Amerykański bombowiec B-17, popularnie nazywany „Latającą fortecę”, został zestrzelony nad Mielcem 26 grudnia 1944 roku. Jego szczątki spadły na pola w miejscowości Rzędzianowice. Historia zapomniała o tym wydarzeniu, aż do teraz. Po ponad 70 latach grupa pasjonatów zrzeszona w Aeroklubie Mieleckim postanowiła zlokalizować szczątki legendarnej maszyny i je odkopać.
Operacja “blachownia”
Dla mielczan nie była to pierwszyzna. W poprzednich latach z ziemi wydobyli m.in. fragment niemieckiej rakiety V-2, a także mocno rozczłonkowane części myśliwca messerschmitt. Gdy dowiedzieli się, że na jednym z pól uprawnych w Rzędzianowicach mogą znaleźć fragmenty amerykańskiego bombowca, postawili przystąpić do działania.
- Właściciele pola podczas prac rolnych przez przypadek odkopali przedmioty, które przypominały fragmenty samolotu - mówi Mariusz Mazur, pasjonat lotnictwa z sekcji historycznej Aeroklubu Mieleckiego. - Znalazł się również świadek, który potwierdził nam, że 26 grudnia 1944 roku w Rzędzianowicach spadł amerykański bombowiec - tłumaczy.
Skąd słynna „Latająca forteca” na tych terenach?
- Odnaleziony przez nas B-17 wystartował z amerykańskiej bazy we Włoszech. Wykonywał misję o kryptonimie „Blachownia”. Chodziło o zniszczenie fabryki benzyny syntetycznej mieszczącej się w okolicach Kędzierzyna-Koźle. Tam jednak samolot został trafiony i nie mając innego wyjścia, postanowił przedrzeć się do strefy, gdzie stacjonowały wojska radzieckiego. To prawie się udało. Niestety, 5 kilometrów od mieleckiego lotniska, B-17 wdał się w potyczkę z niemieckim messerschmittem i został zestrzelony. Na szczęście całej załodze udało się wyskoczyć ze spadochronami- wyjaśnia Mazur.
Wciąż sporo tajemnic
Zanim przystąpiono do wykopalisk, trzeba było załatwić niezbędne formalności, a także zorganizować pieniądze i potrzebny sprzęt. Wykopy rozpoczęły się w sobotę (7 października). Trwały rana do późnego popołudnia. W pracę zaangażowało się kilkanaście osób - wolontariuszy i pasjonatów historii. Jak się okazało, samolot był rozczłonkowany na wiele fragmentów, które można było wziąć do ręki, jak również kilka całkiem sporych, jak piasta śmigła i dwa pokaźne silniki.
- Z ziemi wydobyliśmy również fragment skrzydła i część poszycia lewej części samolotu - relacjonuje Paulina Gorazd -Dziuban, archeolog prowadząca wykopaliska.
Pracom przyglądał się również wójt gminy Mielec Józef Piątek, do którego docierają informacje o podobnych obiektach na terenie gminy. - Coś jest na rzeczy, na razie jednak nie jesteśmy w stanie wskazać konkretnych lokalizacji - powiedział. Wygląda na to, że ziema wokół Mielca skrywa jeszcze sporo tajemnic.
Zobacz też: Archeolodzy odkryli w Łańcucie drugi zamek