Czy zdając sobie sprawę z tego, że w Polsce wciąż spożywa się znacznie więcej piwa niż innych napojów wyskokowych, można w ten sposób – czyli różnicując mocno podatki od rodzaju alkoholu – poradzić sobie z narastającym problemem społecznym, jakim jest alkoholizm?
Widok menedżera dużej firmy na porannym rauszu nie jest raczej tak obmierzły jak osobnika spod przysłowiowej budki z piwem. Ale jeden i drugi ma podobny problem – przede wszystkim grozi im ten sam koniec. To, co różni ich to sposób ukrywania złych emocji, no i zazwyczaj też zasobność portfela. Choć pewnie i to, tylko do czasu, bo alkohol – jaki by nie był – ten niżej stężony w piwie, czy wysokoprocentowy – w małpce, niszczy zdrowie i drenuje kieszeń bardzo podobnie. Państwo polskie dba jednak o to, by pewna różnica między alkoholami występowała. Chodzi o akcyzę i opłatę dodatkową dla alkoholi w butelkach mniejszych niż 300 ml.
Trudno powiedzieć, dlaczego podatek od alkoholu zawartego w piwie ma być niższy od tego w „małpce”. Może wynika to z historycznego przeświadczenia rządzących, sięgającego jeszcze czasów Polski Ludowej, że piwo to jednak trunek zarezerwowany dla plebsu, więc wyższa akcyza po prostu zabiłaby ten biznes, a producenci zacniejszych trunków „jakoś sobie poradzą”.
Małpka to co innego: skryje się w niej zarówno tania wódka, jak i droższy koniak. A skoro kogoś stać na niszczenie swego życia procentami, to niech chociaż budżet zyska nieco więcej, a my powiemy ludziom, że środki z wyższej akcyzy przeznaczymy na akcje profilaktyczne związane z przeciwdziałaniem alkoholizmowi.
Kusi mnie trochę, by przytoczyć nudne dane z Centrum Monitoringu Rynku wskazujące, że to jednak nie małpki a piwo (55 proc.) stanowią większą część ogólnego spożycia alkoholu w Polsce. Dam sobie jednak z nimi spokój, bo choć statystyki są nieco łagodniejsze dla producentów mocniejszych alkoholi niż dla browarów, nikogo raczej nie przekonają, że należałoby zrównać poziom akcyzy obu rodzajów trunków.
Nie przekonają, bo gdyby komuś rzeczywiście zależało na ograniczeniu spożycia alkoholu w społeczeństwie, to zamiast pomysłów związanych z wyrzucaniem go ze stacji benzynowych czy podnoszenia akcyzy, zająłby się wyrastającymi jak grzyby po deszczu małymi sklepami monopolowymi, otwartymi 24 godziny na dobę. Sprawdziłby rzetelnie ich odległość od szkół i wprowadził drakońskie kary za sprzedaż napojów wyskokowych nieletnim. Wreszcie wydałby wojnę tym, którzy sprzedają alkohol nielegalnie, pozyskując go z niepewnych źródeł. Ale lepiej wykpić się wyższym podatkiem.
To również może Cię zainteresować
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!
