryk, urzędów i instytucji, skłoniły też lub zmusiły do wyjazdu około miliona osób. Odchodzące oddziały carskie paliły za sobą wsie, miasteczka, osady, a nawet zboże na polach, niszczyły drogi, tory kolejowe i mosty. Potem nastała okupacja Królestwa prowadzona przez Niemcy i Austro-Węgry, połączona z rabunkową eksploatacją zajętych terenów.

Zniszczenia szacowano na kwotę 75 mld franków w złocie lub 2 mld dolarów. Unicestwieniu uległo blisko 2 mln budynków

Z Kongresówki wywożono żywność, bydło, konie, narzędzia i urządzenia, wozy tramwajowe, lokomotywy, dzwony kościelne, metalowe i żeliwne garnki... Niektóre fabryki pozostawiono w postaci pustych murów, z których wypruto nawet kable elektryczne.

Jak podaje prof. Chwalba, zniszczenia szacowano na astronomiczną kwotę 75 mld franków w złocie lub 2 mld dolarów. Unicestwieniu uległo blisko 2 mln budynków, z 27 tys. wsi w Kongresówce w 5 tys. odnotowano poważne zniszczenia, a tysiąc z nich uległo całkowitej degradacji. Zniszczeniu lub uszkodzeniu uległo ponad 3 tys. kościołów i cerkwi, 2 tys. wież kościelnych, ponad 6 tys. budynków szkolnych. W późniejszym województwie wołyńskim zarejestrowano 212 tys. uszkodzonych lub zniszczonych budynków, w woj. poleskim - 178 tys.

Zmiast poważnie ucierpiały Kalisz, Gorlice, Przasnysz, Ostrołęka, Puławy, Chełm, Brody, Husiatyn, Żyrardów, Zborów. Pokazuje to skalę strat, jakie poniosła Polska. Odbudowa odbywała się w ogromnej mierze z udziałem drewna. „Wojna zmieniła zatem w znacznym stopniu Polskę z murowanej, tam gdzie taka była, w drewnianą” - pisze historyk.

- Spoglądamy na zniszczenia Polski z perspektywy II wojny światowej. Tymczasem zniszczenia z poprzedniego konfliktu były nawet dotkliwsze (oczywiście poza zrujnowaną Warszawą). Ofiarami II wojny były przeważnie miasta, podczas I wojny ucierpiały raczej wsie i małe miasteczka, które znalazły się na szlaku przemarszu armii. W Polsce 1919 r. zniszczeń nie było tylko na zachód od Krakowa i w byłym zaborze pruskim. Reszta terenów ucierpiała bardzo mocno. Zdarzało się, że wracający do swoich wsi uchodźcy nie mogli trafić, bo wsi po prostu już nie było - mówi prof. Chwalba.

Głód i bieda

Zniszczenie gospodarki i rolnictwa skutkowało ogromnymi trudnościami zaopatrzeniowymi. W zrujnowanej Polsce dramatycznie brakowało żywności. W miastach dochodziło do demonstracji i rozruchów głodowych. W biedniejszych wsiach, szczególnie na kresach północno-wschodnich, głodowano lub jedzono chleb wypiekany „z kwiatów wrzosu z domieszką kory drzewnej, plew i odrobiny mąki”. By zapewnić dopływ żywności rząd utrzymał obowiązkowe kontyngenty nałożone na rolników przez okupantów, ale ich ściągalność była słaba. Chłopi, ale też ziemianie, ukrywali płody rolne lub sprzedawali je na czarnym rynku.

W Polsce 1919 r. zniszczeń nie było tylko na zachód od Krakowa i w byłym zaborze pruskim

Ten ostatni rozwinął się już podczas wojny, ale teraz przeżywał drugą młodość. Do pewnego stopnia uzupełniał braki oficjalnego obrotu handlowego, tyle że towary na nim oferowane miały znaleźć się właśnie w oficjalnym obrocie, a po drugie żądano za nie niebotycznych cen. Drożyzna występowała też w normalnym handlu, a wzrost cen spowodowany był coraz szybciej rosnącą inflacją.

By zahamować drożyznę władze państwowe i samorządowe wprowadziły maksymalne ceny na wiele produktów żywnościowych, ale niewiele to pomagało. Sklepikarze i tak sprzedawali drożej, bo chcieli zarobić, a poza tym dostawcy żądali od nich coraz większych pieniędzy. Powstał też Urząd do Walki z Lichwą, który miał ścigać nieuczciwe praktyki sprzedawców: podnoszenie cen, ukrywanie towarów, sprzedawanie ich spod lady itp. W ogóle walka z lichwą i tzw. paskarstwem stała się jednym z głównych tematów roku 1919. Obywatele byli tak zdesperowani, że dochodziło do wystąpień przeciw właścicielom sklepów. Napadano na nich, rozbijano składy, a towary wynoszono lub rozdawano. Zdarzało się też, że chłopi wypędzali sklepikarza, sami stawali za ladą i sprzedawali towary według cen, które uznawali za słuszne. Nie brakowało zresztą tylko żywności. Nie sposób było kupić ubrań, butów, soli, nafty, mydła, wyrobów przemysłowych itd.

