Narcos po podhalańsku: amfa w Groniu, ucieczka do Brazylii

Artur Drożdżak
Na korytarzu sądu. Jan Galas S. w rozmowie ze swoim obrońcą, mec. Ryszardem Blachą i prokurator Idą Marcinkiewicz
Na korytarzu sądu. Jan Galas S. w rozmowie ze swoim obrońcą, mec. Ryszardem Blachą i prokurator Idą Marcinkiewicz Artur Drożdżak
Jan Galas S., pseudonim Góral, to przestępca wszechstronny: produkował amfetaminę, porywał ludzi, a nawet potrafił zorganizować własną ucieczkę do Brazylii. A jednak - w końcu wpadł. Teraz zamiast na plaży w Rio, siedzi w rzeszowskim areszcie.

Wysoki, ostrzyżony na jeża. Na brazylijskim wikcie Jan Galas nieco przytył. Za oceanem spędził cztery lata. Teraz, na grudniowe rozprawy do Sądu Okręgowego w Krakowie, przyprowadzono go w łańcuchach i czerwonym uniformie. Pilnował go konwój policji z bronią maszynową.

Miał już wyrok sądeckiego sądu za produkcję i obrót narkotykami. To było w 2006 roku. Usłyszał wtedy skazanie na dwa lata i 10 miesięcy, ale skuteczna apelacja zmniejszyła mu wyrok i zawiesiła wykonanie kary.

Amfetamina z Podhala

Na rok wylądował w szpitalu psychiatrycznym, gdy uznano, że jest niepoczytalny. Szybko cudownie ozdrowiał. Między rokiem 2004 a 2007 rozkręcił ze wspólnikami produkcję amfetaminy w domu w Groniu na Podhalu.

Galas dostarczał chemikalia, a pochodzący z Gdańska genialny chemik Marcin T. robił swoje. Był jeszcze Stanisław K., właściciel domu. Przymykał on oczy na nielegalną produkcję w swojej piwnicy. Prosił tylko, by zrobić obejście prądu, bo nadmierne zużycie energii mogłoby wzbudzić podejrzenia.

I tak nie uniknął wpadki, bo policja w końcu dowiedziała się, w którym miejscu wyprodukowano co najmniej 35 kg amfetaminy (warość: 450 tysięcy złotych). Sprawcy robili tam też „speed”, będący mieszaniną środków odurzających, amfetaminy i marihuany. Produkcja szła na rynek krajowy i częściowo była przemycana w tapicerce auta do Austrii.

Sam gang działał długo, bo 13 lat - aż do 2007 roku. Jan Galas S. w pewnym momencie był jego ważnym członkiem. Odbierał amfetaminę i przekazywał ją stojącemu wyżej w hierarchii Jackowi F. Ten dawał mu 100 dolarów za każdy kilogram narkotyków, w sumie wręczył 1500 dolarów.

Po wpadce gangu Jacek F. został świadkiem koronnym i opowiedział o funkcjonowaniu grupy kierowanej przez Jana P. Ten już w 1994 roku myślał o produkcji narkotyków i próbował do niej namówić późniejszego świadka koronnego, Jacka F.

Po rozbiciu grupy jej członkowie usłyszeli wyroki; wszyscy koło trzech lat. Teraz, po latach, sprawiedliwość dosięgła też Jana Galasa S.

Wyrok skazujący

Sąd Okręgowy w Krakowie w ostatnim dniu 2018 roku skazał go za udział w zorganizowanej grupie przestępczej i produkcję narkotyków na trzy pół roku więzienia. Oskarżony ma też zapłacić trzy tysiące złotych grzywny i dodatkowo siedem tysięcy na rzecz Monaru. Stracił też korzyść z przestępstwa - pięć tysięcy złotych.

Jan Galas w całości przyznał się do winy, a prokurator Ida Marcinkiewicz i adwokat Ryszard Blacha (obrońca oskarżonego) byli zgodni, by właśnie taką karę wymierzyć mężczyźnie. Krakowski sąd się zgodził z tymi wnioskami.

Członkowie grupy, w której przed laty działał „Góral”, wspierali się finansowo w razie wpadek, ale to nie przeszkadzało, by od czasu do czasu dochodziło do scysji. W tamtym czasie Jan Galas S. pytał Stanisława K., właściciela domu w Groniu, gdzie kupić tłumik do broni -dostał zlecenie zabójstwa innego członka gangu.

Porwanie handlarza

„Góral” miał nielegalną broń palną, ale wolał działać bez rozgłosu. Pomógł zorganizować porwanie Wojciecha B., handlarza walut z Podhala. Był 21 października 2006 r.

Wojciech B. zarabiał na życie, skupując od Słowaków waluty na bazarze w Nowym Targu i sprzedając je w kantorach. Porywacze wiedzieli, że mężczyzna ma ponad dwa metry wzrostu, jest chudy i zazwyczaj pieniądze przenosi w kamizelce z kieszeniami - takiej, jakiej często używają wędkarze.

