Juzwiszynowie. Rodzina 2 plus 3×2. Jedyna taka w Polsce

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
Rodzina Juzwiszynów: Amelia i Marcel (najstarsze bliźniaki), Andrzej z Maciusiem na kolanach, Marcel (z tyłu), Kasia z Alinką i Ania.
Rodzina Juzwiszynów: Amelia i Marcel (najstarsze bliźniaki), Andrzej z Maciusiem na kolanach, Marcel (z tyłu), Kasia z Alinką i Ania. Archiwum UMWO
- Moja prababcia miała dwa razy bliźniaki. Życzyła mi tego samego - mówi Katarzyna Juzwiszyn z Bogdanowic pod Głubczycami. Życzenie prababci spełniło się w tej rodzinie potrójnie.

Bliźniaki w opolskim szpitalu położniczym to żadna sensacja. Do połowy listopada 2017 roku dwojaczki rodziły się 80 razy. Narodziny Alinki i Maciusia, 30 stycznia 2017 roku, nie byłyby wyjątkowe, gdyby nie to, że to trzecia para dzieci Katarzyny i Andrzeja Juzwiszynów, a w każdej na świat przychodzi chłopiec i dziewczynka. Prawdopodobnie to jedyna taka rodzina w Polsce. Kasia zarzeka się, że nawet na pewno. Nie bez przyczyny ich dom od narodzin ostatniej pary co rusz odwiedzają dziennikarze, jak nie z jednej czy drugiej telewizji, to z kolorowej prasy.

- Moja prababcia miała dwa razy bliźniaki, a potem parka urodziła się siostrze mojej mamy. Babcia życzyła mi, żebym też poszła w ich ślady, a ja nie miałam nic przeciwko. Myślałam sobie, że za jednym razem wychowa się dwoje i będzie łatwiej. Ale że sama jestem jedynaczką, nad czym ubolewam, to postanowiłam, że moje dzieci będą miały rodzeństwo - wspomina Katarzyna Juzwiszyn z Bogdanowic pod Głubczycami. I słowa dotrzymała.

Za miesiąc minie rok, kiedy urodziła trzecie bliźniaki. Po ciążowym brzuchu prawie nie ma śladu, figura jak u modelki, czarne, długie, proste włosy, makijaż. Widać, jak się ma sześcioro dzieci, kuchnię na parterze, a pokoje na piętrze, to do formy wraca się szybko, a zajmowanie się domem i liczną rodziną nie przeszkadza w dbaniu o wygląd.

Kasia wstaje rano przed piątą, razem z najmłodszymi dziećmi - Alinką i Maciusiem, które trzeba nakarmić. Potem ma chwilę na poranną kawę i telewizję, zanim obudzą się starsi i zejdą na śniadanie.

Amelia i Marcel (piątoklasiści) do szkoły chodzą już sami, ale Anię i Marcina (przedszkolne starszaki) mama musi zaprowadzić lub zawieźć na zajęcia.

Potem ma czas na przygotowanie obiadu dla całej rodziny, w przerwach między opieką nad najmłodszymi dziećmi.

- Tradycyjna jestem. U mnie muszą być codziennie dwa dania, a co drugi dzień - ciasto. Wolę, jak dzieci zjedzą takie domowe słodkie niż ze sklepu. Dziś jest szarlotka - informuje Kasia.

Żeby bezpiecznie przygotować obiad, znosi najmłodsze dzieci na dół do kuchni w nosidełkach, dogląda ich i obiera ziemniaki, gotuje pierogi, bigos, naleśniki, gołąbki.

Potem podaje obiad najstarszym i przedszkolakom, pomaga w lekcjach, sprząta, pierze i zapewnia, że to nieprawda, że przy tylu dzieciach człowiek siedzi jedynie w domu.

- Biorę starsze do auta i jedziemy do kina, do Kędzierzyna, a mąż z najmłodszymi zostaje, albo biorę też najmłodsze, wózek dla nich i jedziemy wszyscy na spacer - opowiada Kasia.

Mąż Kasi, Andrzej, rano dogląda domowych zwierząt (w gospodarstwie są krowy, kozy, koń i gęsi), a potem większość dnia spędza we własnym tartaku, robi dachy, altany. W przerwie wraca do domu na obiad. Z rodziną spędza wieczory. W ciągu dnia inwentarzem zajmują się rodzice Andrzeja: Lucyna i Jan, z którymi mieszkają młodzi Juzwiszynowie.

