[HISTORIA AUTONOMIA GALICYJSKA] [ZALETY WADY AUTONOMIA GALICYJSKA] Autonomia galicyjska, czyli wolność w zniewolonym kraju

Paweł Stachnik
Dobrotliwy cesarz Franciszek Józef I budzi w dawnej Galicji raczej pozytywne emocje, choć nie brakuje mu zdeklarowanych przeciwników Fot. archiwum
Dobrotliwy cesarz Franciszek Józef I budzi w dawnej Galicji raczej pozytywne emocje, choć nie brakuje mu zdeklarowanych przeciwników Fot. archiwum
Portrety cesarza Franciszka Józefa I na ścianach i na szyldach. Przymiotnik "galicyjski" w nazwach towarów, miejsc, instytucji. Grupy rekonstrukcyjne odtwarzające działania cesarsko- -królewskich żołnierzy. Nostalgia za czasami Galicji jest w Krakowie (i nie tylko Krakowie) aż nadto widoczna.

Nostalgia za Galicją rozkwita. Czy należy jednak bezkrytycznie nawiązywać do zaborczej tradycji? Czy rzeczywiście jest za czym tęsknić? Czy wracanie do zaborczej tradycji jest właściwe? Czy Galicja naprawdę była dla Polaków krainą swobód politycznych, w dodatku mlekiem i miodem płynącą? Z jednej strony mieliśmy tu wszak możliwości kultywowania narodowych tradycji i rozwijania kultury, o jakich rodacy z dwóch pozostałych zaborów mogli jedynie pomarzyć. Galicyjscy Polacy bez konieczności wyrzekania się polskości mogli robić kariery w austriackiej administracji i wojsku. Robili je i to jeszcze jakie!

Z drugiej strony Galicja była najbiedniejszym z polskich zaborów, przeludnionym, pozbawionym większego przemysłu, o archaicznej strukturze społecznej, w której wciąż nadmierną rolę odgrywała arystokracja i szlachta. To tutaj rozkwitł lojalizm wobec zaborcy i potępienie wszelkich prób powstańczych. A nim doczekaliśmy się autonomii i możliwości swobodnego rozwoju, reżim austriackiego zaborcy był bez najmniejszych wątpliwości dla Polaków najcięższy.

Jak wypośrodkować te dwa podejścia? Oddaliśmy głos historykom. O jasnych i ciemnych stronach Galicji mówią na naszych łamach znawcy tematu: prof. Waldemar Łazuga z Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu i prof. Tomasz Gąsowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Prof. WALDEMAR ŁAZUGĄ, historyk:

Najważniejszą zdobyczą Galicji była panująca w niej wolność. Galicyjscy Polacy szybko przywykli do tego, że mówili po polsku, że śpiewali "Jeszcze Polska nie zginęła" i obok austriackich, czarno-żółtych, wywieszali biało-czerwone sztandary. Niektórzy nawet z tego kpili: "Albośmy to jacy tacy, chłopcy Austriacy" i powtarzali, że wskutek tego przyzwyczajenia nikt już w Galicji nie umie "abstrahować" od Austrii. Ciekawe, że Wincenty Witos, który karierę zaczynał w Sejmie Krajowym, opowiadał już w Polsce niepodległej, że dopiero po wielu latach zrozumiał, iż wolność i niepodległość to dwie całkiem różne rzeczy. W Galicji bowiem za austriackich czasów, kiedy nie było niepodległości, było bardzo dużo wolności. Przynajmniej w porównaniu z tym, co w Polsce zaczęło się dziać po 1926 roku. Uważał więc, że niepodległość ma teraz, a wolność miał wtedy.

