Był powstańczy Kubuś i nowoczesny Rosomak, był mały powstaniec warszawski (przebrany kilkuletni chłopiec wywołujący wzruszenie u przechodniów) i komandosi z 18. batalionu desantowo-szturmowego. Było wreszcie, co chyba najważniejsze, mnóstwo pytań zadawanych przez oglądające to wszystko dzieci, a dotyczących Polski i polskości, narodu i patriotyzmu, historii i teraźniejszości naszej ojczyzny. W tym pięknym patriotycznym uniesieniu obudził się nagle - wyjątkowo złośliwy, gnębiący Polaków przez 45 lat wirus - homo sovieticus. Scenka pierwsza.
Wejście do Muzeum Wojska Polskiego oblega tłum. Pod bramę podjeżdżają historyczne pojazdy uczestniczące w defiladzie. "Na samochód! Wejdziemy szybciej!" - krzyczy do żony mężczyzna stojący w kolejce do wejścia. Wirus zaatakował. Po kilku sekundach obwieszony ludźmi kilkudziesięcioletni pojazd z trudem przeciskał się przez muzealną bramę. Scenka druga. Przed Rosomakiem, dumą polskiej armii, stoi kolejka rodziców z dziećmi, które chcą zajrzeć do środka. Uzbrojony żołnierz przechwytuje z rąk rodziców kolejne dziecko, które po chwili nurkuje we włazie. Z drugiej strony Rosomaka skrada się 30-latek z wąsikiem i 2, 3-letnią córeczką na rękach.
Podsadza dziecko na dość wysoki pojazd. Dziewczynka krzyczy: "Tata, ja nie chcę!". "Właź, kochanie, za darmo to jest!". Dziewczynka zaczyna płakać. Wirus znów rozprzestrzenia się błyskawicznie. Kolejni tatusiowie wpychają dzieci na Rosomaka. "Proszę pana! Kolejka jest!" - ktoś zwraca uwagę. "Ale my tylko zajrzeć chcieliśmy". "My wszyscy chcemy zajrzeć!". "Panie, odwal się!" - oburza się niezawstydzony tata płaczącej dziewczynki. "Słuchaj, chamie, kolejka jest!" - odpowiada czerwony ze złości kolejkowicz i zaciska pięści. Awanturę przerywa żołnierz. Scenka trzecia. Namiot jednej z telewizji. Kończy się konkurs rysunkowy dla dzieci. Pan ogłasza wyniki. Miejsce pierwsze, drugie, trzecie. Na koniec zaprasza wszystkie pozostałe dzieci, które brały udział w konkursie, do odbioru nagród pocieszenia.
"Idź, synku, dostaniesz nagrodę!". "Tato, ale ja nie rysowałem!"- odpowiada dziecko. "Cicho! Idź i powiedz, że rysowałeś!". I znowu zadziałał wirus. "Wy też idźcie, może coś dostaniecie!" - popycha dwójkę chłopców mama. " Ale my też nie rysowaliśmy!". "No idźcie, idźcie!". Święto się skończyło. Wirus został uśpiony, choć zapewne będzie się jeszcze wielokrotnie uaktywniał. Musi minąć sporo czasu, zanim na dobre zaniknie. Bo lekarstwem na homo soviticus jest czas. I przykład. Taki, jaki daje choćby Karolina Wojda, pilotka Boeinga. Albo Joanna Zabielska, policjantka, która doskonale wie, do czego zobowiązuje mundur.
Jak to się ma do patriotyzmu? Wszystkie one robią malutki, choć bardzo ważny krok naprzód w historii Polski. Przełamują kolejną barierę, wkraczają w świat do niedawna zarezerwowany tylko dla nas - mężczyzn. Czy powinniśmy czuć zagrożenie? Nie. Powinniśmy się cieszyć, że Polska staje się także w tej kwestii nowoczesnym państwem. I robić swoje. Ciężko pracować dla naszych rodzin. Dzieci uczyć szacunku do historii i do innych ludzi, uczyć miłości do ojczyzny, pomagać im rozwijać pasje. Tak wygląda patriotyzm. W takim środowisku homo sovieticus nie ma szans.