- Liczono, że zbiory w roku 1919 będą dobre i poprawią sytuację żywnościową, ale doszło do fatalnego nieurodzaju. Wczesna zima w 1918 źle odbiła się na zasiewach. Doszły do tego obfite deszcze, które powodowały gnicie zboża i ziemniaków. Inna sprawa, że jedna piąta areału gruntów rolnych na ziemiach polskich była wyłączona z użytku z powodu szkód wojennych. Trzeba było dopiero je rozplantować, oczyścić z min i niewybuchów, usunąć zasieki itd. - mówi prof. Chwalba.

Grypa i gruźlica

Kolejną plagą, z jaką musiała się zmierzyć odrodzona Rzeczpospolita w pierwszym roku swojego istnienia były choroby i epidemie. Trudna sytuacja aprowizacyjna, złe warunki higieniczne i przeludnienie skutkowały częstszymi zachorowaniami na tyfus plamisty i brzuszny, czerwonkę, płonicę i błonicę, cholerę, a nawet malarię (przywiezioną przez żołnierzy wracających z frontu włoskiego). Szerzyły się też choroby weneryczne. Niestety, by skutecznie leczyć te groźne choroby państwu brakowało wszystkiego: szpitali, lekarzy, pielęgniarek, leków.

Jednak największym zagrożeniem okazała się grypa zwana hiszpanką. - Zaatakowała ona ziemie polskie latem 1918 r., a kolejna fala pojawiła się jesienią tego roku. Była bardzo groźna, po zarażeniu ludzie umierali w ciągu dwóch, trzech dni. Umierało od 5 do 15 proc. zarażonej populacji, a przebieg choroby był ciężki. Zarażało się też i umierało sporo personelu medycznego - wyjaśnia historyk. Hiszpanka zabijała szybko, a na inną groźną chorobę - gruźlicę - umierało się latami. Powojenne niedożywienie, brak opału, złe warunki mieszkaniowe skutkowały wzrostem zachorowań na suchoty, a efekty tego będą widoczne później, w latach 20.

Zarysowany tu obraz odrodzonego kraju nie jest zbyt optymistyczny: zniszczenia, głód, bieda, choroby, wojny na granicach. Czy jednak były jakieś rzeczy, które udały się w pierwszym roku wolnej Polski? Tak i to całkiem sporo. Po pierwsze, prawie z niczego udało się stworzyć funkcjonujące państwo. Powstał rząd, ministerstwa, administracja, samorząd, rozmaite organy centralne (Najwyższa Izba Kontroli, Prokuratura Generalna, Pocztowa Kasa Oszczędności i in.). W krótkim czasie narodziło się państwo i zaczęło w praktyce działać.

Po drugie, w kraju udało się przeprowadzić wybory do Sejmu Ustawodawczego (26 stycznia 1919), w których frekwencja wyniosła około 60 proc. Oznaczało to, że do niepodległego państwa polskiego udało się przekonać większość społeczeństwa (co na początku wcale nie było takie oczywiste), w tym chłopów. Utworzenie parlamentu uspokoiło sytuację polityczną w kraju, bo spory przeniosły się z ulic i placów na trybunę sejmową.

Powojenne niedożywienie, brak opału, złe warunki mieszkaniowe skutkowały wzrostem zachorowań na suchoty

Innym istotnym osiągnięciem było stworzenie armii. „W tej chwili najważniejszą rzeczą jest wojsko” - powiedział Piłsudski po przyjeździe do Warszawy z Magdeburga w listopadzie 1918 r. W sytuacji, gdy granice państwa były nieustalone, a na wielu jego rubieżach trwały wojny, budowa sił zbrojnych rzeczywiście była najważniejsza. Początkowo ogłoszono nabór ochotniczy, ale nie przyniósł on zadowalających rezultatów. Dlatego Sejm Ustawodawczy w marcu uchwalił obowiązkowy pobór. W lecie 1919 r. stan liczebny przekroczył 300 tys. żołnierzy. Wojsko Polskie odbiło Lwów, zdobyło Wilno, a w trakcie ofensywy na północnym-wschodzie doszło do Berezyny. Udało się wygrać powstanie w Wielkopolsce i pokonać Ukraińców w Galicji.

- Społeczeństwo polskie dokonało dużej mobilizacji, by Rzeczpospolita stanęła na w miarę silnych fundamentach, by ograniczyć negatywne skutki niedawnej wojny, i by udźwignąć budżet wojenny sięgający 50-60 proc. wydatków państwa. To był ogromny wysiłek. Ale wewnętrzny przymus ludzki zwyciężył. Była bowiem świadomość, że trzeba to zrobić, bo kolejna szansa na niepodległą Polskę już się nie powtórzy - podkreśla prof. Chwalba.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Głód, bieda i epidemie. Polska w pierwszym roku niepodległości - Plus Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl