Każdy kraj Unii Europejskiej ma prawo do emisji pewnej liczby ton dwutlenku węgla, Polska jest tej emisji liderem. Jakie będą tego konsekwencje?
Główną konsekwencją może być drastyczny wzrost cen energii już w przyszłym roku. Polska energetyka jest w 80 proc. oparta na węglu, spalanie węgla emituje dwutlenek węgla, czyli gaz wpływający na globalne ocieplenie. A ponieważ jesteśmy w UE, musimy za emitowanie CO2 płacić. Polska kilkakrotnie się na te opłaty godziła, nie są więc one dla rządu i ministerstw żadną niespodzianką.
Co jest powodem wzrostu tych opłat?
System uprawniający do emisji CO2 jest tak skonstruowany, by opłaty corocznie drożały. W założeniu cały system ma służyć przestawieniu energetyki w UE na mniej szkodliwe dla środowiska naturalnego i zdrowia mieszkańców technologie. Niestety, po pierwsze Polska jest wśród krajów UE jedynym, w którym energetyka jest prawie w całości węglowa, po drugie koszty tej zacofanej technologii lawinowo rosną.
Z jakich powodów?
Jednym jest olbrzymi wzrost cen węgla na rynkach światowych, który utrzymuje się już od kilku lat, drugim rosnące ceny opłat. Nie dość, że istnieje mechanizm wzrostowy, o którym już wspominałem, to grozi nam spekulacyjny wzrost cen opłat.
A nie mówił pan, że opłaty są regulowane?
Są, ale dopuszczalny jest handel prawami do emisji CO2, a co za tym idzie ceny opłat podlegają grze rynkowej. Gdy okazuje się, że w niektórych krajach jest bardzo duży popyt, rozpoczyna się spekulacyjna gra przypominająca nieco giełdę. O spekulacji świadczą gwałtowne wahnięcia cen. Niedawno za tonę wyemitowanego CO2 trzeba było płacić aż 25 euro, po czym ceny spadły do obecnych 17 euro. Analitycy rynkowi Crédit Agricole przewidują, że w przyszłym roku ceny mogą wzrosnąć nawet o 50 do 70 proc. Problem w tym, że przy cenie powyżej 20 euro za tonę emisji polskie przedsiębiorstwa państwowe produkujące energię elektryczną stają się nierentowne.
Jakie gałęzie polskiej gospodarki są najbardziej zagrożone?
Zagrożona jest całość, gdyż cała współczesna gospodarka oparta jest na energetyce. PGE, Energa, Enea i Tauron „stoją węglem”, a więc wysokość opłat, które muszą wnosić za emitowanie gazów cieplarnianych, jest nieproporcjonalnie duża w porównaniu z producentami energii w innych krajach UE. Cała reszta gospodarki jest uzależniona od energii od tych producentów, wszyscy więc będziemy płacić więcej.
Jesteśmy na równi pochyłej?
W błędnym kole. Naszym problemem jest węgiel i z jego powodu rosną ceny energii. A ponieważ wzrost cen powoduje, że polska gospodarka będzie skrajnie niekonkurencyjna, to trzeba ją wesprzeć środkami, które powinny służyć ograniczaniu użycia węgla. Energetyka nie ma więc z czego się zmodernizować i odejść od węgla, bo środki na to „przejada”, wypłacając dopłaty do nierentownego przemysłu.
Co można zrobić w tej sytuacji?
W tej sytuacji kryzysowej można by było szybko obniżyć ceny energii we współpracy z Komisją Europejską, która ma na to środki. Niestety z różnych powodów - między innymi sporu o praworządność w Polsce - relacje polskiego rządu z komisją są najgorsze od lat.
Co w tej sprawie robi polski rząd?
Zamiast prosić Komisję Europejską o szybką doraźną pomoc, budujemy gigantyczny blok węglowy w Ostrołęce. To najgorszy możliwy sposób dbania o polskie interesy w energetyce. Wręcz samobójczy.
![Piotr Maciążek: Węgiel ciągnie polską gospodarkę w dół [rozmowa]](https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/1/41/ac/5be1c89987ece_p.jpg?1541523611)
Analityk rynku energetycznego Piotr Maciążek