W czwartek 27 lutego notowania warszawskiej GPW zamknęły się spadkiem indeksów o blisko 5 proc. Takiej jazdy w dół nie notowano od 2016 roku. Śledząc przebieg sesji piątkowej można prognozować, że nie był to jeszcze najgorszy dzień; do południa 28 lutego większość indeksów notowała spadki w przedziale 5-9 procent.
Wyparowały setki miliardów złotych
Tylko do czwartku 27 lutego od początku zachorowań na koronawirusa wartość papierów notowanych na GPW zmniejszyła się o 113 mld zł. Ile miliardów jeszcze wyparuje z giełdy, nim sytuacja się ustabilizuje, nikt nie ma odwagi prognozować.
- Nie ma już wątpliwości, co do tego, że wirus rozprzestrzenia się globalnie, a zatem scenariusz, w którym jest to jedynie problem Chin jest już nieaktualny. Wczoraj odnotowano 956 nowych przypadków poza Chinami i tylko 327 w Chinach, przynajmniej oficjalnie - komentuje dr Przemysław Kwiecień CFA Główny Ekonomista XTB. - Co więcej przypadki notowane są już na wszystkich zamieszkałych kontynentach. O ile koszty ekonomiczne drakońskich rozwiązań podjętych przez Chiny są spore (co oficjalne dane powinny dopiero potwierdzić), dzięki temu władze mogły zapobiec rozprzestrzenieniu się epidemii na cały kraj. Szybki przyrost zachorowań we Włoszech i Korei pokazuje, że wirus rozprzestrzenia się bardzo łatwo i bez skutecznej kwarantanny może to mieć fatalne skutki. Nie brakuje obaw, że mniej rozwinięte kraje nie będą sobie radzić z powstrzymaniem infekcji, a przecież pojedyncze przypadki notowane są już w Indiach czy Nigerii, w wątpliwość poddawane są też oficjalne statystyki z Iranu. Z kolei środki ostrożności muszą uderzyć w łańcuchy dostaw.
Koronawirus tylko przyspieszy recesję?
Nie można wykluczyć, że koronawirus tylko zapoczątkował zmianę trendu. Wielu analityków spodziewa się trwałego spadku wartości spółek notowanych na giełdach.
Jak zauważa dr Przemysław Kwiecień, agencja Moody’s już teraz zapowiedziała, że w pierwszej połowie roku czeka nas globalna recesja. W tym kontekście ostatnie spadki na światowych giełdach nie wydają się przesadzone. W 2008 roku, kiedy globalna gospodarka stanęła (choć z innych powodów) przecena wyniosła ponad 55%, 20 lat temu bez takiego czynnika bessa miała zasięg 50% na indeksie S&P500, jedynie z powodu przewartościowania spółek, podobnego jak miało miejsce jeszcze kilka dni temu.
Rynki walutowe - mniej paniki
- Na rynku walutowym rządzą jen, frank i euro. Choć problemy dotyczą obecnie w dużym stopniu Japonii i Europy, japońskie oszczędności wracają z innych rynków, z kolei euro zyskuje wobec silnie rosnących oczekiwań na cięcia stóp procentowych w USA. Ogólnie reakcja rynku walutowego jest relatywnie spokojna. Wynika to po części z faktu, iż w świecie niskich stóp procentowych spekulacja na różnicach stóp nie była posunięta tak daleko jak w przeszłości. Również akcje rynków wschodzących nie były tak przewartościowane jak rozwiniętych. A to oznacza, że mniej kapitału z nich ucieka i choć widzimy kurs CHFPLN najwyżej od 3 lat, przecena złotego wobec franka nie jest paniczna - podkreśla dr Przemysław Kwiecień.
