Wynik za wszelką cenę - to dość oczywista dewiza przyświecająca wszystkim zespołom rozpoczynającym wielkie turnieje. W imię tej idei kibice też są w stanie wybaczyć bardzo dużo. Na pewno jednak nie wszystko. Ten wymarzony Biało-Czerwony awans do fazy grupowej mundialu znalazł się właśnie poza tym awansem tolerancji. I nie jest to odczucie odosobnione, ani też wynikające z narodowego genetycznego malkontenctwa. Fala zdegustowania grą zespołu prowadzonego przez Czesława Michniewicza przetoczyła się bowiem przez cały piłkarski świat. O polskim antyfutbolu piszą wszystkie sportowe media, a komentatorzy przypisują selekcjonerowi odkrycie nowego systemu gry 1-9-1-0, mającego na celu utrzymanie przewagi... żółtych kartek.
Polskie puzzle w Katarze składa się więc z elementów skrajnych. Miejsce w szesnastce najlepszych drużyn globu to osiągnięcie godne szacunku, ale jednak dominuje poczucie, że Michniewicz wciągnął tam reprezentację mając krew na rękach. W krótkim czasie zamordował bowiem w zawodnikach jakąkolwiek inwencję i radość z kopania piłki, ba, przekonał ich, że to ostatnie zajęcie przekracza ich realne możliwości oraz że jedyną szansą jest mieszanka przetrwania i szczęścia plus epicka forma Wojciecha Szczęsnego, natomiast boiskowe cierpienia Piotra Zielińskiego i spółki nikogo nie powinny interesować. To wprost nie do wiary, że jeszcze niedawno naprawdę kiepski styl kadry stał się gwoździem do trumny Jerzego Brzęczka, a teraz ten sam zespół został z jakiegokolwiek stylu całkowicie wysterylizowany. I że wtedy kilka sekund milczenia Roberta Lewandowskiego mówiło więcej niż tysiąc słów, a dziś ten sam piłkarz biega po linii środkowej boiska, natomiast w eterze dominuje hałaśliwy przekaz sfraternizowanej z selekcjonerem części mediów budujących mu bańkę komfortu, nie zważając na alkoholowo-cateringowe zaczepki z jego strony.
Gdy ostatni raz wyszliśmy z grupy, czyli w 1986 roku w Meksyku, też się przez nią przeczołgaliśmy. Po 0:0 z Marokiem pokonaliśmy Portugalię 1:0 i na koniec dostaliśmy łomot 0:3 z Anglią. Awansowaliśmy z rankingu trzecich miejsc, wpadliśmy na Brazylię i skończyło się na 0:4. Wynik fatalny, ale biliśmy się z gwiazdami Canarinhos, ostemplowaliśmy im poprzeczkę i poczucie, że ekipa Antoniego Piechniczka wreszcie dała z siebie wszystko było powszechne. Teraz chodzi dokładnie o to samo. Po „zwycięstwie 0:2” Michniewicz zaapelował do dziennikarzy, by pozwolili piłkarzom cieszyć się z sukcesu. Ok, ale nadszedł czas na rewanż: panowie piłkarze, w meczu z Francją dajcie nam wreszcie trochę przyjemności, bo na razie oglądanie waszych występów jest czystym masochizmem i wszyscy mamy serdecznie dość trzymania kciuków za Arabię Saudyjską...
Nie przeocz
- Piotr Żyła. Jak na co dzień żyje znany skoczek narciarski? Zobaczcie sami
- Górnik Zabrze ma piękną i szlachetną fankę. Miss nadal działa w Torcida Girls
- Mistrzynie w szkołach Kilkaset dziewcząt ćwiczyło w Katowicach z medalistkami igrzysk
- GKS Tychy - Ruch Chorzów Fani Niebieskich dopingowali w Tychach ZDJĘCIA KIBICÓW RUCHU
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
