Podzielone święta

Sonia Ross
M. Jeziorek/POLSKA
Do kogo pójdziemy w tym roku na wigilię? Gdzie zjemy uroczysty obiad w Boże Narodzenie? Święta to test dla naszej dojrzałości i wyrozumiałości. Egzamin z uczuć dla rozwiedzionych rodziców, zwaśnionych rodzin. Jak dobrze spędzić święta, nie kłócąc się i nikogo nie obrażając?

Rodzina 70-letniej Marii to dwóch synów i córka. Wszyscy mają już własne rodziny. Maria chciałaby spędzić wigilię ze swoimi dziećmi i wnukami, ale teściowie też chcą, by dzieci ten szczególny wieczór spędziły z nimi. Każda kolacja wigilijna u Marii przerywana jest dzwonkami telefonów, pytaniami, kiedy dojadą, bo wszystko stygnie. Maria nigdy nie spędza z dziećmi całego wieczoru. Jak tylko zjedzą, w pośpiechu dopijają herbatę i biegną do rodzin swoich mężów lub żon. Czy jest rada na to, aby spędzić ten wieczór w taki sposób, żeby nikogo nie urazić?

- Jestem za tym, żeby dorosłe dzieci, które założyły już własne rodziny, organizowały własne wigilie - doradza dr psychologii Krzysztof Korona. - Lepienie własnych pierogów to jak lepienie nowego gniazda. Nowa rodzina ma prawo do tworzenia własnych zwyczajów, tradycji. Nie musi niewolniczo powielać wzorów z rodzinnego domu. Może byłoby lepiej, gdyby dzieci Marii spędziły wigilię tylko we własnym gronie, zaś spotkały się z matką i babcią w pierwszy dzień świąt?

Całe święta to czas przeznaczony na spotkania rodzinne. Obejdzie się wtedy bez zerkania na zegarek, odbierania ponaglających telefonów. Nie ma jednak prostych recept na spędzenie wigilii w dużym gronie rodzinnym. Jeśli nasi rodzice są starzy, chorzy lub biedni, to wiadomo, że musimy ich zaprosić. Jeśli mamy ponadosiemdziesięcioletnią babcię, której jest to być może ostatnia wigilia, to najlepiej ją spędzić wspólnie. Każda rodzina to inny przypadek.

Wigilia z ojcem i jego dziećmi

"To sobie idź do tego swojego ojca, który się nigdy tobą nie interesował!" - wykrzyczała z rozpaczą 14-letniej Ewie jej matka, 45-letnia Justyna, właścicielka budki z warzywami, na wiadomość o tym, że jej córka tegoroczną wigilię chce spędzić z ojcem i jego rodziną. "Popatrz - podsunęła córce pod oczy zaniedbane ręce. - Haruję od rana do nocy, sama dźwigam skrzynki, żeby zaoszczędzić! Żebyś wszystko miała. A ty mi się tak odpłacasz? Zostawisz mnie samą w ten wieczór?".

Justyna usiadła na krześle i rozpłakała się bezradnie. Ewa jeszcze przed chwilą chciała być twarda. Po raz pierwszy od lat miała zamiar spędzić ten wieczór inaczej. Ojciec i jego żona zapraszali ją serdecznie. Kilka miesięcy temu urodziły się im bliźniaki. Chciała poznać swoje przyrodnie rodzeństwo. Miała także nadzieję, że zbliży się do taty, który zostawił ją, gdy była małą dziewczynką, wyjechał za granicę. Ale widząc, jak bardzo jej mama cierpi, poczuła się winna, że chciała ją opuścić w Wigilię. "Już dobrze, nie płacz - westchnęła Ewa. - Zostanę z tobą".

Co w takiej sytuacji powinna zrobić Ewa i jak powinna zachować się jej matka? - Decyzja Ewy budzi w jej mamie trudne emocje, ale swoim niedojrzałym zachowaniem robi córce krzywdę - mówi psycholog i terapeutka Krystyna Mierzejewska-Orzechowska. - W takich sytuacjach matka powinna kierować się przede wszystkim dobrem dziecka - wyjaśnia.

- Trzeba schować do kieszeni swoją dumę, emocje, urazy i spytać córkę, czego ona chce. Jeśli spędzić wigilię u ojca, to chociaż nas boli serce, pozwólmy jej na to. Będzie to szansa dla ojca i dziecka na poznanie się na nowo, budowanie dobrych relacji. A te są dla dziecka niezbędne niezależnie od tego, jak i dlaczego rodzice się rozstali. Szantażowanie dziecka swoim poświęceniem, używanie go jako karty przetargowej w rozmowach z eksmężem ("ty nie interesowałeś się nami przez ostatnie lata, to ja nie pozwolę ci się teraz zobaczyć z córką!") szkodzi przede wszystkim samemu dziecku. Ewa chce lepiej poznać ojca, ale wie, że decydując się na to, "zdradzi" matkę. To rodzi w niej frustrację, poczucie winy, złość.

Mądra matka może powiedzieć: "Rozumiem, że chcesz się zbliżyć do taty. Spróbujmy podzielić te święta tak, aby każde z nas mogło z tobą pobyć". Słysząc to, Ewa będzie mogła poczuć się dzieckiem. Poczuje ulgę, że nikt od niej nie wymaga podejmowania zbyt trudnych decyzji i że nie musi wybierać między matką a ojcem.

Miejsce dla rozwodnika

Kamila, asystentka prezesa w dużej firmie, jest w stałym związku już od czterech lat. Jej Adam jest mądry, czuły, dobry. Nigdy jej nie zawiódł. Planują wspólne życie, dzieci. Ale rodzice Kamili jeszcze go nie poznali. Adam jest rozwiedziony. A to zupełnie dyskwalifikuje go w ich oczach. "Nie chcemy pod naszym dachem rozwodnika" - usłyszała Kamila od ojca. Matka dorzuciła ze złością: "To tak cię wychowaliśmy? Że w konkubinacie żyjesz?". Obydwoje postawili sprawę jasno: "Zapraszamy cię na święta, ale bez Adama". Kamila kocha rodziców i nie chce ich obrazić. Ale kocha też Adama. Musi coś wybrać.

- Kamila jest dorosła, nikt nie może jej już nic nakazać czy zakazać - mówi Mierzejewska-Orzechowska. - Sama musi podjąć decyzję. Jeśli jej rodzice upierają się przy swoim zdaniu, to znaczy, że bardziej im zależy na pokazywaniu swojej władzy rodzicielskiej, podporządkowywaniu sobie dorosłego już dziecka niż na wspieraniu córki. Związek Kamili jest szczęśliwy, dojrzały. Stał się dla niej pierwszoplanową relacją. Żeby tego nie zepsuć, powinna "rozwieść się" z rodzicami. Dorosłe dziecko musi umieć stanowczo powiedzieć: "Kocham was, mamo i tato. I chociaż nie robię tego, co chcielibyście, to jestem dobrą córką. Jeśli mnie kochacie, to przyjmiecie i mnie, i mój związek".

Gdyby rodzice byli nieprzejednani w swoich sądach, Kamila powinna zostać na święta z partnerem. Miarą naszej dojrzałości jest zbudowanie takiej relacji z rodzicami, z których jasno wynika, że mamy prawo podejmować niezależne decyzje.

Renifer na ganku

Agata i Marek, małżeństwo po trzydziestce, każde święta odchorowują przez miesiąc. - Zdarzyło się nawet, że nie odzywałam się potem do Marka przez dwa tygodnie - mówi wzburzona Agata.
- Za każdym razem zaczyna się tak samo: do kogo pójdziemy na wigilię, do moich czy do jego rodziców? To okropne, ale oni rywalizują ze sobą: kto przygotuje wystawniejszą kolację, kto da lepsze prezenty wnukom.

W tym "rankingu" wygrywają rodzice męża, bo mają więcej pieniędzy na koncie i większy dom (choinka pod sufit, wszystkie okna ozdobione gwiazdami, a na ganku świecący renifer). Moi rodzice mieszkają w bloku. Na małym stole nie mieści się nawet 12 potraw, choinka stoi w doniczce. Kiedy w ubiegłym roku byliśmy u nich na wigilii, Marek zażartował, że w takiej ciasnocie "strudzony wędrowiec" mógłby liczyć tylko na nocleg na wycieraczce. Moja mama się rozpłakała, ojciec milczał cały wieczór. Koszmar! A rodzice Marka za każdym razem kontrolują, jak długo siedzimy u jednych i drugich. Nieraz usłyszałam: "U twoich rodziców to potraficie spędzić cały wieczór. U nas kanapa niewygodna?".