Andrzeja Kasia poznała przez kolegę. Mieszkali w pobliżu: on w Bogdanowicach, ona w Królowej. Ona miała 21 lat, on 28, kiedy pierwszy raz dowiedzieli się, że zostaną rodzicami.

- Niby to jest wiek, że człowieka ciągnie do zabawy, ale ja czułam, że chcemy być razem. Andrzej też chciał mieć dzieci. Obydwoje się bardzo na nie cieszyliśmy - opowiada Kasia. - Nie było tak, że od razu wszystko umiałam przy dzieciach zrobić. Ciężko mi było. Do tego miałam wtedy jeszcze przez 11 lat dziadka pod opieką, który mnie w dzieciństwie wychowywał, był dla mnie jak anioł, a po tym, jak upadł i złamał biodro, wymagał pomocy. Trochę czasu zajęło mi zorganizowanie się z dziećmi i dziadkiem. Ale poszło mi tak dobrze, że od własnej mamy nie raz słyszę, że jest ze mnie dumna, jak sobie radzę, bo ona sama bała się zostać sama z maluchami na dłużej. Z kolei znajome pytają mnie, jak to robię, że i dzieci doglądnę, obiad ugotuję i ciasto upiekę.

Kasię bolą krzywdzące opinie, że osoba, która lubi się pomalować, o dom nie zadba jak trzeba. W szpitalu po ostatnim porodzie usłyszała, że nie widać po niej, żeby potrafiła gotować.

- Jak pracuję w domu, to mam źle wyglądać? - pyta z oburzeniem.

Denerwuje ją także równanie do jednej kreski rodzin wielodzietnych z patologicznymi i zarzuty, że urodziła dzieci dla pieniędzy z „500 plus”.

- Mieliśmy czworo dzieci, „500 plus” nie było i dawaliśmy radę. Z żadnej pomocy nie korzystaliśmy, bo przekraczaliśmy dochody. Ludzie, którzy zazdroszczą tego „500 plus”, nie zdają sobie chyba sprawy, ile trzeba wydać na dzieci: na buty, pampersy. Niby państwo pomaga, ale równocześnie paliwo i inne koszty prowadzenia gospodarstwa poszły strasznie w górę - zauważa Kasia.

Mieliśmy czworo dzieci, „500 plus” nie było i dawaliśmy radę. Z żadnej pomocy nie korzystaliśmy, bo przekraczaliśmy dochody. Ludzie, którzy zazdroszczą tego „500 plus”, nie zdają sobie chyba sprawy, ile trzeba wydać na dzieci: na buty, pampersy

Małomówny Andrzej takimi krzywdzącymi opiniami i zarzutami się chyba tak bardzo nie przejmuje. Uosabia siłę męskiego spokoju. Uśmiecha się jedynie pod nosem na zżymania Kasi.

Każde z sześciorga dzieci Juzwiszynów jest inne. Promiennie uśmiechająca się, filigranowa Amelka (z najstarszych bliźniaków) lubi w szkole matematykę i wuef. Na zeszytowych kartkach zbiera autografy. Ciekawa ludzi i świata pyta, kogo sławnego można poznać w Opolu.

- Może Basię Kurdej-Szatan albo Sylwię Grzeszczak - zastanawia się. Niedawno dzięki dziennikarce z opolskiej telewizji spełniło się jej największe marzenie - spotkanie z Basią Kurdej-Szatan, opolanką, aktorką, prezenterką i wokalistką, w kuluarach nagrywanego programu.

Kto wie, czy Amelka nie pójdzie w ślady swojej idolki. Dziewczynka ma artystyczny talent - gra na skrzypcach. Przez cztery lata chodziła do szkoły muzycznej, ale zmęczona bardzo była, żeby godzić naukę w jednej i drugiej szkole, więc teraz ma lekcje prywatne.

Marcel - brat bliźniak Amelki - też gra, na trąbce, jak dziadek Kasi. W szkole lubi plastykę i przyrodę. Marcel też zbiera autografy - ma od pani dziennikarki z telewizji i aktora i prezentera Macieja Musiała, którego dziadek mieszka w Głubczycach.

Kasia mówi, że najstarsze bliźniaki są najbardziej odpowiedzialne i najgrzeczniejsze, za to Ania z Marcinem dali jej już trochę w kość. Marcinek rzeczywiście jest bardzo żywiołowy - na miejscu chwili nie usiedzi, a buzia mu się nie zamyka, ale drobniutka Ania wydaje się cichutka jak trusia, a Kasia opowiada, że to młodsi biją starszych i nie są skorzy do dzielenia się tym, co dostaną. Za każdym razem trzeba im o tym przypominać.

Świąteczną tradycją u Juzwiszynów jest powigilijne kolędowanie „po sąsiadach”. Dotychczas Kasia chodziła z kolędą z Amelią przebraną za Maryję i Marcelem - Józefem. W tym roku do starszego rodzeństwa dołączyło średnie: Marcinek jako król Baltazar i Ania jako aniołek. Przeszli kilkadziesiąt domów, w każdym śpiewając co najmniej jedną kolędę.

Pierwsze i drugie bliźniaki to blondyni jak tato, o drobnej budowie. Najmłodszy, Maciuś, który właśnie wierci się na rękach taty, też ma jasne włosy. Za to Alinka - ciemne. Jest nieco większa i silniejsza od brata - miała 2600 gramów, kiedy się urodziła, a on 1750. Siostrzyczka w brzuchu mamy zjadała więcej niż brat.

Pierwsze dzieci Kasia rodziła naturalnie: były duże jak na bliźniaki, ponad 2500 gramów każde. Ania i Marcin też do małych nie należeli (2800 i 2450 gramów). Przyszli na świat przez cesarskie cięcie, także w Głubczycach.

- I tak, i tak boli, tylko w innym momencie - wspomina porody Kasia i dodaje, że najważniejsze w tym wszystkim jest zdrowie dzieci i radość, jaką się czuje na ich widok.

Na ostatni poród lekarz prowadzący skierował Kasię do Opola, bo nie podobała mu się niska waga Maciusia - uznał, że w specjalistycznym szpitalu chłopiec skorzysta z aparatury, której w powiatowej lecznicy nie ma.

- Uratował mi dzieci - przyznaje Kasia i wspomina, że każda ciąża była inna, ale we wszystkich długo miała nudności i stosunkowo niewielki jak na dwójkę dzieci brzuch.

Imiona pierwszym dwojaczkom nadawała Kasia. Miała zawczasu obmyślone dla chłopca i dziewczynki, zanim okazało się, że urodzą się naraz.

Kiedy na świat przyszła druga para, Andrzej prosił, żeby ich imiona też zaczynały się na A i M. - Żeby mi się nie myliły, jak zawołam A... albo Ma..., to zawsze któreś przyjdzie - żartował. Stanęło więc na Ani i Marcinie.

Przy trzeciej parze tradycję wypadało kontynuować, a Kasi bardzo podobała się „Alina”. Maciusia starsze dzieci kojarzyły z bajki o królu, więc kiedy miał wrócić po narodzinach ze szpitala do domu, Marcinek dopytywał, czy najmłodszy ma koronę i deklarował, że jeśli nie, to mu ją zrobi.

Dzieci dla Juzwiszynów są prawdziwym szczęściem. Poznać to można po czułości, z jaką mama i tato odnoszą się do całej szóstki. Kasi sen z powiek spędzają choroby pociech, szczególnie tych najmłodszych, najmniej uodpornionych.

- Krótko po wyjściu z porodówki trafiliśmy do szpitala. W święta znów chorowali, bo starszaki przyniosły z przedszkola grypę. Zaraz byłam u lekarza, żeby się coś nie rozwinęło - opowiada Kasia i na koniec rozmowy życzy dużo zdrowia, „bo to najważniejsze”.

Opolska rodzina ma moc

Rodzina Juzwiszynów jest jednym z bohaterów kampanii „Opolska mama ma moc”, realizowanej od ubiegłego roku przez Urząd Marszałkowski Województwa Opolskiego. W jej ramach ukazała się przed rokiem książka pod takim tytułem i kalendarz, których bohaterami były opolanki - kobiety, które mają rodziny, pracę, pasje, działają społecznie i wszystko to potrafią łączyć. W planach jest kolejna książka, o opolskich rodzinach.

Karina Bedrunka, dyrektor Departamentu Programów Operacyjnych Urzędu Marszałkowskiego Woj. Opolskiego, wspomina, że idea kampanii zrodziła się właśnie od pomysłu spisania historii opolskich kobiet z pasjami jako inspiracji dla innych pań.

- Pomysłodawczynią hasła „Opolska mama ma moc” była Aneta Miszkurek z naszego departamentu, ale na książce nie poprzestałyśmy. Zaczęłyśmy planować kolejne wydarzenia, włączając do tego kolejne kobiety - wyjaśniała Karina Bedrunka.

Podczas inaugurującego kampanię spotkania dla Opolanek w kwietniu br. marszałek Andrzej Buła mówił, że to przede wszystkim kampania świadomościowa.

