Rozpoczął się 55. Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki.
Artur Orzech jego początek... odgwizdał, bo pierwszy koncert festiwalu w Opolu odbywa się w cieniu rozgrywanego w Poznaniu towarzyskiego meczu piłki nożnej Polska-Chile, który jest ważnym sprawdzianem naszej reprezentacji przed rozpoczynającym się za kilka dni mundialem.
Na tyle ważnym, że unieważnił pierwszy wieczór święta polskiej piosenki.
Opolski amfiteatr - jak podkreślali konferansjerzy - z założenia miał być też największą w Polsce strefą kibica. Opolanie nie bardzo ten pomysł kupili. Widownia była w wielu miejscach pusta (albo pełna - jeśli ktoś jest optymistą), co nie dawało poszaleć operatorom latających kamer.
Kuriozalny pomysł przerwania festiwalowego wieczoru na transmisję meczu pociągnął za sobą kuriozalną koncepcję koncertu mundialowego.
Na scenie i widowni wszystko jest biało-czerwone: od obciachowych garniturków prowadzących, po kibicowskie szaliki, którymi wymachiwali widzowie.
W pierwszej części konferansjer Brzozowski co chwila intonował stadionową pieśń "Polska, biało-czerwoni", archiwalne materiały przypominały dawno minione sukcesy polskich piłkarzy, Opole łączyło się ze stadionem w Poznaniu i brakowało tylko wuwuzeli.
Nie szkodzi, że zagłuszyłyby Marylę Rodowicz, Andrzeja Dąbrowskiego czy Bohdana Łazukę, śpiewających dawne przeboje - muzyczne świadectwa naszej piłkarskiej chwały i jeszcze większych ambicji. Realizator dźwięku już powinien dostać czerwoną kartkę.
Po 40 minutach sztucznie pompowanej atmosfery oczekiwania, akcja przeniosła się na murawę w Poznaniu.
Opole 2018. Gwiazdy na ściance. Przebój na mundial za kulisami
Nie wiadomo czy organizatorzy byli przygotowani na ewentualną przegraną Polaków, ale na szczęście zremisowaliśmy z Chile 2-2, bo inaczej wybór mundialowego przeboju w drugiej części koncertu, miałby jeszcze mniej sensu.
Kandydatek było siedem - w klimatach dziarskich, patriotycznych, biesiadnych, a momentami paździerzowych. Piosenka, która ma plemiennym wezwaniem do boju o mistrzostwo świata, z artyzmem nie musi mieć wiele wspólnego.
Wystarczy prosty tekst, z którym kibicowska brać szybko może się zidentyfikować (i zapamiętać) oraz wpadająca w ucho rytmiczna melodia. Wykonanie - rzecz drugorzędna, czemu niektórzy bezwstydnie dali wyraz, entuzjazmem i zdzieraniem gardła maskując brak talentu i dobrego smaku.
Najbardziej ambitna propozycja zespołu Pectus "Smak zwycięstwa" z powtarzającym się: "Polska, Polska, Polska, jedno bicie serc" ustąpiła jednak "Polskiej drużynie" zespolu Kombi z chwytliwym acz prostackim refrenikiem: "Oooo, polska drużyna, oooo się nie zatrzyma".
Sławomir Łosowski z Kombi o przeboju na mundial
Zgodnie z założeniem to ona "poniesie naszych na mundial". Piłkarze raczej nie będą mieli czasu jej słuchać, a my niestety będziemy musieli - pewnie w każdej stacji radiowej po dziesięć razy dziennie.
Teoretycznie do połowy lipca, kiedy kończy się mundial, choć raczej nam to nie grozi. A na wysoce prawdopodobną okoliczność wcześniejszego opuszczenia mistrzostw i tak mamy już dobrze znany, osłuchany i ośpiewany kibicowski hit: "Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało".
Szkoda, że tego samego nie można powiedzieć o mundialowym koncercie. Najlepiej po prostu szybko wyrzucić go z pamięci.