Na dokumenty natrafił austriacki fotograf Benjamin (nie chce podawać nazwiska) mieszkający na stałe w Berlinie. Jego nieżyjąca już babcia poznała Hermine Braunsteiner po wojnie. Z dokumentów odnalezionych w jej domowym archiwum wynika, że kobiety korespondowały ze sobą przez około 20 lat. - Mama wspominała, że babcia znała kogoś takiego jak Braunsteiner. Nie zdawałem sobie jednak sprawy z tego, że tak bardzo się ze sobą przyjaźniły - przyznaje mężczyzna.
Mściwa i władcza
- Braunsteiner była jedną z najbardziej brutalnych kobiet w obozie - mówi Robert Kuwałek, pracownik naukowy Państwowego Muzeum na Majdanku. - Przybyła tu z pierwszą grupą nadzorczyń, gdy tworzono obóz kobiecy i pozostała aż do końca, do jego ewakuacji - tłumaczy.
Braunsteiner pojawia się niemal we wszystkich wspomnieniach i zeznaniach byłych więźniarek. Opisy są bliźniaczo podobne. - Biła i robiła to z dużym zapałem. Wychodziła przed szereg. Bardzo chętnie sama wymierzała karę chłosty. Ponadto kopała i deptała więźniarki. Stąd jej przydomek "Kobyła" - wyjaśnia Kuwałek.
"Hermina Braunsteiner - już z daleka wzbudza popłoch. Jest złośliwa, mściwa, wulgarna i władcza" - pisze w swej książce była więźniarka Danuta Brzosko-Mędryk.
Inna kobieta wspominała w czasie procesu oprawczyni: "Powiesili żydowską dziewczynę za próbę ucieczki z obozu. Nas ustawili dookoła szubienicy. Obok sześciu SS-manów z psa-mi, Braunsteiner i "Krwawa Brygida" (inna nadzorczyni, słynąca z okrucieństwa - przyp. red.). Kiedy dziewczyna była wieszana, Braunsteiner biła po twarzy wszystkie kobiety, które nie chciały na to patrzeć".
- Nigdy nikt nie powiedział o niej dobrego słowa - uzupełnia Kuwałek.
Więźniarki były zgodne: nie znała litości. Opowiadały m.in., że "Kobyła" sama wrzucała na przyczepy dzieci, które jechały do komór gazowych. Jednym z nich cisnęła z takim impetem, że dziecko zmarło na miejscu.
Braunsteiner urodziła się w 1919 r. w Wiedniu. Nie wyróżniała się niczym szczególnym. Chciała zostać pielęgniarką, ale tego marzenia nie udało się jej zrealizować. Zatrudnienie znalazła w fabryce amunicji. Następnie, licząc na lepsze zarobki, sama zgłosiła się do pracy w obozie Ravensbrück (Niemcy). Stamtąd, jako dwudziestokilkulatka, trafiła do obozu na Majdanku.
Ulubieni przyjaciele na J
W 1944 r. wróciła do Ravensbrück, a rok później uciekła do Austrii. Kilka razy była aresztowana. Miała nawet proces, ale tylko za przestępstwa popełnione w Ravensbrück. O zbrodniach z obozu na Majdanku nie było wtedy mowy. W więzieniu spędziła łącznie trzy lata. W Austrii pracowała dorywczo, m.in. jako pokojówka w Casino Hotel Mösslacher w miejscowości Velden am Wörthersee.
- W mieście była tylko jedna maszyna do prasowania. Moja babcia także była pokojówką. Pracowała w wielkiej posiadłości o nazwie Villa Stroberg. Braunsteiner poznała właśnie przy prasowaniu - tłumaczy Benjamin. - Nie mam pojęcia, czy rozmawiały o przeszłości Hermine - przyznaje. - Mama wspominała tylko, że gdy babcia dostała list od Braunsteiner wysłany z amerykańskiego aresztu, tylko pokiwała głową. Nic nie mówiła - dodaje Benjamin.
Braunsteiner pisała m.in., że jest niewinna, a aresztowanie zawdzięcza "ulubionym przyjaciołom na J" (od słowa "Jude", które po niemiecku znaczy Żyd), a także "sile pieniędzy tej kochanej rasy".