- Dzięki paniom chcemy dotrzeć do wielu środowisk, których potrzeby dla nas, urzędników, są często trudne do zidentyfikowania - mówił marszałek. - Już dziś w regionie dzieje się wiele ciekawych rzeczy, jest wiele projektów dla mam, kobiet w ciąży czy seniorek. Marzy nam się, abyście były ambasadorkami tego, co robimy, by dotrzeć do wszystkich. By te miliony euro, które mamy do zaoferowania kobietom i rodzinom w naszym regionie, trafiły tam, gdzie są najbardziej potrzebne.

W maju w Pałacu Sulisław uczestniczki kolejnego spotkania w ramach kampanii podpisały się pod specjalnym listem do pracodawców. „Pracodawco, przedsiębiorco! Planujesz rozwój, stawiasz sobie cele, oczekujesz efektów, chcesz mieć stabilizację finansową. Ja też. Nie bój się mnie zatrudnić, nie traktuj jedynie w kategorii kosztów. Niechaj bycie mamą bądź chęć zostania nią nie przekreśla mojej szansy na realizowanie zawodowych pasji i ambicji” - można było przeczytać w apelu.

Goszcząca wówczas w Sulisławiu unijna komisarz Elżbieta Bieńkowska przyznała, że sama źle zareagowała, kiedy kilkanaście lat temu jej najbliższa koleżanka w urzędzie marszałkowskim przyszła i powiedziała, że jest w ciąży.

- Co my zrobimy?! Boże, zniknie mi na pół roku - myślałam wtedy. To było złe podejście, bo przecież kobieta, która urodzi dziecko i jest w pracy traktowana fair, daje z siebie 150 procent mocy, trzeba jej tylko w tym pomóc - dodała Bieńkowska.

Kampanię „Opolska mama ma moc” wsparły także opolskie kobiety, które osiągnęły sukces, mają doświadczenie i chcą się nim dzielić, wśród nich: prof. Dorota Simonides, prof. Anna Król z Politechniki Opolskiej, prof. Wiesława Piątkowska-Stepaniak z Uniwersytetu Opolskiego. Prof. Simonides podczas spotkania w ubiegłym roku podkreślała, że kobieta może dużo, ale musi też dać sobie radę sama ze sobą, by pogodzić tę wielość ról, które przychodzi jej spełniać. - Dlatego konieczna jest ta moc. Bez niej nie ma rodziny - mówiła.

Podczas dotychczasowych spotkań w ramach kampanii uczestniczki podkreślały konieczność wzajemnego wspierania się i wymiany doświadczeń, mówiły o swoich problemach - matek kilkorga dzieci na pełnym etacie, matek dzieci z niepełnosprawnościami - i o tym, jak je przezwyciężają.

- Te wszystkie spotkania i warsztaty dla matek, ojców i dzieci stały się okazją do dzielenia się informacjami o różnorodnej pomocy i projektach, z których mogą korzystać rodziny w naszym województwie w ramach programu „Opolskie dla rodziny”. Uczestników spotkań zaangażowaliśmy do przekazania tych informacji „pocztą pantoflową” - dodaje dyrektor Bedrunka. - W sumie w ramach programu „Opolskie dla rodziny” mamy ponad 350 mln euro do wykorzystania do 2020 roku - wyliczała.

O tym, jak i na co spożytkowano te pieniądze, mówiły uczestniczki grudniowego spotkania w opolskiej filharmonii. Wiktoria Kubiec, psycholog z opolskiego szpitala ginekologiczno-położniczego, opowiadała o opiece nad dzieckiem do 2. roku życia. - Stworzyliśmy m.in. interdyscyplinarny zespół ds. żywienia dziecka, bo wiemy, że jest to istotne dla jego dalszego rozwoju - podkreśliła i zachęcała też do korzystania ze szczepień przeciw pneumokokom realizowanych przez Uniwersytecki Szpital Kliniczny przy Witosa w Opolu.

Jolanta Wasiel ze Stowarzyszenia Promocja Przedsiębiorczości w Opolu dzieliła się doświadczeniami z realizacji projektu dla niepełnosprawnych dzieci i ich rodziców, w ramach którego jedni i drudzy mieli za darmo dodatkowe zajęcia i wyjazdy integracyjne.

Marszałek Andrzej Buła przypomniał, że celem programu „Opolskie dla rodziny” jest odpowiedź na problemy demograficzne regionu: - Jesteśmy tu po to, żeby dzielić się tym, co zrobiliśmy, ale też słuchać uwag i podpowiedzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Juzwiszynowie. Rodzina 2 plus 3×2. Jedyna taka w Polsce - Plus Nowa Trybuna Opolska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl