15 czerwca 1934 r. członek Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów Hryhorij Maciejko zastrzelił przed Klubem Towarzyskim przy ul. Foksal 3 w Warszawie ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. Wkrótce po zamachu u Józefa Piłsudskiego stawił się premier Leon Kozłowski, który zaproponował utworzenie obozu, do którego trafiałyby osoby niebezpieczne dla państwa, takie np. jak zabójcy Pierackiego. Piłsudski wyraził zgodę, ale zaznaczył, że obóz może istnieć tylko rok.
17 czerwca 1934 r. prezydent Ignacy Mościcki wydał rozporządzenie z mocą ustawy o powołaniu obozu izolacyjnego. Zatrzymani mieli do niego trafiać na podstawie decyzji administracyjnej na trzy miesiące bez prawa odwołania. Osadzenie mogło być przedłużone na kolejne trzy miesiące i więcej (znany jest przypadek osadzenia trwającego trzy lata).
Więźniami mieli być działacze organizacji zagrażających państwu, przede wszystkim ukraińscy nacjonaliści i komuniści, dalej przeciwnicy polityczni sanacji (narodowcy, ludowcy i pepeesowcy), przestępcy gospodarczy (m.in. spekulanci zawyżający ceny), a wreszcie pospolici przestępcy, zwłaszcza recydywiści. W 1939 r. w obozie osadzano też osoby podejrzewane o dywersję i szpiegostwo na rzecz Niemiec.
Na miejsce obozu wybrano Berezę Kartuską w województwie poleskim i tamtejsze odpowiednio dostosowane budynki koszarowe. Komendantem został inspektor policji Bolesław Greffner z Poznania (do grudnia 1934 r.), a po nim Józef Kamala- -Kurhański. Nadzór i faktyczne kierownictwo nad obozem sprawował wojewoda poleski płk Wacław Kostek-Biernacki, znany z twardej ręki (czy wręcz sadyzmu) dawny dowódca żandarmerii w Legionach Polskich.

Obóz rozpoczął działanie 6 lipca 1934 r. Tego dnia przyjęto pierwszych pięciu więźniów: o godz. 20 przywieziono dwóch endeków z Krakowa Antoniego Grębosza i Bolesława Świderskiego, a o godz. 21 trzech komunistów z Nowogródka.
Funkcjonowanie obozu było tak zorganizowane, aby więźniowie mocno odczuli niedogodność przebywania w nim. Od przekroczenia bramy byli bici przez policjantów pałkami, kopani, popychani i obrzucani wyzwiskami. Zwracano się do nich per „ty” lub wręcz „sk...”, choć regulamin przewidywał formę „aresztowany”.
CZYTAJ TAKŻE: Rok 1939 na Polesiu. Opowiada Rajmund Walczuk
Zabronione były rozmowy, palenie papierosów, otrzymywanie paczek żywnościowych i wykonywanie samowolnie jakichkolwiek czynności. Po obozie więźniowie poruszali się biegiem, a wszystko robili na komendę i gwizdek strażnika. W ten sposób odbywało się też załatwianie potrzeb fizjologicznych. Jak wspominał więzień Berezy pisarz i publicysta Stanisław Cat Mackiewicz: „na komendę raz, dwa, trzy, trzy i pół, cztery każdy z nich miał obowiązek rozpiąć spodnie, załatwić się i zapiąć, co było oczywiście czasem niewystarczającym absolutnie”.
Latem pobudka odbywała się o godz. 3.30, zimą o 4. Po śniadaniu i apelu osadzeni pracowali w kuchni, pralni, szwalni i stolarni, w polu lub betoniarni oraz przy pracach dorywczych. „Praca trwała 8 godzin, ale tych wszystkich czynności było na 15 godzin, bo i ćwiczenia, bieganina, mycie ustępów, szorowanie, tak że bite 15 godzin to trwało” - wspominał osadzony w Berezie działacz ludowy z powiatu bocheńskiego Władysław Ryncarz.
Tym, dla których brakło zajęcia urządzano całodziennie uciążliwe ćwiczenia fizyczne na placu apelowym trwające po dziewięć godzin. Zbyt wolne wykonywanie prac lub ćwiczeń skutkowało biciem i innymi szykanami. Za naruszenie regulaminu wymierzano kary: pozbawienie prawa do korespondencji, zmniejszenie racji żywnościowych, post, izolatkę.
Słabe jedzenie, bicie, niedobór snu, stres sprawiały, że więźniowie często chorowali, choć śmiertelność w obozie nie była duża. Historycy szacują, że od 1934 do 1939 r. przez obóz przeszło w sumie ok. 3 tys. osób, z tego zmarło od 14 do 20 osób, w większości w szpitalu, gdzie trafiły w związku z chorobami.
Opozycja oburzała się na istnienie obozu i rygor w nim obowiązujący, ale sanacyjne władze nie bardzo się tym przejmowały. Premier Felicjan Sławoj Skład-kowski podczas wystąpienia w Senacie tak skomentował istnienie obozu: „No widzicie, że w Polsce jest coraz lepiej, jest jakaś sprawiedliwość. To nie to, co więzienie, gdzie człowiek się wyspał i wypoczął. Tu (w Berezie) jest porządek”.
Obóz istniał do nocy z 17 na 18 września 1939 r., kiedy to na wieść o wejściu Sowietów do Polski strażnicy uciekli.