CZYTAJ TAKŻE: „Wieczór” i „Konfident R”. Gra Józefa Piłsudskiego ze służbami Japonii i państw centralnych

Polski samorząd i administracja
Znamienna rzecz, że w samorządzie i administracji spolonizowano o wiele więcej, niż wynikałoby to z jakiejkolwiek litery prawa. W żadnym dokumencie nie było mowy, że namiestnik Galicji powinien być Polakiem. A jednak od początku autonomii namiestnikiem był nasz rodak. Podobnie rzecz się miała z ministrem do spraw Galicji. Zdarzyło się, że namiestnikiem Moraw został Polak, ale nie zdarzyło się, żeby w czasach pokoju namiestnikiem Galicji był Czech lub Niemiec. Utarło się też, że miejscowa administracja wcale nie musi komunikować się z Wiedniem z języku niemieckim i nawet dyrekcji policji zdarzało się wysyłać raporty do Wiednia sporządzone po polsku. Na tle pozostałych zaborów było to coś zupełnie niezwykłego. Autonomia de facto była o wiele większa niż de iure.

Polacy na szczytach monarchii
Nie dwóch, nie trzech i nie piętnastu, ale blisko czterdziestu Polaków zrobiło wielkie kariery polityczne w Austrii, od ministra w górę. Piszę o tym w swojej najnowszej książce "Kalkulować... Polacy na szczytach c.k. monarchii". Przez 20 lat skarb był w rękach polskich. Przez 20 lat Polacy rządzili finansami mocarstwa, a najwybitniejszym z nich był trzykrotny rektor UJ Julian Dunajewski - ten sam, który już jako minister załatwił środki na budowę Collegium Novum. Dunajewski i Bobrzyński, a wcześniej Gołuchowski, byli autorami politycznej strategii Polaków w Austrii spod znaku "kalkulować" (czyli rachować, a nie ulegać romantycznym emocjom). Warto dodać, że polscy posłowie do parlamentu wiedeńskiego tworzyli właściwie jeden solidarny klub i to w sytuacji, kiedy Czesi mieli kilka partii, a Niemcy nawet kilkanaście. W efekcie doprowadzili do tego, że w każdym gabinecie zasiadał przynajmniej jeden z nich - nawet wtedy, gdy Koło znajdowało się opozycji, co Czesi uważali za polską "sztukę samą w sobie". Doszło do tego, że za rządów hr. Kazimierza Badeniego w naszych rękach był urząd premiera, skarb, sprawy wewnętrzne, sprawy zagraniczne i ministerstwo ds. Galicji. Niektórzy z przesadą mówili wtedy o "polonizacji Austrii".

Język polski na ulicy i w urzędzie
Jeżeli chodzi o języki w Austrii, to niewielu potrafi to sobie dziś wyobrazić. Nie było bowiem języka państwowego. Niemiecki nie był językiem państwowym, był jedynie językiem porozumiewania się - Vermittlungsprache. W efe-kcie nawet w parlamencie wiedeńskim poszczególni posłowie wygłaszali mowy w językach ojczystych, nie przejmując się tym, że ktoś ich nie rozumie. Eustachy Sanguszko, namiestnik Galicji, niemieckiego nie znał w ogóle i z cesarzem rozmawiał po francusku.
Galicja świątynią nauki
Inny element rozwoju polskości w Galicji to szkolnictwo: elementarne, średnie, wyższe. Świetnie rozwinęły się uniwersytety: Jagielloński i Lwowski. Polacy i Czesi często podkreślali, że pierwszy w tej części Europy był uniwersytet w Pradze, drugi w Krakowie, a dopiero trzeci w Wiedniu i niech Niemcy znad Dunaju stale o tym pamiętają. Bobrzyński rzecz ujął krótko: Z trzech zaborów świątynią nauki i sztuki jest Galicja. Świątynią przemysłu jest Królestwo. Zaś świątynią solidaryzmu społecznego jest Wielkopolska i ta ostatnia rola wydawała mu się najtrudniejsza.

Nostalgia za Galicją - słuszna czy nie?
Mało tu jestem obiektywny. Bo ja kocham Kraków, Lwów i te "austriackie klimaty i miazmaty". A w tej nostalgii nic złego nie widzę. To nie jest tęsknota za zaborami i za Austrią. To raczej tęsknota za pewnym rodzajem inteligencji i wyrafinowania, pewnym stylem życia, bycia i towarzyskiego obcowania, za elitaryzmem i polityką niekłócącą się z wymogami rozumu. No bo z kim dla myślącego człowieka rozmowa byłaby ciekawsza? Z Wojciechem Dzie-duszyckim, Kazimierzem Bade-nim, Julianem Dunajewskim czy z herosami współczesnej sceny politycznej?

