Interwencją ratowników medycznych zakończyła się próba zajęcia mienia i eksmisji dwóch starszych sióstr mieszkających od urodzenia w miejskiej willi przy ul. Wolsztyńskiej 2. W czwartek około południa pojawił się tam komornik, nadjechał również samochód dostawczy z pracownikami, mającymi zabrać dobytek 67. i 72-latki.
Jego czynności zostały na chwilę przerwane, bowiem właściciel budynku postanowił zamurować drzwi wejściowe do lokalu, zamieszkiwanego przez kobiety. Komornik, w asyście policji, próbował wejść do mieszkania przez okno balkonowe. W tym czasie pod willą zaczęli gromadzić się działacze Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów domagający się przerwania czynności.
Mieszko Cieślik, prowadzący swoją kancelarię komorniczą w Obornikach początkowo nie chciał pokazać aktywistom nakazu eksmisji, a kiedy już to zrobił okazało się, że powinna zostać ona przeprowadzona, ale dopiero na początku sierpnia.
- Chciałem z tymi kobietami tylko porozmawiać - tłumaczył komornik. Nie potrafił jednak odpowiedzieć na pytanie, dlaczego pod willą pojawił się samochód dostawczy. - Miały propozycję innego lokalu socjalnego i jej nie odebrały korespondencji - dodawał M. Cieślik.
Zaprzeczali temu lokatorscy aktywiści, będący zarazem pełnomocnikami dwóch starszych kobiet, wskazując jednocześnie, że autem komornik chciał zabrać dobytek mieszkanek na poczet długu.
Lokatorki, jak się okazało miały dwie sprawy w sądzie - jedną eksmisyjną, drugą o zadłużenie. Kolejny raz, mimo wielokrotnych próśb, komornik nie chciał pokazać tytułu wykonawczego, choć jak się okazało miał tego dnia odebrać lokatorkom część ruchomości. Ostatecznie jednak przyznał, iż pojawił się na Grunwaldzie właśnie z takim zamiarem.
Poprosiliśmy M. Cieślika, by wytłumaczył w jakim celu przyjechał na ul. Wolsztyńską, jednak odesłał nas do rzecznika poznańskiej Izby Komorniczej.
- Proszę u niego pytać o pełną informację z przebiegu czynności - stwierdził. Jak utrzymują członkowie WSL komornik na poczet kosztów procesu miał w środę zająć mienie o wartości... około 120 zł. - Nie wiadomo jak ta sprawa się skończy, bowiem właściciel żąda od kobiet uiszczenia długów na kuriozalnych zasadach. Tymczasem to on powinien ponieść koszty, bo lokatorki piąty rok żyją bez gazu i wody - mówi Renata Bernas z WSL.
Jak informuje Magdalena Gościńska, rzecznik ZKZL sąd orzekł eksmisję, zobowiązując jednocześnie miasto do zapewnienia dłużnikom lokalu socjalnego. - Ofertę takiego lokalu, przy ul. Szamotulskiej złożyliśmy w styczniu. Wywiązaliśmy się tym samym z obowiązku, jaki nałożył na nas sąd. Oferta nie została przyjęta. Biorąc pod uwagę stan zdrowia dłużniczek, zarząd spółki podjął decyzję o złożeniu drugiej oferty - tłumaczy.