Jakie jest Pana zdanie o zmianach wprowadzanych przez nową ustawę o szkolnictwie wyższym i nauce?
Mnie niepokoi jedno: jak długo będziemy przywracać normalny stan rzeczy? Nie powinniśmy, jako ludzie uniwersytetu, ulegać wizjom polityków, którym wydaje się, że mają receptę na skokową, “rewolucyjną”, a nie wyważoną, ewolucyjną przemianę uniwersytetu. Że mają ową “czarodziejską różdżkę”, której dotknięcie sprawi, iż znajdziemy się w lepszym naukowo świecie, że nasze uniwersytety już niebawem znajdą się na wysokich pozycjach w rankingach. Samo nakłanianie doktorantów i pracowników do zbierania punktów w “grze parametryzacyjnej”, owym naukowym totolotku, to jeszcze za mało, aby polskie uniwersytety znalazły się, powiedzmy, w drugiej setce rankingu.
Co w takim razie może być receptą na uzdrowienie sytuacji polskich uczelni?
Potrzebne jest - przez kolejne ekipy polityczne, zwłaszcza w latach wyborczych, obiecywane - znaczące zwiększenie odsetka PKB przeznaczonego na finansowanie badań nauki i edukacyjną działalność uniwersytetów. Niestety, jak dotychczas, były to tylko deklaracje bez pokrycia. Powiem więcej, była to zachęta, aby środowisko akademickie wrzuciło “właściwą” kartkę wyborczą do urny wyborczej. I tak od wyborów do wyborów. I znowu słyszymy, że będzie lepiej...
Jak więc rozumieć niezależność uniwersytetu?
Uniwersytet wyróżnia to, że jest (chcielibyśmy, żeby był) instytucją autonomiczną, uwolnioną od wszelkich nacisków politycznych, religijnych, czy ekonomicznych. Dzieje uniwersytetu, a i jego teraźniejszość można by, jak sądzę, sprowadzić do historii jego walki o niezależność względem władzy politycznej, ekonomicznej i religijnej. To właśnie jego pełna autonomia w działaniach badawczych i nauczycielskich została wymieniona na pierwszym miejscu w Wielkiej Karcie Uniwersytetów Europejskich.
POLECAMY PAŃSTWA UWADZE: