Wysoki, ostrzyżony na jeża. Na brazylijskim wikcie Jan Galas nieco przytył. Za oceanem spędził cztery lata. Teraz, na grudniowe rozprawy do Sądu Okręgowego w Krakowie, przyprowadzono go w łańcuchach i czerwonym uniformie. Pilnował go konwój policji z bronią maszynową.
Miał już wyrok sądeckiego sądu za produkcję i obrót narkotykami. To było w 2006 roku. Usłyszał wtedy skazanie na dwa lata i 10 miesięcy, ale skuteczna apelacja zmniejszyła mu wyrok i zawiesiła wykonanie kary.
Amfetamina z Podhala
Na rok wylądował w szpitalu psychiatrycznym, gdy uznano, że jest niepoczytalny. Szybko cudownie ozdrowiał. Między rokiem 2004 a 2007 rozkręcił ze wspólnikami produkcję amfetaminy w domu w Groniu na Podhalu.
Galas dostarczał chemikalia, a pochodzący z Gdańska genialny chemik Marcin T. robił swoje. Był jeszcze Stanisław K., właściciel domu. Przymykał on oczy na nielegalną produkcję w swojej piwnicy. Prosił tylko, by zrobić obejście prądu, bo nadmierne zużycie energii mogłoby wzbudzić podejrzenia.
I tak nie uniknął wpadki, bo policja w końcu dowiedziała się, w którym miejscu wyprodukowano co najmniej 35 kg amfetaminy (warość: 450 tysięcy złotych). Sprawcy robili tam też „speed”, będący mieszaniną środków odurzających, amfetaminy i marihuany. Produkcja szła na rynek krajowy i częściowo była przemycana w tapicerce auta do Austrii.
Sam gang działał długo, bo 13 lat - aż do 2007 roku. Jan Galas S. w pewnym momencie był jego ważnym członkiem. Odbierał amfetaminę i przekazywał ją stojącemu wyżej w hierarchii Jackowi F. Ten dawał mu 100 dolarów za każdy kilogram narkotyków, w sumie wręczył 1500 dolarów.
Po wpadce gangu Jacek F. został świadkiem koronnym i opowiedział o funkcjonowaniu grupy kierowanej przez Jana P. Ten już w 1994 roku myślał o produkcji narkotyków i próbował do niej namówić późniejszego świadka koronnego, Jacka F.
Po rozbiciu grupy jej członkowie usłyszeli wyroki; wszyscy koło trzech lat. Teraz, po latach, sprawiedliwość dosięgła też Jana Galasa S.
Wyrok skazujący
Sąd Okręgowy w Krakowie w ostatnim dniu 2018 roku skazał go za udział w zorganizowanej grupie przestępczej i produkcję narkotyków na trzy pół roku więzienia. Oskarżony ma też zapłacić trzy tysiące złotych grzywny i dodatkowo siedem tysięcy na rzecz Monaru. Stracił też korzyść z przestępstwa - pięć tysięcy złotych.
Jan Galas w całości przyznał się do winy, a prokurator Ida Marcinkiewicz i adwokat Ryszard Blacha (obrońca oskarżonego) byli zgodni, by właśnie taką karę wymierzyć mężczyźnie. Krakowski sąd się zgodził z tymi wnioskami.
Członkowie grupy, w której przed laty działał „Góral”, wspierali się finansowo w razie wpadek, ale to nie przeszkadzało, by od czasu do czasu dochodziło do scysji. W tamtym czasie Jan Galas S. pytał Stanisława K., właściciela domu w Groniu, gdzie kupić tłumik do broni -dostał zlecenie zabójstwa innego członka gangu.
Porwanie handlarza
„Góral” miał nielegalną broń palną, ale wolał działać bez rozgłosu. Pomógł zorganizować porwanie Wojciecha B., handlarza walut z Podhala. Był 21 października 2006 r.
Wojciech B. zarabiał na życie, skupując od Słowaków waluty na bazarze w Nowym Targu i sprzedając je w kantorach. Porywacze wiedzieli, że mężczyzna ma ponad dwa metry wzrostu, jest chudy i zazwyczaj pieniądze przenosi w kamizelce z kieszeniami - takiej, jakiej często używają wędkarze.
Produkcja narkotyków z Gronia na Podhalu szła głównie na rynek krajowy, ale część amfetaminy trafiała do odbiorców w Austrii
Przestępcy ustalili, że Wojciech B. zwykle tą samą trasą idzie z nowotarskiego bazaru na dworzec PKS i odjeżdża autobusem do rodzinnej Szczawnicy.
