- Aktualnie przebywa u nas około 40 bocianów, w tym kilka małych wyklutych w maju i czerwcu. Dużo z nich trafiło do nas po ostatnich ulewach i burzach - opowiada Ewa Piasecka, z-ca dyrektora Poleskiego Parku Narodowego.
CZYTAJ TEŻ: Zaćmienie już w piątek! Następnego takiego raczej nie dożyjemy
Pacjenci pojawią się w ośrodku w Starym Załuczu k. Włodawy zazwyczaj z powodu uszkodzonego skrzydła po kolizji z liniami wysokiego napięcia albo gdy małe wypadły z gniazda.
- Opatrujemy im skrzydełka, czasem musimy podwiązać lub amputować. Te nielotne zostają u nas, a reszta po pewnym czasie odfruwa. Mają się u nas bardzo dobrze. Nawet się między sobą parują - dodaje Ewa Piasecka.
I przyznaje, że to niezłe łasuchy. W zeszłym roku bociany zjadły w sumie jedną tonę ryb i półtorej tony mięsa mielonego. Wśród pacjentów Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt znajdują się też szczygły, kosy, jaskółki, pustułki, gawrony oraz kruk Karol. Były też puszczyki, a nawet jeże i zające.
Podopiecznych szpitala dla ptaków i zwierząt można odwiedzić. - Bociany są dosyć łaskawe dla odwiedzających i nie uciekają - mówi zastępca dyrektora.
Z kolei do filii ośrodka w Zawadówce k. Chełma trafiają większe zwierzęta leśne. Przez trzy lata mieszkał tam np. łoś Roman,
- Obecnie mamy sześć młodych sarenek - koźląt. Większość z nich przeżyła wypadki samochodowe - wyjaśnia Ewa Piasecka.
Jej zdaniem ludzie są coraz bardziej wrażliwi na krzywdę braci mniejszych. - Cieszy nas fakt, że coraz więcej szanujemy zwierzęta i chcemy im pomagać. Zdarzają się jednak przypadki przynoszenia do naszego ośrodka osesków saren. Należy pamiętać, że sarna zostawia swoje młode, ale czuwa w pobliżu. Nie należy wtedy podchodzić do maleństwa i go zabierać - apeluje Ewa Piasecka.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE:
Zobacz także: