Zdarzenie miało miejsce w styczniu. Jednak rodzina zmarłego mieszkańca Sanoka dopiero po dłuższym czasie uznała, że być może gdyby postępowanie lekarzy było inne, to życie mężczyzny można było uratować. I zdecydowała się złożyć zawiadomienie do prokuratury. Sanocka prokuratura wolała jednak wyłączyć się z tego śledztwa. Sprawa trafiła do Prokuratury Okręgowej w Krośnie, a ta skierowała ją do Brzozowa.
- Wszczęte zostało śledztwo - mówi Marcin Bobola z brzozowskiej Prokuratury Rejonowej. - Toczy się pod kątem narażenia pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia przez lekarzy sanockiego szpitala, na których ciążył obowiązek opieki nad nim i w konsekwencji - nieumyślnego spowodowania śmierci pacjenta.
W styczniu mieszkaniec Sanoka został przywieziony przez jednego z członków rodziny na oddział ratunkowy Szpitala Specjalistycznego w Sanoku. Powodem zgłoszenia się na izbę przyjęć były bóle w klatce piersiowej, które odczuwał. Został skierowany na badania, lekarze uznali, że nie ma zagrożenia życia i pacjent nie wymaga dalszej hospitalizacji. Po kilku godzinach został wypisany do domu.
Nazajutrz rano sanoczanin zszedł do piwnicy po drewno. Tam znalazła go żona. Już nie żył.
Rodzina chce wiedzieć, czy postępowanie dwóch lekarzy, którzy zajmowali się pacjentem podczas jego pobytu na oddziale ratunkowym, było właściwe i czy postawili oni dobrą diagnozę. Ustala to prokuratura.
- Śledztwo jest we wstępnej fazie, toczy się w sprawie, a nie przeciwko konkretnym osobom - zaznacza prokurator Bobola.
Prokuratura zwróci się do szpitala o całość dokumentacji związanej z leczeniem mieszkańca Sanoka. Konieczne będzie także zabezpieczenie dokumentacji zwiazanej ze stwierdzeniem zgonu mężczyzny.
- Na razie nie mamy potwierdzenia, co było przyczyną jego śmierci i czy została przeprowadzona sekcja zwłok - dodaje prokurator Bobola. - Dokumentację musi ocenić biegły i to jego opinia będzie decydująca dla dalszych losów śledztwa.
Sanocki szpital pod lupą
To niejedyna sprawa dotycząca lekarzy sanockiego szpitala, której przygląda się brzozowska prokuratura. W toku jest śledztwo związane ze śmiercią 37-letniej kobiety, którą mąż przywiózł na izbę przyjęć z silnymi bólami głowy. Dostała leki, ale jeszcze tego samego dnia została wypisana z SOR-u. Z relacji męża wynika, że nie wykonano jej tomografii głowy, choć kobieta miała mówić lekarzom, że w jej rodzinie były przypadki tętniaka. Ponieważ w następnych dniach ból nie ustępował, kobieta postanowiła szukać pomocy w prywatnym gabinecie. U neurologa straciła przytomność. Dwa dni później zmarła. Powodem było pęknięcie tętniaka w mózgu.
Kolejne z prowadzonych śledztw dotyczy śmierci pacjenta oddziału laryngologicznego. Mężczyzna zakrztusił się posiłkiem. Dyżurny lekarz nie mógł natychmiast wykonać tracheotomii, bo wyszedł z budynku.
- Wpłynęła właśnie opinia biegłych w tej sprawie. Nie mają wątpliwości, że fakt, iż lekarza nie było w krytycznym momencie, mógł się przyczynić do śmierci pacjenta - mówi prokurator Alicja Barbara-Bąk.