Waldemar Łazuga - Historyk z UAM, badacz dziejów Galicji, autor m.in. książek "Rządy polskie w Austrii. Gabinet Kazimierza hr. Badeniego" i "Kalkulować... Polacy na szczytach c.k. monarchii".

Prof. TOMASZEM GĄSOWSKIM, historyk:

Czymś innym jest Galicja z końca XVIII i pierwszej poł. XIX w., a czymś zupełnie innym Galicja autonomiczna. W pierwszej fazie był to kraj poddany bardzo ostremu reżimowi, germanizacji i wynarodowianiu. Monarchia austriacka była wtedy bardzo opresyjnym państwem i położenie mieszkających w niej Polaków było bez wątpienia gorsze niż tych w Królestwie Polskim i Wielkim Księstwie Poznańskim. Dziś pojęcie Galicji funkcjonuje niejako w oderwaniu od pojęcia zaboru austriackiego. Tymczasem trzeba pamiętać, że mimo wszystko był to zabór i narodowa niewola i to bardzo ciężka w swojej pierwszej fazie.

Nędza galicyjska
Galicja rzeczywiście była prowincją biedną i zacofaną. Porównywana w II poł. XIX w. przy pomocy różnych wskaźników cywilizacyjnych z innymi krajami tej części monarchii zajmowała na ogół przedostanie miejsce. Chodziło tu o poziom uprzemysłowienia, infrastruktury, alfabetyzacji czy opieki zdrowotnej. Za nami była tylko Bukowina. Nie było tu dużych ośrodków przemysłowych (poza zagłębiem jaworznickim i terenem wydobycia - bo już nie przeróbki - ropy naftowej). Nie było nowoczesnego rolnictwa, infrastruktura była zaś dość uboga.

CZYTAJ TAKŻE: „Wieczór” i „Konfident R”. Gra Józefa Piłsudskiego ze służbami Japonii i państw centralnych

Galicja była tworem niejako przyklejonym do monarchii i oddzielonym od niej fizycznie górami. Wiedeń nie był pewny, czy nabytek ten będzie trwały, czy też nie. Stąd nie spieszono się tu zbytnio z inwestowaniem.

Sytuacja zmieniła się dopiero na początku XX w., kiedy to Galicja stała się potencjalnym obszarem przyfrontowym. Pojawiły się więc inwestycje w infrastrukturę, którą można było wykorzystać dla celów wojskowych: drogi, mosty, koleje, forty. W infrastrukturę, ale jednak nie w przemysł... Inną zmorą Galicji był analfabetyzm, choć to akurat było dziedzictwem poprzedniej epoki. W okresie autonomicznym edukacja była jedną z nielicznych spraw, jakimi miejscowe władze mogły się zajmować. I trzeba powiedzieć, że wykonano tu naprawdę spory wysiłek, choć oczywiście na miarę środków i możliwości.

