Od początku było wiadomo, że konkurs Premiery, który rozpoczął „Trudną Sobotę”, nie może być odpowiedzią na zastrzeżenia krytyków, którzy od dawna ubolewają, że „Opole” nic już nie kreuje. Tu nie mogło być hitu, który olśni publiczność, bo nawet średnio interesujący się muzyką widz gdzieś z częścią tych piosenek się już zetknął.
Zaskoczenia, wstrząsu, megaprzeboju nikt więc nie oczekiwał. To czego widz mógł się spodziewać? Rozrywkowego konkursiku na najfajniejszą piosenkę. Czyli opolskiego festiwalowego standardu na sobotę.
I tu organizatorzy chyba dali radę. Zestaw konkursowy dobrano tak, by niczego nie sknocić.
Mieliśmy wielką gwiazdę, przypomnianą gwiazdę, gwiazdę młodą, odkurzoną gwiazdę, sympatyczną oraz dojrzałą gwiazdę, no i ze dwie, trzy przyszłe gwiazdy (o ile kiedyś w ogóle).
Na półmetku Premier miałem wrażenie, że słucha się tego dosyć przyjemnie (a może tylko patrzenie na Lanberry tak mnie przyjemnie rozkojarzyło). Wygrała jednak zjawiskowa w tym dniu Kasia Cerekwicka i to był zdecydowanie najjaśniejszy moment koncertu.
Z prowadzących Rafał Brzozowski wydawał się bardziej na miejscu, publiczność robiła, co mogła, żeby w tym strasznym deszczu i 13 stopniach Celsjusza dobrze się bawić, a sympatyczny i elegancki Piotr Kupicha rozpoczął koncert w dobrym stylu. Rozumiem też, że rozmowy Norbiego dodawały humoru koncertowi. Akurat w kwestii humoru, to zawsze warto być otwartym.
W tej formule Premiery zawsze będą taką półsportową rozrywką, mniej lub bardziej kolorowym wypełnieniem programu. Jeżeli jednak zrezygnujemy z oczekiwania na świeżuteńkie hity, to taki lekki koncert zawsze się jakoś obroni.
Zaryzykuję więc stwierdzenie, że zaproszeni artyści nie obniżyli poziomu festiwalowej soboty, nawet jeśli komuś się wydawało, że podczas jednej piosenki Stana Borysa coś poszło nie tak.
Inna sprawa, że wydarzenie sumujące premiery z danego roku powinno się odbywać pod jego koniec. Gdyby jednak trend w przesuwaniu festiwalu się utrzymał, to termin grudniowy mamy za dwa lata jak w banku.
Trudna sobota pokazała nam także, jak wielki błąd popełniono ładnych parę lat temu w Opolu. To dziś oczywiste, że amfiteatr w stolicy polskiej piosenki powinien mieć dach. Ludzie, którzy przyszli i bawili się w strugach deszczu i 13 stopniach Celsjusza to normalnie TWARDZIELE.