Produkcja narkotyków z Gronia na Podhalu szła głównie na rynek krajowy, ale część amfetaminy trafiała do odbiorców w Austrii

Przestępcy ustalili, że Wojciech B. zwykle tą samą trasą idzie z nowotarskiego bazaru na dworzec PKS i odjeżdża autobusem do rodzinnej Szczawnicy.

Jan Galas S. tamtego dnia siedział za kółkiem auta zaparkowanego na trasie wędrówki handlarza. Obok pojazdu czekali Jarosław P. i Grzegorz N., a rolą kolejnego wspólnika - Rafała P. - było śledzenie handlarza na bazarze i telefonicznie powiadomienie, czy już zbliża się do auta porywaczy.

Przestępcy planowali, że - gdy handlarz tylko pojawi się w pobliżu - we trzech wciągną go do pojazdu, obezwładnią i obrabują. Plan powiódł się częściowo.

Faktycznie, Wojciech B. został uprowadzony z ulicy, gdy spokojnie szedł w kierunku dworca. Jarosław P. i Grzegorz N. siłą wepchnęli go do audi - mieli z tym duży kłopot, bo nogi bardzo wysokiego Wojciecha B. ledwie się zmieściły. Pokrzywdzony został pobity, wywieziony na obrzeża Nowego Targu i obrabowany z posiadanych walut.

Miał wówczas przy sobie 1,8 mln koron słowackich; w przeliczaniu na polskie pieniądze to było około 190 tys. zł. Po rabunku bandyci zamknęli pokrzywdzonego w bagażniku. Wojciech B. uwolnił się z niego wtedy, gdy porywacze odeszli w nieznanym kierunku.

Zarzuty dla Jana Galasa S.

W toku śledztwa (a potem procesu) okazało się, że jeden wspólnik - Rafał P. - kilka minut przed napadem na handlarza został zatrzymany przez policję do rutynowej kontroli.

Mundurowych wezwał pracownik banku, któremu nie spodobało się, że Rafał P. kręcił się w pobliżu budynku.

Podczas interwencji 40-latek był wulgarny, dostał mandat za zakłócanie porządku, a gdy był legitymowany, policjanci usłyszeli drogą radiową komunikat o porwaniu handlarza.

Na numer alarmowy zadzwonił przypadkowy świadek rozboju. Wspólnicy Rafała P. nie zaczekali na przybycie kolegi i sami zrealizowali przestępczy plan.

Na tej podstawie krakowski sąd uniewinnił Rafała P. z zarzutu udziału w tym porwaniu, ale w tym zakresie - na skutek apelacji prokuratury - proces Rafała P. toczy się od początku przed krakowskim sądem.

Jan Galas S. dostał już zarzuty udziału w tym rozboju.

Podejrzany o porwania

Jednak udział w tym przestępstwie to nie jest największy problem Jana Galasa S. - już ma kolejne zarzuty. Prokuratura oskarża go o kierowanie gangiem porywaczy, który brał zakładników i wymuszał okupy.

Z porwania dewelopera z Krakowa gang miał zysk rzędu 400 tys. zł. Mężczyzna przestępstwa nie zgłosił policji, wolał zapłacić i milczeć.

Gang porywaczy przygotowywał się także do uprowadzenia księgowego jednej ze spółdzielni mieszkaniowych w Krakowie, ale mimo kilku prób to się nie udało.

Sukcesem zakończyło się jednak w 2011 r. porwanie 16-latki w centrum miasta i wymuszenie od jej rodziny okupu 333 tysięcy euro. Dziewczyna była przetrzymywana przez tydzień w domu w okolicach Skawiny.

Ucieczka do USA i Brazylii

Jan Galas S. zdołał wtedy uniknąć kary - uciekł samolotem do USA. Potem, już z Chicago - pod zmienionym nazwiskiem - przedostał się do Brazylii i stamtąd uważnie śledził doniesienia o tym, że jego ludzie zostali wyłapani jeden po drugim i prawomocnie skazani przez krakowski sąd na kary do ośmiu i pół roku więzienia.

Nie wiedział, że krakowscy policjanci tropili także i jego, analizując każdą informację o jego zagranicznych wyczynach. Podpowiedzieli wtedy Brazylijczykom, jak schwytać zbiega. Boss gangu wpadł w 2014 roku w jednej z faweli w Rio de Janeiro za handel narkotykami i bronią. Pozostało mu czekać na ekstradycję do Polski.

Stało się to w lipcu 2018 roku. Na razie boss przebywa w areszcie w Rzeszowie. Niebawem ma się zakończyć śledztwo w sprawie porwań prowadzone przez śledczych z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Janowi Galasowi S. grozi teraz do 15 lat więzienia.

Wybrane dla Ciebie

Jacek Kopczyński zaatakował posłów PiS? Aktor stanowczo zaprzecza

AKTUALIZACJA
Jacek Kopczyński zaatakował posłów PiS? Aktor stanowczo zaprzecza

Trump przebił awanturę z Zełenskim. Film o "ludobójstwie białych" - WIDEO

Trump przebił awanturę z Zełenskim. Film o "ludobójstwie białych" - WIDEO

Wróć na i.pl Portal i.pl