Za ocean za chlebem
Funkcją galicyjskiej biedy była potężna emigracja zarobkowa za ocean. Najpierw do Brazylii i Kanady, później już powszechnie do Stanów Zjednoczonych. Był to znaczący odpływ siły roboczej, ale siły, dla której nie było tutaj zajęcia i pracy. Miasta były małe i bez przemysłu, rolnictwo zacofane, cierpiące na głód ziemi, a gospodarstwa nadmiernie rozdrobnione. Taka gospodarka nie mogła wchłonąć setek tysięcy szukających zatrudnienia pracowników. Słuszna była obserwacja i analiza poczyniona przez współtwórcę negatywnej legendy Galicji, Stanisława Szczepanowskiego, autora znanej pracy "Nędza Galicji w cyfrach", że prowincja ta jest krajem peryferyjnym i obciążonym wszystkimi cechami charakterystycznymi dla kraju niedorozwiniętego. Z tego z kolei wynikały wszystkie ograniczenia utrudniające prawidłowy rozwój: brak infrastruktury, brak kapitału inwestycyjnego, niski poziom wykształcenia. W połowie lat 80. XIX w. część miejscowych elit zaczęła sobie zdawać z tego sprawę i szukać rozwiązań. Próbowano wdrożyć rozwiązania wzorowane na doświadczeniach sprzed 50 lat, zastosowanych w Królestwie Kongresowym przez Franciszka Druckiego-Lubeckiego. Gdy nie ma bowiem inwestorów, to rolę tę musi wziąć na siebie państwo. Próbowano to zrealizować, ale zabrakło czasu. Natomiast udanym rozwiązaniem było bez wątpienia uruchomienie szybko i na dużą skalę kas Stefczyka, które dziś przeżywają pewien renesans.
Czarno-żółty lojalizm
Podkreśla się komfortowe położenie Polaków w Galicji w II poł. XIX w. Za ten komfort trzeba było jednak zapłacić. I zapłacono czymś, co można określić mianem czarno-żółtego lojalizmu, przywiązaniem do tronu, domu panującego i monarchii. Oczywiście, Polskę noszono w sercu, a uczucia do niej demonstrowano publicznie, ale tak na co dzień poczucie związku z monarchią było coraz silniejsze. I nie jest to rzecz bez znaczenia, bo dziś owocuje nostalgią za monarchią.

Nostalgia za Galicją - słuszna czy nie?
Nieraz zastanawiałem się nad słusznością pielęgnowania galicyjskich tradycji i muszę powiedzieć, że nie znalazłem na to dobrej odpowiedzi. Dlaczego spośród wszystkich polskich ziem rozbiorowych w pozytywnej społecznej pamięci zapisała się Galicja i Kresy? W przypadku Galicji zadecydowało chyba to, że galicyjska swoboda w porównaniu z coraz bardziej brutalną rusyfikacją i germanizacją wydawała się (i była) nadzwyczaj dla Polaków przyjazna. Pojawiło się nawet określenie, że Galicja to "arka", w której przechowujemy Polskę, by kiedyś się odrodziła. A poza tym przecież zawsze chętniej sięga się do wspomnień miłych i przyjemnych, niż do tych złych i przykrych.

Tomasz Gąsowski - Historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego, badacz dziejów Polski XIX-XX w ., autor m.in. książki "Między gettem a światem. Dylematy ideowe Żydów galicyjskich na przełomie XIX i XX w.".

Spisał Paweł Stachnik

Obywatele (95 proc.) pod berłem cesarza Franciszka Józefa I
Wiosną 1911 roku odbywały się w Krakowie przedostatnie przed I wojną światową wybory samorządowe. Miasto od niedawna zostało powiększone przez przyłączenie sąsiednich wiejskich gmin. Jedną z nich była Nowa Wieś, która od 1 kwietnia 1910 funkcjonowała w granicach Wielkiego Krakowa jako XV dzielnica katastralna. W Nowej Wsi mieszkało 217 wyborców. Głosowało 206. Frekwencja wynosiła 95 proc. Nowowiejski wynik był rekordowy, ale i gdzie indziej też z frekwencją było nieźle. Na niedalekim Półwsiu Zwierzynieckim wynosiła ona 92 proc. Jak widać, poddani cesarza Franciszka Józefa I chętnie brali udział w wyborach. Czy czynili to z miłości do monarchy? Gdyby ktoś tak twierdził, naraziłby się i w 1911 roku, i dziś na śmieszność. Należy więc szukać innej przyczyny. Może po prostu krakowianie sprzed stu lat uważali, że ich głos ma jakąś wartość i że należy głosować, aby do Rady Miejskiej weszli reprezentanci wyborców godni zaufania? Pamiętajmy, że owi wyborcy z 1911 roku byli poddanymi Franciszka Józefa, ukształtowanymi za czasów jego panowania, gdyż wówczas już tylko nieliczni pamiętali czasy Wolnego Miasta Krakowa.