- To, w jaki sposób rozwiążemy świąteczną łamigłówkę logistyczną, zależy od naszej dojrzałości - mówi Krystyna Mierzejewska-Orzechowska. - Nie da się pogodzić wszystkich interesów. Dlatego przy dużej rodzinie święta planujmy z wyprzedzeniem. Możemy się umówić, że wigilię co roku spędzamy u kogoś innego. Lub robimy rodzinny zjazd u tego z członków rodziny, który ma największe mieszkanie. Umawiamy się wcześniej, kto jaką przynosi potrawę. Wspólnie sprzątamy i dekorujemy dom. Przy dobrej woli można także ustalić inny porządek: teściowie zapraszają na wcześniejszą wigilię. Do własnych rodziców idziemy tylko na podwieczorek.

Ale za to następnego dnia zapraszamy wszystkich do nas na obiad. Ważne, by nie dać się wciągnąć w rodzinne rozgrywki, jak to dzieje się w rodzinie Agaty i Marka. Pamiętajmy, że święta są po to, byśmy poczuli się naprawdę rodziną. A nie udowadniali sobie, kto jest lepszy. Nie warto bać się konfrontacji z własnymi rodzicami. Dorosłe dzieci powinny umieć im powiedzieć: "W tym roku zorganizujmy święta inaczej niż zwykle. Ale to nie znaczy, że was nie kocham czy lekceważę. Odwrotnie: potrzebuję waszego wsparcia i zrozumienia, byśmy wspólnie zorganizowali święta dobre dla wszystkich".

Karp tylko dla trojga

Justyna wspólnie z mężem i 8-letnim synem postanowili, że w tym roku wigilię spędzą tylko we trójkę. Nie będą brać udziału w rodzinnym spędzie. Właśnie skończyli remont mieszkania i chcą się nim nacieszyć. Justyna boi się jednak, że jeśli nie przyjdą, rodzice się obrażą. Bije się więc z myślami: "Powiedzieć im otwarcie, że nie przyjdziemy na wigilię, czy w ostatniej chwili udać, że któreś z nas jest chore?". - Powiedzieć prawdę - przekonuje Mierzejewska-Orzechowska. - Nie kręcić, nie kombinować, tylko otwarcie przyznać, że w tym roku mamy zamiar spędzić wigilię we własnym gronie. Nie mówić: "Nie przyjdziemy do was, bo nie mamy ochoty", ale: "Mamy zamiar w tym roku być tylko we trójkę. Mam nadzieję, że to uszanujecie". Ważne, by zakomunikować o swoich potrzebach i wyrazić prośbę o zrozumienie. Nie bać się złości rodziców, mają do niej prawo. Ale to nie znaczy, że trzeba im ulegać. Jeśli będziemy konsekwentnie sami decydować o naszym życiu, rodzice w końcu to zaakceptują.

Faszerować czy nie?

Marta, 33-latka, specjalista od spraw personalnych, czuje się zmęczona, gdy tylko pomyśli o świętach. Wigilia i dwa dni świąt to dla niej tyle co presja urządzenia wystawnych przyjęć. Razem z trzema siostrami organizują je na zmianę. Z domu rodzinnego wyniosły przekonanie, że świąteczny stół nie może się obyć bez wykwintnej ryby po grecku, faszerowanego kurczaka, kilku rodzajów sałat i ciast. Tymczasem Marta miałaby ochotę przygotować tylko małe tartinki z łososiem i pokroić ciasto. Ale wie, że gdy tak zrobi, siostry z rodzinami poczują się zlekceważone, bo "one się zaharowują", a ona serwuje kanapeczki. Co roku Marta zaciska więc zęby i faszeruje, sieka, ozdabia. Później jest zmęczona i wściekła.

- Niech Marta urządzi święta po swojemu: skromnie, ze śpiewaniem kolęd
- mówi Krystyna Mierzejewska-Orzechowska. - Nie musimy ulegać presji. Jedynie żyjąc w zgodzie ze sobą, możemy być szczęśliwi. I tylko wtedy inni też czują się z nami dobrze. A czy może być lepsza recepta na udane święta?

Marta nie musi brać odpowiedzialności za samopoczucie sióstr. Ale za swoje tak. Powinna więc powiedzieć: "Jeśli wam sprawia przyjemność przygotowywanie wykwintnych świąt, to świetnie. Ale ja lubię prostotę. I takie święta chcę urządzić u siebie". Może się okaże, że siostry wezmą z niej przykład i odważą się zastanowić, czy naprawdę chcą indyka w koniaku na każdy świąteczny obiad. A może tylko boją się wyłamywać, bo mają takie same obawy jak Marta? - Tradycja jest ważna, ale ważniejsze są nasze potrzeby - dodaje Krzysztof Korona. - Jeśli Marta uprzedzi siostry, że przygotuje skromne przyjęcie, to one to w końcu zaakceptują.

Wróć na i.pl Portal i.pl