- Wakacje marzeń okazały się koszmarem - mówi mecenas Katarzyna Politańska-Torz, pełnomocnik klientów biura podróży. Do hotelu Sentido Alexandra Beach Resort pojechali na przełomie kwietnia i maja. O tym, jak wyglądały te wakacje, opowiadał sądowi świadek, Krzysztof B., również uczestnik feralnego wyjazdu. Co pamięta? Najpierw było siedmiogodzinne oczekiwanie na pokój, bo hotel miał problem z systemem komputerowym.
Potem okazało się, że jest tam generalny remont. Pomiędzy hotelowym tarasem a plażą różnica poziomów wynosiła cztery metry. Ale taras nie był zabezpieczony barierką. Zejście na plażę z otworem studzienki kanalizacyjnej, która nie była niczym zabezpieczona. Ze ściany wystawały kable elektryczne. Hotelowy basen, owszem, był, ale z bardzo zimną wodą, bo nalewano ją w dniu przyjazdu. Kąpiącym się gościom towarzyszyły ekipy remontowe.
- Leżymy sobie na basenie, a tu cały dzień jakiś człowiek wierci otwory n a tarasie - opowiadał sądowi Krzysztof B. - Plaża? Przez pierwsze dni to było składowisko różnych materiałów budowlanych sprzątanych przez koparkę. Dopiero w trakcie naszego pobytu ją uporządkowana i zaczęto budować plażowy bar. Z leżakami i parasolami.
- W odpowiedzi na pozew biuro podróży twierdzi, że plaża była szeroka i można było wybrać inne miejsce z dala od terenu, gdzie były prowadzone prace - dopytywał świadka sąd. Ale Krzysztof B. zaprzeczył. Pokój? Ze źle działającą klimatyzacją, a w pierwsze dni nawet bez wody.
Pracownicy hotelu? - Cały czas byłem przepraszany - mówił Krzysztof B. Ale z jego relacji wynikało, że niewiele to dawało. Świadek miał spore pretensje do przedstawicielki biura podróży, która była z nimi na miejscu . Jego zdaniem nie rozwiązywała problemów i skarg klientów. Ograniczała się jedynie do proponowania dodatkowych wycieczek. Pozwane biuro podróży odmówiło komentarza do całej sprawy.