Jan Galas S. tamtego dnia siedział za kółkiem auta zaparkowanego na trasie wędrówki handlarza. Obok pojazdu czekali Jarosław P. i Grzegorz N., a rolą kolejnego wspólnika - Rafała P. - było śledzenie handlarza na bazarze i telefonicznie powiadomienie, czy już zbliża się do auta porywaczy.
Przestępcy planowali, że - gdy handlarz tylko pojawi się w pobliżu - we trzech wciągną go do pojazdu, obezwładnią i obrabują. Plan powiódł się częściowo.
Faktycznie, Wojciech B. został uprowadzony z ulicy, gdy spokojnie szedł w kierunku dworca. Jarosław P. i Grzegorz N. siłą wepchnęli go do audi - mieli z tym duży kłopot, bo nogi bardzo wysokiego Wojciecha B. ledwie się zmieściły. Pokrzywdzony został pobity, wywieziony na obrzeża Nowego Targu i obrabowany z posiadanych walut.
Miał wówczas przy sobie 1,8 mln koron słowackich; w przeliczaniu na polskie pieniądze to było około 190 tys. zł. Po rabunku bandyci zamknęli pokrzywdzonego w bagażniku. Wojciech B. uwolnił się z niego wtedy, gdy porywacze odeszli w nieznanym kierunku.
Zarzuty dla Jana Galasa S.
W toku śledztwa (a potem procesu) okazało się, że jeden wspólnik - Rafał P. - kilka minut przed napadem na handlarza został zatrzymany przez policję do rutynowej kontroli.
Mundurowych wezwał pracownik banku, któremu nie spodobało się, że Rafał P. kręcił się w pobliżu budynku.
Podczas interwencji 40-latek był wulgarny, dostał mandat za zakłócanie porządku, a gdy był legitymowany, policjanci usłyszeli drogą radiową komunikat o porwaniu handlarza.
Na numer alarmowy zadzwonił przypadkowy świadek rozboju. Wspólnicy Rafała P. nie zaczekali na przybycie kolegi i sami zrealizowali przestępczy plan.
Na tej podstawie krakowski sąd uniewinnił Rafała P. z zarzutu udziału w tym porwaniu, ale w tym zakresie - na skutek apelacji prokuratury - proces Rafała P. toczy się od początku przed krakowskim sądem.
Jan Galas S. dostał już zarzuty udziału w tym rozboju.
Podejrzany o porwania
Jednak udział w tym przestępstwie to nie jest największy problem Jana Galasa S. - już ma kolejne zarzuty. Prokuratura oskarża go o kierowanie gangiem porywaczy, który brał zakładników i wymuszał okupy.
Z porwania dewelopera z Krakowa gang miał zysk rzędu 400 tys. zł. Mężczyzna przestępstwa nie zgłosił policji, wolał zapłacić i milczeć.
Gang porywaczy przygotowywał się także do uprowadzenia księgowego jednej ze spółdzielni mieszkaniowych w Krakowie, ale mimo kilku prób to się nie udało.
Sukcesem zakończyło się jednak w 2011 r. porwanie 16-latki w centrum miasta i wymuszenie od jej rodziny okupu 333 tysięcy euro. Dziewczyna była przetrzymywana przez tydzień w domu w okolicach Skawiny.
Ucieczka do USA i Brazylii
Jan Galas S. zdołał wtedy uniknąć kary - uciekł samolotem do USA. Potem, już z Chicago - pod zmienionym nazwiskiem - przedostał się do Brazylii i stamtąd uważnie śledził doniesienia o tym, że jego ludzie zostali wyłapani jeden po drugim i prawomocnie skazani przez krakowski sąd na kary do ośmiu i pół roku więzienia.
Nie wiedział, że krakowscy policjanci tropili także i jego, analizując każdą informację o jego zagranicznych wyczynach. Podpowiedzieli wtedy Brazylijczykom, jak schwytać zbiega. Boss gangu wpadł w 2014 roku w jednej z faweli w Rio de Janeiro za handel narkotykami i bronią. Pozostało mu czekać na ekstradycję do Polski.
Stało się to w lipcu 2018 roku. Na razie boss przebywa w areszcie w Rzeszowie. Niebawem ma się zakończyć śledztwo w sprawie porwań prowadzone przez śledczych z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Janowi Galasowi S. grozi teraz do 15 lat więzienia.