CZYTAJ TAKŻE: „Wieczór” i „Konfident R”. Gra Józefa Piłsudskiego ze służbami Japonii i państw centralnych

Tak było w 1911 roku. Trzydzieści lat wcześniej, kiedy cesarz odwiedził Kraków, ówczesny prezydent miasta Mikołaj Zyblikiewicz powitał monarchę mową, w której między innymi znalazło się zdanie: "Pod Twojem sprawiedliwem berłem wolno nam być i pozostać Polakami". Działo się to w roku 1880. Cesarz panował już trzydzieści dwa lata, a Królestwo Galicji i Lodomerii wraz z Wielkim Księstwem Krakowskim już od czternastu lat cieszyło się autonomią. W swojej mowie prezydent Zyblikiewicz powiedział wtedy również takie oto słowa: "...miasto nasze przez instytucje narodowe Twoją troskliwością tworzone i pielęgnowane, staje się na nowo ogniskiem duchowego życia narodu naszego". Nie jest to dalekie od prawdy. Rzeczywiście w czasach panowania cesarza Franciszka Józefa I Kraków stał się niekwestionowaną stolicą kulturalną Polski. Było to możliwe między innymi dzięki krakowskiej Akademii Umiejętności, która - w przeciwieństwie do Uniwersytetu - nie była c.k. instytucją.
Na początku wieku XX pewien jubiler rodem z krakowskiego Kazimierza oferował w swoim sklepie zegarki z pięknie ozdobionymi kopertami. Miał na składzie ich cztery rodzaje. Klient mógł wybrać zegarek z Kościuszką, Mickiewiczem, Białym Orłem lub... cesarzem, czyli 75 proc. polskości i 25 proc. lojalności wobec Domu Panującego. Podobne były proporcje panowania cesarza Franciszka Józefa. Wstąpił na tron w 1848 roku i przez osiemnaście lat, do 1866 roku, był władcą niesympatycznej, absolutystycznej Austrii. Późniejsze lata panowania to czasy o wiele bardziej sympatycznych, konstytucyjnych Austro-Węgier, lata, w których powstał Wielki Kraków, Wawel przestał być austriackimi koszarami, choć - wbrew nadziejom niektórych - nie "zajaśniał koronacyjnym blaskiem", a Kraków stał się stolicą polskiej irredenty.

Michał Kozioł

OSOBY

Kazimierz Badeni
Kazimierz Badeni Wikipedia/Domena Publiczna

Kazimierz Badeni (1846-1909),

w latach 1895-1897 był premierem Austrii. W jego rządzie najważniejsze stanowiska zajmowali Polacy: Agenor Gołuchowski jr - ministra spraw zagranicznych i Leon Biliński - ministra skarbu, a Edward Rittner był ministrem do spraw Galicji. W 1896 r. Badeni przeprowadził reformę wyborczą do Rady Państwa, wprowadzając V kurię głosowania powszechnego. Jego decyzja o równouprawnieniu języka czeskiego i niemieckiego w Czechach wywołała ostre sprzeciwy nacjonalistów niemieckich i doprowadziła do upadku rządu.

Julian Dunajewski
Julian Dunajewski Wikipedia/Domena Publiczna

Julian Dunajewski (1821-1907),

był bratem Albina (biskupa krakowskiego) i szwagrem Karola Estreichera (bibliografa, dyrektora BJ). Jako ekonomista wykładał na Uniwersytetach Jagiellońskim i Lwowskim oraz Akademii Prawa w Bratysławie. Na UJ był dziekanem Wydziału Prawa, trzykrotnie prorektorem i trzykrotnie rektorem. Działalność naukową łączył z polityczną. Był posłem na Sejm Krajowy, członkiem Rady Państwa i posłem do parlamentu wiedeńskiego, a także prezydentem Krakowa. Przez dwanaście lat (!) był ministrem skarbu Austrii. Zasłynął doprowadzeniem do równowagi deficytowego od ponad stu lat budżetu i uzdrowieniem finansów publicznych.

Leon Biliński
Leon Biliński Wikipedia/Domena Publiczna

Leon Biliński (1846-1923),

był prezydentem C.K. Austriackich Kolei Państwowych, ministrem skarbu Austrii, gubernatorem Banku Austro-Węgierskiego, ponownie ministrem skarbu Austrii i wspólnym ministrem skarbu Austro-Węgier. Na tym ostatnim stanowisku zajmował się także administracją cywilną Bośni i Hercegowiny. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości pełnił krótko funkcję ministra skarbu w rządzie Ignacego Paderewskiego.