W Austrii "Kobyła" poznała też swojego przyszłego męża - amerykańskiego żołnierza Russela Ryana. Wyjechała z nim do USA. W 1963 r. dostała amerykańskie obywatelstwo. - Wszystko wskazuje na to, że mąż nie znał szczegółów z jej przeszłości - mówi Kuwałek.
Braunsteiner przez 20 lat utrzymywała kontakt ze swoją przyjaciółką, babcią Benjamina. Wysyłała listy i zdjęcia. W 1959 r. na bożonarodzeniowej karce ze św. Mikołajem prosiła: "(...) Jak będziesz miała czas, napisz mi długi list. Często myślę o Tobie, o tym, jak potoczyły się twoje losy po wyjeździe do Szwajcarii. (...) Jeszcze raz samej miłości i wiele dobra. Twoja Hermi".
- Mama mówiła, że Braunsteiner to miła kobieta. Zapamiętała szczególnie, że ona i jej mąż zabrali ją kiedyś do luksusowego hotelu na obiad. Mama zamówiła sznycel wiedeński. Miała wtedy 13 lat i to było dla niej duże przeżycie - tłumaczy Benjamin. - Mama zawsze mówiła o Braunsteiner "ciocia Hermi". Potem nie mogła uwierzyć w te rzeczy z obozów - dodaje.
"Kobyłę" wytropił w Nowym Jorku Simon Wiesenthal, działacz żydowski, nazywany łowcą nazistów. Braunsteiner pracowała jako gosposia w dzielnicy Queens, cieszyła się dobrą opinią. Zbrodniarkę wydano Niemcom. Sądzono ją razem z załogą Majdanka w Düsseldorfie.
"Podczas głównej rozprawy oskarżeni zajmują się sobą, robiąc wrażenie, jakby to, co mówią świadkowie i to, co się dzieje, w ogóle ich nie dotyczyło. Bawią się przyborami do pisania, gapią się przed siebie, pod ławkami mają gazety i jeśli przewodniczący tego nie widzi, rzucają na nie okiem" - pisał o oskarżonych Wolfgang Weber, prokurator w procesie.
- Plotka głosi, że Hermine rozwiązywała w tym czasie krzyżówkę - dodaje Kuwałek.
"Kobyła" nie przyznała się do zbrodni. Tłumaczyła, że była tylko "trybikiem w wielkiej machinie". W 1981 r. dostała dożywocie. 15 lat później została zwolniona z więzienia ze względu na zły stan zdrowia. - Mąż cały czas na nią czekał. Zamieszkali na terenie Niemiec - tłumaczy Kuwałek. Zbrodniarka zmarła w 1999 r.
Lektor
Przypuszcza się, że historia "Kobyły" była jedną z inspiracji dla Bernharda Schlinka przy pisaniu książki "Lektor". Na jej podstawie powstał film pod tym samym tytułem z oscarową rolą Kate Winslet (jedna ze scen była kręcona na Majdanku).
- Schlink oficjalnie zaprzeczył, ale w książce użył stwierdzenia "Kobyła", które wziął oczywiście ze sprawy Braunsteiner - tłumaczy Benjamin.
- Także zachowanie głównej bohaterki w czasie procesu przywodzi na myśl Braunsteiner - dodaje Kuwałek.
***
W przyszłym roku minie 70 lat od likwidacji obozu na Majdanku (1944). Tożsamość wielu jego ofiar nadal nie jest jednak znana. Część dokumentów była celowo niszczona w czasie likwidacji obozu. Pracownicy muzeum przypuszczają jednak, że w wielu domowych archiwach zachowały się jeszcze cenne fotografie, pisma i przedmioty, które umożliwiłyby uzupełnienie wiedzy o tym miejscu. Zachęcają do kontaktu w tej sprawie (sekretariat muzeum, tel. 81 710 28 21, e-mail: [email protected]). - Każdy, kto przekaże choćby jeden przedmiot czy dokument, przyczyni się nie tylko do wzbogacenia zbiorów muzealnych, ale przede wszystkim dołoży cegiełkę do podtrzymania pamięci o tragicznej historii tego miejsca i jego ofiar - podkreśla Agnieszka Kowalczyk, rzecznik Muzeum na Majdanku.