Agenor Maria Gołuchowski
Agenor Maria Gołuchowski Wikipedia/Domena Publiczna

Agenor Gołuchowski jr (1849-1921),

jego ojcem był Agenor Gołuchowski st., minister spraw wewnętrznych cesarstwa, a bratem Adam Gołuchowski, poseł i marszałek krajowy Galicji. Gołuchowski jr od 1872 r. pracował w austriackiej służbie dyplomatycznej. W latach 1895-1906 był ministrem spraw zagranicznych i ministrem dworu Austro-Węgier. W 1901 r. interweniował u rządu niemieckiego w sprawie dzieci wrzesińskich, a w 1902 podpisał traktat z Niemcami i Włochami o odnowieniu Trójprzymierza i przedłużeniu go na następne 12 lat.

CZYTAJ TAKŻE: „Wieczór” i „Konfident R”. Gra Józefa Piłsudskiego ze służbami Japonii i państw centralnych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: [HISTORIA AUTONOMIA GALICYJSKA] [ZALETY WADY AUTONOMIA GALICYJSKA] Autonomia galicyjska, czyli wolność w zniewolonym kraju - Dziennik Polski

Komentarze 5

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

M
Marek
Wyczuwam w tekscie momenty, kiedy autorzy patrza na przeszlosc oczami wspolczesnosci. Tak nie wolno! Poczucie - chociazby - narodowe nie bylo w XIX w takie samo, jak w XX w. Nigdy z reszta wczesniej takie nie bylo. Mozemy tylko porownywac pewne obszary, jak - infrastrukture, edukacje, poziom wolnosci, czy terroru itd i tylko z innymi zaborami. Jakos nie widze przyczyn dla ktorych w obszarze dawnej Kongresowki istnialaby jajakolwiek sympatia dla cara, czy jego urzednikow. Juz inaczej jest chyba w Wielkopolsce. To chyba cos znaczy...
f
fb.com/autonomiadlagalicji
Przeszłość trzeba znać, ale pracować dla przyszłości.
E
Ewa Łączyńska-Babyn
Galicję i tamte stare czasy znam z opowieści mojej babci. I stąd uwaga do Pana Prof.Łazugi-pisze Pan, że Polacy śpiewali: "Jeszcze Polska nie zginęła", a tymczasem babcia opowiadała, że hymn Polski, w latach jej młodości, śpiewany był na melodię hymnu austriackiego a słowa jego brzmiały: "Boże ochroń, Boże wspieraj
nam cesarza i nasz ród
bo z Habsburgów tronem złonczon
jest na wieki polski lud".
Pozdrawiam serdecznie
K
Krakuska
A jednak ja tez w Wiedniu czuje sie jak u siebie /jestem rodowita krakowianką/.I nie wazne sa polityczne wzgledy ale stosunki miedzyludzkie nawet sam sposób w jaki mówia austryjacy Dzień Dobry, Nie wspominajac ile zostawili w Krakowie budowli i tak jak uregulowali Wisłę to od tamtej pory nic nie zrobiono.Moze to Dulszczyzna ale moja Krakowska :))
M
Marek M Sewinski
W moim rodzinnym domu Cesarz Franciszek Jozef cieszyl sie wielkim szacunkiem i nieklamana sympatia. Dzialo sie tak za sprawa moich sp. Dziadkow, ktorzy wspominali Go w samych superlatywach. Odnosze wrazenie, ze czasy panowania Cesarza kojarzyly sie z poczuciem bezpieczenstwa i powszechnej sprawiedliwosci dla obywateli-mieszkancow Krakowa. Nie oklamujmy sie tez, ze dla ludzi zatrudnionych w administracji byly to czasy stabilizacji finansowej. Moja Babcia (wielka patriotka) miala zwyczaj mowic, ze odrodzona z niewoli Polska "zdjela nam kajdany, ale razem z butami". Poza wszystkim popatrzmy na wielkie nazwiska ludzi wtedy rzadzacych i jak to sie ma do obecnej przybylej znikad MIZERII ?
Wróć na i.pl Portal i.pl